DOM (MOJEGO) CZASU NA PYTANIU STOJĄCY

O książce pt. ” Dom Mojego Ojca” autorstwa profesora Mariana Makarskiego

Z wielką pasją przeczytałem książkę pt. „DOM MOJEGO OJCA” autorstwa Mariana Makarskiego , książkę jakich coraz mniej… Napisana ona jest :dobrym i czystym językiem bardzo opisowym , czasem soczystym i barwnym ,z dystansu z racjonalistycznymi i irracjonalnymi wątkami, w zaśpiewie pięknych krajobrazów ale i pasji nad sobą w czasie dwu powojennych dygresji. Jest to książka o rodzeniu się samym w sobie i o „konsumowaniu” chwil tego czasu z zaznaczeniem historycznych choć ukrytych fraz … Książka napisana niezależnie , jednakże- czy tego chcemy czy nie- nasuwa się mi dygresja klimatów powieści do „Oksany” lub ” Doliny Issy” , albo do powieści „Złota Trąbka” Bogdana Loeblla – rówieśnika autora „DOMU…”, również pisarza kiedyś w dzieciństwie zamieszkującego bratnio rejon opisywany przez Mariana Makarskiego. Ale nie po to przytaczam te magiczne hasło- tytuły ,żeby czynić dygresje typu konkurencyjnego, jednakże chcę uświadomić ,że dobre książki powstają po czasie spożytym przez swoich autorów ,a w którym przecież wzrastają jako podmioty takich właśnie dzieł.- „Dom Mojego Ojca” jest książką opowiadającą o losach : zawirowaniach i doświadczeniach niebanalnych często bardzo dramatycznych , które krążą jak w paraboli po jakiejś zaczarowanej elipsie ,a czasem wracają, żeby się dopełnić ponownie i wyświecić w cudzie światła jako prawda…Autor podaje siebie i nas próbie okresu :od młodopolskiego(?) i po przez los powojenny I wojny światowej wrzuca w wir II wojny światowej i następną powojenność jako osaczenie Nessosa jego siły umaczanej w czerwonej płachcie, jakby w sukni Dejaniry (czyli w KRAJU RAD …) Pokazuje jednocześnie kształtowanie się własnej wyobraźni, wrażliwości splecionej z otoczeniem , które mimo tych zawirowań jest dla niego bezpieczne czasem bajeczne…Ciekawość autora „domu” wiedzie nas po przez pory całymi ciągami pór – od klasycznego „Przedwiośnia” po moreny zim, żeby znów ujrzeć krajobrazy : budzące nowe nadzieje , nowe estetyki osobiste . Ukazuje narrator jak można nie zamierzenie nieświadomie się lustrować w każdej porze dnia jeżeli tylko jest nadzieja i jak należy wzrastać w przedwiośnia „pierwiosnkiem”. Jest to czas, kiedy po ziemi Polskiej wędrowały gromady wojsk w szarozielonych mundurach , obok wsi i miasteczek, po drogach polnych jak w obrazach Kossaków aż po postmodernistyczne wyboje, nie tylko w społeczny czas- Ale i czas sztuki, która zawładnie podmiotem tej ksiązki do końca. Wydaje się tutaj ,że oczy „szeroko otwarte” Szymka -głównego bohatera opowieści , najbardziej były skore :skrzętnie wszystko i bez pardonu notować , pochłaniać „bez reszty” jego wyobraźnię w czasie rozedrganym ale i burzliwym na wiele stron. Urodzony w przeciętnej rodzinie, gdzie ojciec jest z zamiłowania ogrodnikiem i agronomem ,ojciec jako głowa rodziny tworząca ową bezpieczność ,Szymek podlegał wyborom niezwykłym…Jako dziecko a później młody chłopak może uskuteczniać wędrówki polami wokół czworaków w tle, czasem „rozleniwiony” w malignie” i „w niebycie” ,czasem bojąc się „południcy” ,widzi swój świat plastyczny raj , wydawać by się mogło z rzeczywistości Jacka Malczewskiego, jakby baśniowo nałożony warstwami i formami surrealistycznymi na siebie…A jednak bywało świat skazany na wiry : mocny i rwący spod stóp…Ów świat wydaje się chłopcu poszerzony przez wędrowców takich jak pan Szeja ,z którym przyjaźnił się ojciec Szymka. Ojciec jako wzór i ostoja , jako schron i pomocna dłoń ,w którego cieniu stoi zawsze Kochana matka z zapleczem uczuć… Nazywany przez ojca Don Kiszotem-Szeja poklepywany po ramieniu jest tutaj też autorytetem ,bo tak gestem oznajmia ojciec .Autor budował swój obraz na bliskich autorytetach na najbliższych, nie szukając ich w gwiazdach, w które przecież zaglądał…Już w samym wstępie tej książki wchodzimy w przepiękne opisy krajoznawcze podbudowane obyczajem , dialogami ale i z monologiem sam –na sam z sobą jakby we śnie choć bywa on czasem na Jawie .Wchodzimy w krainy o zaśpiewie staropolskim i młodopolskim ,pośród których rodzi się duszy obcowanie ,duszy na poły wyjątkowej postrzegającej świat jako DOM Ojca .Są to chwile uniesień , lewitacji , zdziwień czasem w semantykach błogości ale i niepokoju, gdzie leżą sekrety życia i jego „co-rusz” nowych wykwitów zdarzeń bogatych w wrażenia… Zapewne jest to opis ziemi Kilelecczyzny , na pewno jest to i wieś Kolasy, gdzie urodził się Szymek – Obok Wiślicy nad Nidą , którego ojciec pracował czasem z koniczności w majątkach ziemskich .Opisuje autor nie tylko swoich wędrowców , których bacznie obserwował ale i tych, którzy jak Szaja pochodzą (z Huculszczyzny) Skądś , czyli są Kimś więcej, bo mają swoje znamiona , kryzy …Szaja śpiewający o Prucie, Czeremeszu o swoich tęsknotach do Kołomyji…Ukazuje Makarski oczami dziecka maszkalarskość takich ludzi i jak odchodzą -najpewniej w to co sobie wyśpiewają jak ów Szaja :”gdy go losy w doły rzucą wnet z tęsknoty ginie…” A był przecież Kiedyś uwiązany huculskim pasem do gór…Zatem jest to wieść o mieszaniu się kultur , nawet obyczajów… Jednocześnie jest to książka ukazująca „na żywo” jak dochodzi się na konkluzji prawd w własnej rodzinie, kiedy przychodzi decyzja wewnętrzna ważna ,determinująca wszystko ważniejsze i o tym ,że samemu trzeba zmieniać miejsce na ziemi. Jest tutaj mowa o dramatycznej przeprowadzce w inny region pewnie do Proszowic w krakowskim .I żeby tego było za-dość ,w dalszej części opowieści tych przeprowadzek będzie jeszcze więcej . Jest też TUTAJ opis kataklizmu powodzi , który rozdziela rodzinę, a ojciec udaje się z wyboru pod Lublin zarządzać majątkiem w Dzbeninie. Jako młody chłopak Szymek pozostaje sam z chorobą matki i wyczekuje nostalgicznie przyjazdów ojca na małej stacyjce…To jak się okazuje najważniejszy okres dla bohatera , mającego się ( jak mówią losy tej opowieści) , stać się artystą wrażliwym, architektem, twórcą… On jako 8 lub 10 latek tutaj właśnie doznaje bardzo osobistej lekcji uczucia miłości i buntu a co za tym idzie i rozczarowań ,co stawia go w szeregi dorosłości. Szybko dorośleje , kształtuje własne wnętrze , konfrontuje go z innymi miejscami ,czasem buduje nowe autonomiczne nadzieje. Trzeba powiedzieć ,że w sposób bardzo poetycki, nawet malarsko-plastyczny opisuje narrator nadchodzące koleje i czas tkwiący w porach kolejnych lat, pisząc np .takie słowa: „Nic nie zatrzymało wiosny .Szła , zakwitając krokusem, bieliła ściany domów i uliczne rynsztoki, trzepotała bielizną na płocie, otwierała na oścież okna i drzwi, (…)Ja biegałem po mieście , po ulicach aż tam, w dolinę Szreniawy, skąd widać Tatry. Wpatrywałem się w to mgliste mamidło na horyzoncie”…Ale przecież właśnie tak lub inaczej ,kiedy się trwa sobą samym w tym otoczeniu ,zmienia się swoją pojęciowość w mierze łapczywych chwil. Amplitudy czasem kulminują , ale częściej ich krzywa trzyma nas u dołu, gdy nadchodzą burze. A tych w książce jest nie mało. Wojny zawsze zmieniały ludzi i otoczenia ,nawet długo później te procesy uładzania tworzą blizny i nie wsiąkają w ziemię …Tutaj w tej powieści ,która ma czasem znamiona sagi chociaż pokazuje jakby dwa pokolenia różne, nawet emocjonalnie ,autor uzmysławia nam to, że po „czasie stratowanym „-(to kolejna część książki )w jakiś sposób odradza się świat nad Prosną” ,i zamienia często role tego czasu bardziej zasadniczo ,ukazując ruch nie tylko jednostajny ale kieruje myśl w antropologię zdarzeń i znaczeń na przyszłość .Wszystko wyrasta jakby jedno z drugiego choć czasem rozdarte kładzie się w jamę pamięci osobno, jako warunek i ofiara bytu. „Miasto niczyje” –ta kolejna część książki jest właśnie taką osobną „izbą pamięci” ,w której jak w „Domu Ojca” podmiot reflektuje się, chociaż widzi ,że to lustro jest popękane –Kocha jego treść i bierze na osobną inną stronę pamięci .TUTAJ także przemyka nasz bohater porami roku chcąc jakby przedłużyć ramię albo nóżki cyrklowe zmysłu dalej i dalej -To jest pięknie pokazane w książce : szkoła , rozterki, wrzawa , samotność, wartościowanie ,w tym nauka socjologia i polityka, trudne pytania : o Zaolzie ,o Żydów, itp .A później powrót znów nad Prosną do pokoiku „u dozorcy” – Jest to Miasto Niczyje -ale moje , choć obdrapane ,wyludnione z marzeń i dobrych ludzi, ułomne w czas wojny ale bardziej łaskawe po wrzawach, mówi pisarz. Być może w nim samym gdzieś na obrzeżu stoi DOM …” choć place zamienione na „czerwone”…Powie autor ;”Wszystko co się działo teraz było mieszaniną , koglomeratem zdarzeń , powikłań, wspomnień i zapomnień, lęków i oczekiwań „- Wspomnieć należy o świadomości ,że okres powojenny to przecież kolejne życie w zaborze Polski . To przykry okres parcia władzy komunistycznej ku temu ,żeby Polska stała się kolejną republiką KRAJU RAD. To wtedy przyszedł „zamordyzm” ,a z nim socrealizm i życie pod łapą Wielkiego Misia…O tym wszystkim zdaje już wtedy w szkole sobie sprawę bohater książki i czasem oportunistycznie oponuje ,żeby zachować własną duszę i nie zaprzedać jej jakiemuś diabłu… Jednakże kształci się , korzysta z tzw. profitów i robi swoje. Jest wiele emocji ,w tym wspaniale opisanych barwnie aktów. Oczywiście ,czytając tę żywą opowieść i szkicując recenzję o niej, czasem umyślnie zamieniam tutaj czas na inny czas, lub powracam z okresu późniejszego w przedniość naszego bohatera – Szymka , gdyż chcę tu uzmysłowić zawartość opisową i zmieszanie się wagi czasów w jego postawę autorską ku wrażliwości, zdobytą przez dotyk a umocowanej znakomicie w podskórności w tej opowieści , co czyni ją wyjątkową. Jest ona bardzo osobista -tym bardziej cenna i warta konfrontacji w tym czasu dzisiejszego .Ta książka jest niesłychanie pojemna , znakomicie tworzy nastrój owej „małej ojczyzny” i związane z nią zamiłowania do ocalenia czasu , który musiał dokonać się z wyboru. To stawia bohaterowi wielkie wymagania jako spadkobiercy, i jakże silnie tutaj osadzonemu. Jest to ogromnie cenne w przypadku wyborów ostatecznie ważnych dla siebie na dalszą drogę i ku następnej większej połowie życia. To życie staje przed nami czasem jak ogromny gmach. Może przytoczę na zreasumowanie tego szkicu cytat (str.186), który powinien być puentą tego mojego szkicu : „Stanąłem przed wielkim gmachem z teką rysunków bojąc się wejść do środka , coś mówiło : – Szymek gdzie ty idziesz, gdzie ty się pchasz, uciekaj stąd , uciekaj ! Niewiele brakowało abym stchórzył. Przemogłem jednak w sobie ten opór i przekroczyłem próg wielkiej uczelni. Wspinając się schodami , wszedłem …I tutaj musze pozwolić sobie na skrót (następstw )owej domyślnej puenty : Jak wynika to z biografii autora książki, na pewno była to Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie- wydz. architektury. Staje młody człowiek z plikiem rysunków akwarel z tym co dla niego najważniejsze, ze znakami, kryzami z liniami i wektorami często –kto wie! pokrzyżowanymi jakby to był sen w śnie najdłuższym… Szymek z ukształtowanym światopoglądem wstępuje w ten ogromny gmach i penetruje rozdziały i zakamarki ,ale wstępuje poza jego wirtualność ,czyli idzie samoczynnie ciekaw ,do Muzeów i Galerii. Bywa jako podmiot na wielu spotkaniach, nie tylko jako gość ale jako kształtujący się twórca ,który przybywa z daleka nie zależny ,samoistny… Pasjonuje się Teatrem krakowskim jego dramaturgią, sceną , zamierza zostać aktorem…To książka także z pytaniem o siebie o poszukiwaniu nie tylko drogi ale i kierunku tej drogi, czyli wyrazu .Oto cytat, który autor przytacza ,biorąc na świadka jednego ze swych Mistrzów: (str.189) „Za moje malarstwo płacę ryzykiem życia, ono zabrało mi połowę rozumu „-Jest to cytat Vincent 'a van Gogha ,są to pisane słowa do brata Theo . To kolejna puenta dla tej baśni o czasie nie straconym i nie zatraconym . Pisze jakby podskórnie autor ksiązki ,że trzeba przeżyć siebie kilka razy , często w rozdarciu ,żeby umieć scalać fragmenty , które czasem pozostają w abstrakcji , na nowo i na nowo i jeszcze raz i jeszcze. Trzeba żyć jakby na dwu brzegach Wielkiej Rzeki –Tak jak w dobru i złu – Bywać tak jakby w polach :wczesnym rankiem poświęconych, ale i przejść trzeba gołą stopą po polach z ostami z piołunem w ustach…To książka o wyrastaniu ,o odbieraniu sobie owoców tego wyrastania na światło dzienne. Cytuję ,już na koniec, autorskie słowa z książki :” Błądząc po omacku w tym samouctwie przychodziły mi do głowy niestworzone rzeczy (str.202) WIELKOŚĆ RZECZYWISTOŚCI W SZTUCE wertowałem wielokrotnie, ale…” A więc, widzimy oto jak pytanie staje się odpowiedzią(?) – Pytał ongiś Gaugin; D’on vennus – nons? O(K)ue sommes – nous? On allons – neos?- I myślę, że należy już zupełnie na koniec zejść w prozę i przytoczyć jeszcze kilka faktów , które nie tylko zaciążyły na tej książce . Ale i na pewno spowodowały jej narodziny jako taki „codziennik” . Szymek , jako inżynier decyduje się powrócić do Lublina. Tutaj także wiąże się nie tylko emocjonalnie ze środowiskiem artystycznym ,ale i kreuje dalej jako: artysta malarz i architekt ,chociaż pisze wiersze -Pisze ,pasjonuje się krytyką artystyczną , na łamach prasy drukuje felietony o sztuce pod wspólnym tytułem „Spacery z sobą” . Marian Makarski jako twórca także bytuje ze środowiskiem plastycznym w Kazimierzu Wielkim , spotyka się z wybitnymi artystami: Jerzy Nowosielski (późniejszy przyjaciel,) Władysławem Filipiakiem, Zenonem Kononowiczem, ale jak się można tylko domyślać : to kontakty z Nowosielskim i Sienickim ugruntowały go jako malarza i nadały mu jakby własny image ,oryginalność, sens i wartość. Wiele się działo w życiu Szymka – Mariana, bo spełniał się także architektonicznie nie tylko wewnętrznie ale zewnętrznie .Napisał doktorat na temat :” Rozwoju przestrzennego Kazimiera Dolnego nad Wisłą” ,a promotorem jego był Wiktor Zin ,z którym razem bierze później udział w projekcie architektonicznym Świątyni Pokoju na terenie obozu zagłady na Majdanku. Jednocześnie artysta wystawia swoje malarstwo indywidualnie i grupowo ,jest wybitnie postrzegany dla środowiska lubelskiego i ogólnopolskiego. Ta książka jako osobne dzieło i jakby drzewo genealogiczne zmysłowo wyrastające z jego krwi i kości zawiera nie tylko wartości humanistyczne ,ale ukazuje stąpanie po ziemi , która choć szorstka i szara kształtuje postawy i ukazuje wartości duchowo – biologiczne czyli te naturalne, człowieka wciąż wyciskającego piętno mocnym w przeciwności losu i realizuje się we własnym oczekiwaniu obrazowo i intymnie oraz etycznie a nawet erotycznie. To erotyka nas trzyma przy tworzeniu czegokolwiek .Ta opowieść pokazuje jak kształtuje się osobowość twórcza i z czego tak na prawdę wynikają systemy wartości i ku jakiej idą godności… Polecam tę książkę ,bardziej jako księgę życia – jego dramatach . Życia które tutaj jawi się jak piękny Poemat z dużej litery.

Zbigniew Kresowaty

Dom mojego ojca, Marian Makarski, Wyd. NORBERTINUM-2001- Lublin, I S B N- 83 – 7222 – 089 – 1, ss 222, na okładce reprodukcja autora pt. Don Kichote, wydanie I –sze.