o książce Grzegorza Bazylaka
Rzekł Pan do Noego: Wejdź do arki ty i cały twój dom, bo widziałem, że jesteś sprawiedliwy przede mną w tym pokoleniu – te słowa z Pierwszej Księgi Mojżeszowej, przytoczyć można, a nawet trzeba, przystępując do lektury nowej książki poetyckiej GRZEGORZA BAZYLAKA z Łodzi pod tytułem Gdańska noc. Otóż, już po przeczytaniu kilku wierszy zaczynamy się orientować w treści i zawartości tej książki, w której poeta stawia nas w dość niecodziennej sytuacji. Sytuacji traktującej o nastroju jaki wytwarza sie przed rozpoczęciem długotrwałej podróży w nieznane rejony świata natury, ale także w nieodkryte strony natury ludzkiej. Poeta sobie i nam proponuje na spowiednika postać biblijną, która obdarzona została pełnym zaufaniem Boga, postać Noego, od którego niegdysiejszego wyboru uzależniony jest obraz naszego świata naturalnego.
Gdańska noc to po prostu dobry pomysł na książkę, która traktuje o wierze, nadziei i miłości, ale w sposób dość pesymistyczny, ukonkretyzowany. Kiedy poeta zostaje sam na sam z wielką wodą, którą może być także i ta dzisiejsza ciemna noc, gdzie tylko małe światełka mogą dawać znaki, jakby wołając o pomoc, lub kiedy poeta staje sam na sam z wielkim morzem, jemu właśnie może przyjść do głowy, że właśnie znalazł się na takiej arce Noego, że cała kula ziemska jest takim miejscem. Punktem przestrzeni mniejszym niż cały kosmos, gdzie należy w czas nadejścia czegoś ważnego, wyspowiadać się.
Tym spowiednikiem, napewno dla poety, jest Noe, od którego wyboru zależał nowy obraz przyszłego świata. GRZEGORZ BAZYLAK, wydaje się, bardzo trafnie w y b r a ł miejsce, gdzie należy to uczynić, gdyż jest to miejsce nie tyle historyczne, ale szczególnie ważne, na brzegu całej Polski, o której też jest mowa w tej książce.
A jest mowa w tej książce o wartościach uniwersalnych, i można śmiało to powiedzieć, wartościach niepopularnych dziś dla i w poezji powstającej w środowisku młodego pokolenia i nie tylko. A więc staje poeta przed ważną podróżą do żródeł…
Droga do żródeł może być tylko pod prąd, może być tylko walką z przeciwnościami, gdzie czyha nie tylko pojedyncze zło, ale jego wielorakie postaci, które gromadziły się w ciągu wieków. Ujawnienie swojej tęsknoty do atrybutów prawdziwego człowieczeństwa jest świadectwem wielkiej odwagi poety, a podjęcie w tych okolicznościach rozmowy z Noem jest szczególnie ważną czynnością.
Nie przypadkiem niewielki tomik poezji GRZEGORZA BAZYLAKA rozpoczyna wiersz Księgi i tablice. Przed każdą długą podróżą trzeba stanąć przed drogowskazami, mapami, oraz modlitwą, jaką mogą stać się …..wiersze. Wyrażone w nich pragnienie poety, kiedy wśród czasowników poszukuje perspektywy i wsłuchuje się w dzwony wygasłej przestrzeni, może być zarazem znakiem kierunku wybranej drogi, jej udanym początkiem.
W wierszu Incognita poeta stwierdza mówisz Noe / że nie wierzysz / w to co mówię / a przecież / powtarzam tylko / to co usłyszałem / dziś nad ranem / między wdechem / a wydechem krwi …Poeta mówi tutaj o znikomości przeżywanej chwili, która jednak jest istotna, tak jak czymś istotnym i pełnym wartości jest sama arka Noego, ziemia, brzeg, na którym jeszcze stoi, chociaż właściwie jest już w drodze, oddalony od niego na tyle, aby nagle odnaleźć się bardzo blisko zapoznanych skądinąd miejsc, znanych jakby z przeszłości. Stąd wiersz Nad Jeziorem Genezaret przywołuje okolice, które są miejscem pewnej genezy, początku, czymś z niejasnej, nieświadomej przeszłości p o e t y, a nie jego spowiednika. Zatem to p o d r ó ż n i k pyta czy arka jest gotowa na spotkanie z taką inną, poza ustalonym czasowym i przestrzennym porządkiem, rzeczywistością. Poeta pisze ulewne deszcze / doniosły do ziemi / bezbarwne zatoki / pozbawione ryby / Ich krzyk donośny / noc na części dzieli ….Ukazuje się poecie w tej drodze do żródeł wszystko to, co odeszło, ale co w każdej chwili może, i powinno, ponownie ożyć. Mamy nieodparte wrażenie, że trzeba coś naprawić, uratować, właśnie wręcz zabrać ze sobą. Poeta zapytuje, chociaż nie wprost, na przykład w wierszu Exemplum necropolia Lodzensis, czy jest jeszcze miejsce na arce dla umarłych, ale zmartwychwstałych, jak postać i obraz Chrystusa, czyli czegoś, czego trzeba dotknąć, żeby uwierzyć. Rana jest większa niż nam się wydaje, ale trzeba jej dotknąć, choćby tylko wzrokiem, to konieczne. Wszystko to, co ocalało po biblijnym potopie, jakby na potwierdzenie tego ocalenia, poeta przeżywa ponownie z Noem, a właściwie z jego duchową istotą, która pozostała nieskażona, stając się przez to czymś materialnym, miejscem trwałego dobra. Wydaje się, że autor tych wierszy wie, gdzie jeszcze znajdują się takie m i e j s c a.
Jednym z nich są wiersze, które w obliczu spowiednika, w tym przypadku Noego, nie mogą przecież być czymś innym jak rodzajem modlitwy, naznaczonej wiarą i miłością, a nawet litością. W wierszu Z doświadczeń poeta mówi zostając w ziemi / deszcze pozostały te same / w opadaniu Kto pierwszy / Nic się nie zmieniło Wszystko / z tego czasu pozostanie / nie nazwane, Noe. Czyli w kolejnych słowach – Kto, Nic, Wszystko, Noe – poeta wylicza i stawia jakby na jedną kartę cały stan rzeczy. To, co wokół siebie widzi nowego to Nic, a jednak Wszystko, bo jest tego całe bogactwo, nawet po kimś takim jak Noe i jego zbawiennym uczynku. Poeta, przebywając z nim przez tyle czasu, może całe życie, spoufala się na tyle, że stwierdza: Spójrz, Noe, są na tym świecie rzeczy o których nie było kiedyś mowy, gdy upychałeś na swoją arkę różne stworzenia natury. Skąd to się wzięło ??? To Nic i Wszystko, zestawione obok siebie, może oznaczać, że jest w dzisiejszym świecie wiele rzeczy bezwartościowych, nieprzydatnych do życia człowiekowi i , co paradoksalne, rzeczy te same w sobie stają się potopem w trakcie podróży przez świat, życie.
Po takim wyznaniu pojawia się pewne wyciszenie i wiersz Sekwencja. Wiersz mówiący o nowym terenie poetyckiej penetracji. Poeta pyta siebie, gdzie jest, pisze w poszukiwaniu ojczyzny bezwględnej nadziei / okaleczałem się wierzyłem moim wrogom / milczałem pragnąc zrozumieć swoją samotność / próbowałem opłynąć jej brzegi żyjąc między wami / pragnąłem wznawiać zapomniane obrazy… Poeta rozpoznaje kolejny żywioł, zaczyna rozumieć, że jest tylko na małym skrawku arki, z przygniatającymi go problemami swego wewnętrznego życia. Czyżby okaleczyły go jego własne ułomne zmysły, dotychczasowe uporczywe milczenie ???
Poeta czuje, że powinien coś zrobić, aby zrozumieć swoją sytuację, samotność, ale do tego trzeba się zatrzymać, choćby na chwilę, naładować akumulatory wyobraźni, wejść w kontakt z uczuciem pokory. Bo w oczekiwaniu na pojawienie się czegoś ważnego, skazani jesteśmy na poznawanie trudu wędrowania, aż pokaże się prawdziwy, wyraźny cel. Czasem ma się wrażenie, że znajdujemy się w niekończącym się, podwójnym labiryncie. Nasuwa się tu paralela z Homerowską Odyseją. Współczesny człowiek, jak Odyseusz zbłąkany, zmęczony wypatrywaniem brzegu …
Wędrówka opisywana w tomiku GRZEGORZA BAZYLAKA może wydawać się w pewnym stopniu taką Odyseją, ale poeta kontroluje stan rzeczy, chociaż słyszy fałszywe głosy to było / najokrutniejsze / i coraz częściej / słyszę was…jak w wierszu Z labiryntu. Autor wydaje się potwierdzać pewien chronologiczny, ale i myślowy, porządek w docieraniu do obranego celu. Powroty do żródeł są przecież prawdziwą udręką. Próby naprawy życia ludzkiego, udzielania pewnych kardynalnych przestróg, także mogą być udręką. Muszę powiedzieć, że w poezji GRZEGORZA BAZYLAKA dopatruję się pewnych analogii do poezji ZBIGNIEWA HERBERTA. Ta biblijność, czy uniwersalność mitologicznych pojęć i odniesień, podobnie przeplata się i gra ze szczegółami wyobraźni w twórczości obu poetów. Wiersze są bardzo dobrze zbudowane, słowo trzyma się słowa, bo przecież tak jak na arce, nic nie powinno zawieść, zaszfankować. Tu musi być wszystko to, co dobre, a nawet uniwersalnie pewne.
Na potwierdzenie trzeba dodać, że to bardzo dobrze, gdy do takich spraw, zabiera się równie znakomicie namalowane obrazy. Tym razem GRZEGORZ BAZYLAK wziął do swojej arki, czyli swojej książki, obrazy ZBIGNIEWA STECA, obrazy surrealistyczne, odpowiednie do podjęcia tego ogromu przemyślanych treści i opisywanych działań. Wiersze i obrazy wspaniale korespondują ze sobą, gdyż same są jakby labiryntami, z których przyszło nam się wydostawać. Labirynt może także być pewnego rodzaju arką, gdyż wiele tu miejsca na niespodzianki, grę, na logiczne dochodzenie do sedna, przy pełnym zaangażowaniu wyobraźni. Pod wysokim napięciem to tytuł jednego z zamieszczonych obrazów ZBIGNIEWA STECA, gdzie widzimy, jak samotny żeglarz próbuje połączyć się z samym sobą, poprzez dwa końce jednej łodzi, na której pokonuje przestrzeń. Łodzią tą może być jego ciało lub konkretny moment czasu – a więc próbuje połączyć dwa krańce arki, aby stając się jednością, zamknąć się w tym, co najważniejsze, czym może być na przykład jego głos, wypowiedź… A może ma to być sen, w którym ciało i czas tracą swój pierwotny, fizyczny wymiar.
W znakomitym wierszu Sen czytamy sen odpoczynkiem nieprawda zamykam / oczy i krwi ciężar zmęczył mnie tak / bardzo że aż pociemniało w oczach / marcowe słońce zapachu naniosło a / wiatr porywa go ze mną i wnosi do… – wnosi na przykład do pokoju – przez otwarte okno Bezruch. Poeta jakby zamiera, ale nadal czuwa w tym dziwnym śnie, jak w wierszu…Drzwi się / otwarły a kroki nierówne na mięśniach / wydeptują ślady trzask kości tak / bolesny bo i we mnie coś się skrada… Wcześniej poeta stwierdza …marcowe słońce zapachu naniosło a wiatr porywa go ze mną i wnosi do tego pokoju przez twarte okno …, celowo jeszcze raz przytaczam słowa z tego wiersza, aby przybliżyć ciąg skojarzeń, który intuicyjnie, podświadomie, mógł kierować ich autora w nowe, aktualne sprawy. Mogą to być bardzo ważne problemy społeczne i nowej demokracji. Myślę, że jest usprawiedliwiony taki sposób mego odczytania tego tekstu, jako przypomnienie marca z przeszłości, marca politycznych ruchów. To idy marcowe, podczas których zostaliśmy boleśnie doświadczeni, kiedy rozpoczął się ruch umożliwiający powstanie własnej małej ojczyzny, a co z pewnością należy do przeszłości, ale przez cały czas pozostaje dla nas czymś ważnym. Takie czuwanie wciąż jest aktualne, konieczne, aby czegoś nie zaniechać, nie popsuć.
Poeta na stronach swej książki wciąż pyta Noego, nagabuje i wprost prowokuje, a czasem ma pretensje, że tyle musiał zobaczyć, poznać. Ale jakże piękny może być ten ciężar poznawania. Ile przynosi radości, chociaż poznawane prawdy zdają się oczywiste, ale odkrywane muszą być wciąż na nowo – to bardzo ważna konstatacja. Odświeżanie człowieka. Wydaje mi się, że Poeta zabrał się do tego dość świadomie, gdyż na swoją książkę znalazł bardzo dobry pomysł. Zapragnął także coś mieć z tego dla siebie. Pragnie, żeby jego książka przyczyniła się wprost do postanowienia poprawy. Ta uporczywa przeprawa przez czas ma nas nakierować na umiejętność dobrego wyboru z tego co zdołamy poznać. Wchodząc w obszar nowości, każdej nowości, powinniśmy inicjować i określać ponownie zawartość arki, czyli nasz los, i wybrać na czas dalszej podróży lepsze znaki. Prawdopodobnie poeta pragnie nas przygotowywać do wejścia w nowe tysiąclecie, jakby w tę nową arkę. Świadomie przedstawia nam swój światopogląd, szkoda, że trochę pesymistyczny, ale jest to chyba celowe, aby stało się zadość poczuciu całości, pełni.
Podoba mi się, że poeta stara się w swej książce zbliżyć nas do natury, przyrody. Kontakt z naturą oczyszcza, jest rodzajem Karmy. Poeta mówi dość tzw. epoce zła, dość oszołomstwu, dość bezkrytycznemu przyjmowaniu aktrakcyjnych lecz pozornych półprawd. Gdańska noc, to taka jedna, szczególna noc, czy może sen nad morzem, takie jedno spojrzenie w duszę samotnego człowieka, ogarniające wszystko co było, co jest i co będzie. Noc gdańska, jako miejsce z grudnia 1970 roku, zapamiętana przez poetę, który z racji swego życiowego doświadczenia także może być Noem i rozmawiać sam ze sobą, po prostu ze sobą, tak naprawdę. Albo poszukującego kogoś z kim tak naprawdę, bez obawy, można porozmawiać o czymś ważnym, nieznanym, o tajemnicach życia. Poeta rozwinął przed nami tę tajemnicę życia za pomocą podjętej rozmowy, próby dialogu. To bardzo ciekawe i pouczające w obecnym czasie, gdy trędowaci przybierają na sile. Gdy szaleje taniec strzykawek i torturują się ciała w hotelowych zakamarkach, w biały, czysty dzień. Wydaje mi się, że to przeciw tzw. kulturze śmierci, poeta mówi wprost, używa w trakcie tej niesamowitej, niespokojnej Gedanensis nox uniwersalnych słów – nadzieja, wiara, miłość, pogarda, litość. Przywołuje coś, co znakomicie wyraził przed laty krakowski poeta WOJCIECH KAWIŃSKI, a mianowicie prawdy najprostsze / one jeszcze nas budzą / gdy śnimy wypełnieni / zawiścią (z tomu Śpiew bezimienny, 1978). Czasem to niezbędne, ta odrobina pokory, gdy potrzebą staje się namysł, refleksja nad własnym życiem.
Zbigniew Kresowaty
Wrocław, 22.07.1998
GRZEGORZ BAZYLAK, Gdańska noc. Ilustr. Zbigniew Stec.
Ogólnopolskie Stowarzyszenie Literatów, Włocławek 1998, str. 40. ISBN – 83-909657-1-2