o książce „Melancholia symboli” i poetyce surrealistycznej Janusza Stycznia
Książka Janusza Stycznia przeleżała na moim biurku kilka miesięcy zanim wróciłem do domu i zacząłem z nią rozmawiać…Tytuł „Melancholia symboli” (wyd. w 2003 roku )ogłoszona przez serię Biblioteki Wrocławskiego Oddziału SPP- seria XI (2). Powracający jakby zza światów z białych sal z przyjemnością sięgnąłem wpierw do poezji Janusza Stycznia. Ta poetyka nigdy się nie starzeje –Jest to cykl patrzenia niezależnego, odrębnego i przechodzącego w perspektywy po-czasowej lustracji i zaklęcia tajemnej grozy marzeń i ich wersyfikacji na spojrzeniu ,które jeszcze przed minutami było jakąś dotykalną fizycznością – a już nie jest…Niesłychanie inspirująca jest poezja Janusza Stycznia takiej żyjącej studni którą ,żeby odkryć i kontemplować jej echo trzeba odsunąć krążek księżyca i przebić się przez mroki w mistykę ludzkiego DNA, które „cudni mi się jeszcze” (na moje szczęście!) i w oczach moich obserwujących go jako jedność duchowa. Zawsze z ogromną przyjemnością sięgam do poezji tego poety – autora znakomitych obrazów , w których czuję: pieśń, zapach werniksu i kobiety, głód, i szept erotyczny wydobywający się zmysłowo z jakiegoś tajemnego pulsującego labiryntu. Okrzyknięty ongiś Styczeń został poetą :mroku, symboli , księżyca i lustra, ale jak wczytuję się w dalsze ciągi ,które mogą być cięgami po duszy zmysłu każdego człowieka -widzę ciągle rozbudzającą się erozje , zwłaszcza u osoby „trzeciej” , która zostaje wciągana w cały bezczasowy teatr z czasu fizycznego. Sięgam równie z ogromną melancholią, gdyż wiem ,że ów świat porwie mnie w niecodzienność poza horyzonty na jednorożcu tym bardziej że ten dzisiejszy świat chorujący na fizykę płaskich wektorów wyuzdany z romantyki, pnący w kierunku konceptualizmu pieniądza staje się banalny i obcy dla głębokich ambicji intelektu. Sięgam, gdyż potrzebuję „na gwałt” innej melancholii i zatrzymania się, żeby nasycić się krwią róż ,być może jako niepowstrzymane łagodne kolejne wcielenie wampira , który stracił kły na wbijaniu znaczeń w zdania , w pustkę, żeby próżny w nocnym odbiciu lustra kobiety przebrnąć przez ocean jej ciała jak mały biały żagiel. Janusz Styczeń poeta niebanalnej sceny, inscenizator atmosfery z zapleczem bezwiednej płci obojga istnień, wiedzie nas ku surrealistycznym obrazom żywej symboliki ,sięgającej mitu , etosu filozofii i malarstwa ,które zawsze odgrywało u niego wielką rolę inspiracyjną .Kupował Albumy ,chodził na wystawy nawet kiedyś przyszedł na moją w BWA „Awangarda „(1994) -Ten pięknie wydany tom poezji ,jego retoryczna liryka melancholijnych symboli kwitnie i wciąga w Ogród Ojca Muz, który sam się dzieje całym sobą .Jest to książka o symbolice nadrealnej ,metafizycznie rozciągająca swoje ramie w przestrzenie bezpowrotne ,w poza-grobność , która tutaj osobno trwa w sobie. Styczeń lubiący plastyków , głównie artystów , którzy nie ograniczają swych dzieł do konkretnych ram , artystów którzy budują i malują zaplecze metafizycznym pędzlem jak Caspar David Fredrich, i gdzieś (być może od tego artysty ) bierze się dalszy ciąg kolejnych aktów poetyckich Stycznia. Nawet jeden ze swoich tomów poezji nazwał tytułem obrazu tego znakomitego malarza czcząc go jako swego mistrza, choć Janusz nie jest plastykiem .To „Mężczyzna i kobieta kontemplujący księżyc „- Oznajmia Styczeń ,że poprzez drogę mroku do księżyca , która biegnie przez zmysł jest mu bliżej do humanizmu a jeżeli przez patrzenie na słońce , które oślepia. Ale wracając do malarstwa Friedricha którego kocha Janusz, artysty który maluje postaci od tyłu nie pokazując ich twarzy (,nawet Styczniowi), dlatego on sam jako medium musi przejść na drugą stronę tych obrazów ,żeby nam powiedzieć :co widział z tzw . „przodu”, lub co podejrzał jako trzecia osoba -Judasz. Artysta Friedrich jakby osobowość ukryta :kobieton i mag -medium tworzy tajemnice urokliwości Janusza ,takie semantyczne zdarzenia dalej a jeżeli senne i jakby GDZIEŚ –TAM w nich cichy kot skrada się jako zmysł poety ,żeby milczeniem pomruczeć -odegrać „siódme zmysły” poza czasem fizycznym. Styczeń także interesuje się malarstwem Tycjana!… Jego Wenus – Wenus leżącą na łożu na pierwszym planie , której twarz nie jest ważna –Ważna jest tutaj przestrzeń poza łożem ,czyli ma tu poeta do czynienia z obrazem odwróconym do tzw. prawidła! -Ta Wenus na pierwszym planie blado jakby wychylona z nocy z mroku gotowa do drogi(?) trwa na tle dalszych widzeń czyli :swych innych postaci kobiet, z których jedna pakuje kufer lub wyjmuje dla Wenus odzienie… Artysta widzi tu Wenus w trzech osobach. Ale poeta słyszy ich rozmowę kobiet przy kufrze, widzi „świadomość czuwającą” jak pies wie, że ta Wenus szuka innego stroju innego lepszego wcielenia a jeżeli nagość . W tym tomiku poetyckim jest dużo o takiej Wenus „dziewczynie szukającej fontanny” wykwitu kobiecego, który może tylko zdarzyć się raz powiedzmy pod dotykiem Oka Innego mężczyzny .Wiersz (str.13)
dziewczyna idzie przez ogród,
ona lubi bardziej ogród niż świat,
ona lubi patrzeć i słuchać,
jak Czas szeleści usychając i się rodząc,
dziewczyna rozrzuca opadłe liście,
jakby chciała rozrzucić opadły Czas i jego szczątki
poderwać do dnia, (…)
Poeta poszukuje zmysłami kobiety , która ma za – dużo czasu, i za dużo siebie…Poeta szuka coś więcej; prawdziwego mężczyzny ,zapachu , wie że jest sam tym zapachem, szuka ogrodu ale i on jest tym ogrodem, a więc być może nie TO ,ale…To ONI (to coś ukryte razem) TERAZ szukają niezakłóconego snu, gdyż tylko tam jest prawdziwa poezja estetyki erotycznej takiej niespotykanej…Poeta od dawna jak tylko sięgnąć wstecz jego pokaźnego dorobku , kiedy odbiera sobie nieustannie swoje drugie JA z przestrzeni jakby wcześniej zobaczonej w surrealistycznej mocy świata ukrytego w abstrakcji wewnętrznej każdego z nas, być może z takiego miejsca dziś wstydliwego wymagającego zatrzymania , próbuje złożyć rozrzucone szczątki prawdziwego marzenia drzemiącego jeszcze w nas i podać nam treść niecodzienną erotykę bezgraniczną .Ustawia jak sę wydaje scenę zbyt małą na tak wielkie opowiadania ,ustawia aktorów dwóch i siebie do trójkąta, który jest płodny i jedyny. Czytając te poezje , która tak naprawdę rodzi się: w labiryntach mitycznych, w ruinach cieni w filozofiach starożytnych a wydobywa się skrzydłowymi drzwiami jakby z oceanu czuję że wchodzę w nią jakby zassany powołany wciągnięty niechybnie: krok po kroczku, szept po szepcie oczekując co się stawać będzie dalej i dalej …Wchodzę jakby w osobną mitologię poety , który inspiruje nastrój wydłuża gałąź kobieto-mężczyzny , układa znaki rąk , ust i muśnięcia poręczy , zawiesza księżyc nad Magbetem a może nad Otellem (?),na którego „czekają łodzie potopionych gdzieś na dnie Oceanu ” (to fragment mojego wiersza, który tutaj poczułem) .Trzeba to powiedzieć ,że te poematy otwierane na oścież ku nam toczą się także gdzieś obok Schekspeare’a jakby w zawieszeniu śmierci ożywa „życiem po życiu”… To ciągłe niespokojne poszukiwanie miejsca na obserwację i uczestniczenie łaknącym „trzecim” okiem , jakby perwersyjne podglądanie lupą Wielkiego Big Brothera scen ,i przeczuwanie chwili, w której może stać się COŚ wiele atrakcyjniejszego …Poeta wciela się w rolę bezosobową ale czynnie uczestniczy- buduje trójkąty , gra nimi zdradza i wiernie przelewa kolory , chętnie idzie na trzeciego pomiędzy usta a dłoń i dalej, choćby był nawet kamiennym jednorożcem. (str.12) (…)
pary tańczą dookoła jednorożca,
dookoła kamiennego marzenia,
on jest sercem ich tańca
ich serca w nim się odbijają,
jest dla nich czymś pewnym, wiecznym,
czymś ,na co zawsze można liczyć, (…)
Ale poeta jest niezmordowany swoim wielo-życiem bo przez wiele lat w nim światy tańczą , grają byt ponadczasowy . Tańczy i czasem wystarcza mu: samo nagie marzenie kamienia czyli milczenie. To postaci mówię jego ustami -jest mimo wszystko Janusz Styczeń takim romantykiem surrealistycznym , gdyż z pozoru czystej martwo zobaczonej sceny tworzy ruch nastroju , zapach i iluminacje marzenia .Styczeń umie przedłużyć chwilę rozkoszy , całuje swoje postaci nieskończenie- tak jak silnego(białego) konia biegnącego brzegiem morza . Ta jego poetyka nie spieszy się do orgazmu, wyczekuje w szale zmysłowym jeszcze większego uniesienia . Umie poeta także ustawić relację śmierci do życia i nadać jej wielo –wymiarowość. Często sekunda jest tutaj rozkoszną wiecznością. Wiersz skrzypce (str.49):
zostały po nim skrzypce,
ona dotyka skrzypiec,
jakby to jego dusza zostawiła
takie swoje wyobrażenie,
taki symbol wcielony w konkretny podmiot,
taka szkatułkę, w której zamknięta jest
duszy emanacja,
(…)
ta fascynacja kształtem duszy a raczej poszukiwaniem kształtu ,jakby GDZIEŚ istniejącej i wystruganej w kształt człeka , delikatność linii i liryki bywa że podskórnie lamentacyjnej ale radosnej(?), w wodzie snu w ognistych włosach (w dalszej części ksiązki) jest ponad dzisiejszą zmysłowością zabieganego człowieka , który jest przecież piękny a życie jego jest znikającym cudem-mówi poeta. Nieskończoność , która opowiada siebie w poecie, odrasta ciągnie jak dobra Chimera, unosi się i łzawi zadziwiona sobą i żyje aż po śmierci…Poeta wchodzi w marę śmierci w jej traumę i nadaje jej kształt „nietrumienny”… To mrok jest tym z czego można cos wydobyć, uratować , dotknąć, poparzyć się . Wiersz „odwiedziny” (str.51):
(…)
szepce umarłej ,ze ją wciąż kocha,
całe stopy ma otulone tym szeptem,
szept przenika we włosy umarłej, w jej duszę,
kobieta czuje to przenikanie,
jest to dreszcz rozkoszy,
(…)
Szept u poety ma zapach (, czuć go rozkoszą ), trwa, najmocniej po odejściu- oddaleniu, gdy wychodzi z cmentarza .Nikt bardziej jak Styczeń zawraca mroki człowiekowi , jest w ciągłym przebudzaniu jest pod narkotykiem zapachu kobiety , ona żyje na jego krwi pasie swą cielesność jako mara pośmiertna. W wierszu „pomnik nagrobny” (str.52) powie na końcu wiersza: „dwóch śmierci trzeba , by śmierć pokochać”- piękne i zamknięte na wieczność jakby się za moment miała skończyć poezja. Ale jak znam Stycznia nie poprzestanie na śmierci na jej co dziwne nie przykrej traumie ale żywej jak odradzająca się różą. Wróćmy jeszcze choć na chwile do samej postaci poety. Mówi on „Wychowałem się na prozie Williama Faulknera i od niego uczyłem się, jak poskramiać grozę umieszczając ją na uniwersalnym obszarze świata i czasu” – Jest zatem poeta postacią z twarzą niewiadoma dla czytelnika , który mało co wie o nim albo nic. Styczeń wpatruje się w fizyczność otoczenia w podmiot kobieto-mężczyzny –To ciało napawające grozą – co można zaryzykować dygresja: kto wie co jeszcze może się stać z osobowością liryczna , bo może przejść do obłędu , może z monstrum położyć się w lirykę perwersyjną , może dalej fermentować jak Libido całej erotyki poety już ukazane , może unieść się ponad bólem radością .Ale poezja Janusza pożąda więcej .pożąda całej wieczności jest zaborcza ku niej i łapczywa co rusz nowego spojrzenia w obszary zmysłowości niespokojnej i romantycznej choć w tej chwili znajduje się w surrealistycznym otoczeniu. Zatem być może Janusz Styczeń jeszcze nie pokazał swej twarzy. Jest ona gdzieś pod liśćmi zapamiętana i długo jeszcze będziemy jej poszukiwać zwłaszcza w świetle księżyca .
Zbigniew Kresowaty
Janusz Styczeń : Melancholia symboli, Biblioteka Wrocławskiego Oddziału SPP – Seria XI (2), ISBN 83 914421-8-7 , Projekt zrealizowano dzięki dotacji mecenatu Samorządu Wrocławia, Redaktor Jerzy Kos, Okładka: grafika Danuty Kierc.str.75