zostań i
śpij we mgle
wciąż powlekam
przestrzeń gałązką
bo pchają się do okien
oczy rysy znaki i psy węszą
z sennych parapetów i wyjść
nie mogę ani na chwilę poza tamte
ramy mroku i twych włosów poza horyzont
puścić nie chcę a uchodzą i wnet pociągną nas
razem w rozkwit powieki w odosobnienie źrenic
pod białe wzgórza rodzenia spłyniemy porankiem