KRZESŁO NA DRODZE

rzecz o „Miniaturach” Macieja Krzemińskiego

„Krzesło na drodze „- to jedna z miniatur opowiadań autora Macieja Krzemińskiego, któren to zbiór wydało Ogólnopolskie Stowarzyszenie Literatów we Włocławku. Są one czymś co nieoczekiwanie wzięło się na moim biurku jak owe „Krzesło na drodze”, które jest podmiotem jednego z tych małych opowiadań w książce. Ta zupełna abstrakcja tworzy niebywałą sytuację – bo na przykład jadąc drogą, czy szosą, do wybranej miejscowości z jakąś prędkością, widzimy na drodze stojące, zupełnie bez powodu, krzesło!
Zastanawiać się zatem trzeba – dlaczego tutaj, w takim miejscu stoi i co jest powodem umiejscowienia przedmiotu domowego użytku służącego do spoczynku w miejscu ruchu ulicznego? – Są przeróżne domysły a i powody, dlaczego. Otóż krzesło takie mogło spaść z transportu, lub mógł je wynieść w pole pastuch i dla zupełnej zabawy postawić na drodze, a może to jakiś wędkarz? – Zatem, jadąc dalej rowerem czy samochodem, zastanawiamy się po co? na co? – dlaczego? Czytałem wszystkie miniatury Krzemińskiego, zastanawiałem się nad sensem takiej metaforyki, niesłychanie rozbudowanych pojęć – bo przecież z miniatur jest inna, czasem nawet dziwna, a nawet szokująca, gdy czasem jest mowa o jakiejś bezsensownej śmierci.
Maciej Krzemiński – jak czytam, rocznik 1971, filolog, nauczyciel języka polskiego i doktorant na UMK w Toruniu, zdradza tu najoryginalniejsze pomysły, wynikające, jak mówi podtytuł, „Tydzień zdarzeń”. Autor spogląda na świat, jakby zaglądał mu pod podszewkę w właściwie życiu, które gdzieś na obrzeżach toczy się jakby samo sobie, bo czasami niepotrzebnie? Bo przecież popatrzmy – wziął sobie autor do swych opowiadań takie postaci jak: Raca – rzeźbiarka rzeźbiąca same stopy, Samotny Dziwak, Siostra Klara – kochająca się w pięknym mężczyźnie z obrazka, którym był diabeł, Markiza wiet-Nam, Roman – grubianin i cham, Lou Adamsky – czyli on sam, wesoły Zenio – bez zajęć, ale obserwator dokładny, Koniokuroryba, – natychmiast w drugiej części pt. „Zdarzenie” / z tak zwanym odsyłaczem do gwiazdki w podtytule / czytam: – to co się zdarzyło, wydarzyło, zaszło, co się stało,: wypadek, wydarzenie, zajście: doniosłe, dziwne, osobliwe, radosne, zabawne zdarzenie… / Słownik języka polskiego / – Czyli należy oczekiwać w dalszej części, już tych bardziej formalnych zdarzeń, a być może tych z autopsji? – jak domniemam, gdyż po przeczytaniu ich wynoszę wrażenie, że są właśnie zbudowane na takich fabułach i metaforach. Autor świadomie podzielił książkę, żeby dać do wiadomości czytelnikowi, że te opowiadania miniaturowe w drugiej części są inne i jakby o innej cenie i sile. Ale wróćmy do początku książki / zanim omówić mi przyjdzie tę drugą część /.
Otóż autor kusi się o jakiś pseudonowatorski język literacki, natomiast tę abstrakcyjność wprowadza do fabuł – co jest bardzo cenne! A w dzisiejszym czasie dość nie spotykane u nowych początkujących autorów, którzy idą raczej w przedziwną formę a niżeli chcą się pokusić o oryginalną fabułę / czyli coś co może zastanowić w samej treści opowiadania /.
Natomiast Krzemiński używa języka opisowego, czasem reporterskiego? Opisuje niecodzienność, która jak wspomniałem zdarza się na obrzeżach wyobraźni jak w życiu. Pomysły niebywałe wręcz Krzemińskiego, bo na przykład rzeźbiarka, gruba Raca rzeźbiąca stopy, często chodziła w długiej, białej koszuli z czarnymi
Skrzydłami / wymalowanymi?/ na niej, lubiła jeść, spać i marzyć i nagle w jakiś poniedziałek wszystko się odmieniło, gdyż przychodzi jakiś głos i karze dorzeźbić siebie całego do owych stóp…. A gdy ona to czyni, posąg zwany dolej Kolosem Piękna ucieka z pracowni… na co Raca wpada w furię…. Od tego momentu rzeźbiła same Kolosy Piękna!
W innym opowiadaniu jest historia o Zeniu marzycielu, który zakochał się w suczce, a gdy ta urosła i zakopulował na niej olbrzymi Brytan, Zenio zwabia oba psy do domu i dokonuje mordu na Brytanie – a w efekcie ta dorosła suka zagryza swego pana mordercę za ten czyn we śnie. Historia Klary, także jest interesująca, gdyż zdarzenie jest w murach klasztoru w takiej warowni Boskiej a rozegrany dramat Klary w opowiadaniu „Modlitewnik” jest poprzedzany kłamstwem – Zaglądanie do podarowanego, ręcznie pisanego i malowanego modlitewnika / przez inną zmarłą siostrę / Klarze. gdzie widniał piękny młodzian Szatan stojący u wrót Piekieł… jakby przywołujący ją do siebie, do tego modlitewnika, coraz częściej….
W opowiadaniu „Markiza i Teresa” są poczynania plebejskiego prostaka w zalotach do markizy itd. Oczywiście nie bez kozery przytaczam skrótowe omówienia niekończące się w tej nietypowej książce, gdyż pragnę zachęcić do czytania mini opowiadań Krzemińskiego.
Autor, należy sądzić, celowo bierze do tych opowiadań niecodzienne, niespotykane sytuacje – ale jakby nagle, zaskakujące nas streszczenia, gdzie w treści jest kod poetycki wiodący do metafory w której podskórnie wyśmiewa: grubiaństwo, kamuflaż czy niecodzienną prostotę a nawet wręcz prostactwo! Autor, żeby uzmysłowić nam problem, który staje się pewną normą, celowo buduje zdarzenia, żeby pokazać do czego można się spowodować bez inteligencji czy wyobraźni lub intuicji. Są tu takie postaci i takie sytuacje, tworzone w sposób zamierzony, zaaranżowane celowo, jakby maszkaronizm, jak w obrazach Dudy Gracza? – gdzie błąka się śmierć w przebraniu Don Kiszoterii na jakimś mule i zagląda nam pod skórę i umysł /?/.
Tworzy Krzemiński, zdaje się, sytuacje na pozór niebanalne, choć w treści jest dużo banału, niespokojnej prostoty i chamstwa. Wydaje się, że autor tworzył swoje klucze do tych miniatur celowo, bo zależności między nimi nie ma jedynie styl interpretacyjny. Wydaje się, że autor tworzył te miniatury „z potrzeby serca”, gdyż są dociekliwe. Co się zaś tyczy drugiej części książki Krzemińskiego, oczywiście ten sam język, jednakże treści inne a przejściem do tej części, jakby na zdziwienie opowiadanko pt. „Ósmy dzień tygodnia „, „Koniokuroryba „, gdzie Miriam nienawidzi swej kobiecości i postanawia zostać koniem… później jeszcze czymś i jeszcze – oczywiście nienasycona chęć kobiety, która ma wszystko co najważniejsze bo przecież jest piękna, a czegoś pragnie na dodatek – i wciąż czegoś i jeszcze i jeszcze i…. Opowiadania w częściach następnych są bardziej ambitne, jak wydaje się po tytułach, choć to ostatnie było nazbyt surrealistyczne, ale bliskie wyobraźni i chciwości nie tylko kobiet.
Otóż „Czy możliwa jest redukcja” to tytuł następnego opowiadania, gdzie okazuje się, że może tak – może nie…. Dalsze – to „Poeta”, „Strach”, „Wino”, „Krucyfiks”, „Bajka”, „Przedmioty żyją” – bo i jest tu owe „Krzesło na drodze” i „Zwycięstwo śmierci”- a tym „zwycięstwem” autor puentuje całość – czyli tę swoją różnorodność opowiadań miniaturowych, gdzie przecież, jak powiedziałem, śmierć owa żeruje, bo nawet w najbardziej śpiącym życiu jest obecna /?/. Jeszcze brakuje mi w tych opowiadaniach, choć ich fabuła wychodzi z poezji to odczuwam brak właśnie poetyckiego języka, gdzie jakby z konieczności potrzebny jest zawsze, gdy chodzi o małe formy prozatorskie celem pogłębienia metafor. Tak! –, ale z drugiej strony pozostawia to jakiś niedosyt na co powinno być zdane każde dziełko autorskie / po to żeby do niego wracać/. Pewnym jest jednak, że czym krótsze opowiadania tym więcej języka poezji. O prozie Krzemińskiego można mówić pozytywnie i tak trzeba mówić, gdyż widać tu oryginalność pomysłu i różnorodność. Powiedziałby ktoś złośliwie, że to taki misz-masz, ale daleko Maciejowi Krzemińskiemu /wbrew myśli/, że jak wszystko – to nic, a więc jedynie tu różnorodność, oraz pokazanie w niej swych możliwości /?/. To przecież podobnie jak w każdej poetyckiej książce mamy przecież różnorodność wierszy i metafor, choć wszystko jest jakoś spójne z ideą i myślą autorską, która przecież zawsze układała się chronologicznie, żeby wysnuć na koniec swojego dzieła jakieś przesłanie. To wszystko, te czy inne zasadności są w tej książce i wydaje się, że autor da jeszcze usłyszeć o sobie o szerszych formach – tego oczekuję i namawiam do zapoznania się z tym autorem, którego też namawiam jedynie na trochę więcej poezji w budowaniu treści, co może tylko pogłębić i bardziej zaciekawić w sobie – a jest w Krzemińskim magazyn myśli – jest tzw. ”baza”, z której dużo może wyjść i tego oczekujemy! Namawiam autora na więcej odwagi w sensie rozszerzenia treści i jeszcze więcej czerpania z autopsji, co będzie bardziej szczere a nie pozornie zmyślone… – Krzemiński to dobrze zapowiadający się prozaik, czego mu życzę i zachęcam do dalszej pracy i większego otwarcia swego spektrum artystycznego. Oby!

Zbigniew Kresowaty

Maciej Krzemiński, „MINIATURY”, Włocławek 2000. Ogólnopolskie Stowarzyszenie Literatów s. 46.