Pytanie o istnienie czy katharsis?

o książce „Pejzaż w cierniach” B. Urbanka

Wszystkie próby rozwiązywania życia za pomocą słowa czy języka sztuki to zadanie o iście charytatywnym charakterze. Ukazywanie całego „pejzażu w cierniach”, czyli zachodzących w związku z tym okoliczności ma zawsze na celu uzmysłowienie nam, przeistaczania się w związki z naturą – w tym i tą metafizyczną. Tom poezji Lesława Jana Urbanka wydany przez Wyd. RAT w Rzeszowie w 2000 roku jest swego rodzaju uosobieniem w/w, najogólniej rzecz biorąc, powinności twórcy, poety.. .Ale i ten zbiór wierszy jest rodzajem zwierciadła, oprawionym w „głębię własnej duszy” ustawionego w dystansie do metaforyki frywolnych poczynań twórczych. Autor pokazuje nam wiersze, w których, jakby nieopatrznie, jest dużo o bólu, po to żeby przeżywać, a w efekcie zdobyć się na dystans do świata, który jest brutalny, nieubłagany, a nawet podstępny przez swoją naturę… Nieustanne czuwanie nad wymiarem swej duszy jest zadaniem poety. A tu w tej poezji uzewnętrznia się ono i wprowadza ruch i poszukiwanie przez całe otoczenie dotykalne. Całe byty pytań, zadawanie ich o cały sens istnienia, podejmowanie w związku z tym pewnych działań, nawet dziwienie się sobie, dla poprawy wizerunku sumienia – to działanie autora które także stoi w tle, czyli w pejzażu tej książki. Takie ekspresyjne niejednokrotnie fazy, czy skupienie nad czasem zastanym, przeistaczanie swego ducha, czy kondycji jego w stronę sacrum – to jakby dalsze, inne cele tej poezji, o ile tak to można nazwać (?) – „PEJZAŻ W CIERNIACH” to patrzenie przez całe kontemplacyjne tła, i reflektowanie tego w swoich korzeniach (być może i dlatego książka dedykowana swoim rodzicom ?) – to cały cykl kontestacyjny otoczenia przeszłego i przyszłego – to jakby jeden czas. „DOWCIP” (str.7) u autora „polega na braku dowcipu” – czasem wydaje się, że poeta zbyt poważnie traktuje poetyckie działania, że stawia je ponad – tak jakby były to modlitwy (?), mówi:

(…)
bo po co od praptaka
lecą ptaki na złamanie skrzydeł
za rozmokłą granicę
na końcu smutku
w okolice słodkich marzeń
inwestować
Poeta „od ręki” stawia siebie na linii odzyskiwania pewnych uniwersalnych znaczeń, lecz nie za rzecz „słodkich ciasteczek”! Żąda sam od siebie konkretu, podbudowy fundamentu (?) z którego powstaną konkretne wartości…
Autor w dalszej części książki mówi jasno, że ma jakby na celu odwagę przyznawania się do własnych słabości i boleje nad nimi, a jednocześnie przez tę odwagę kształtuje, jakby oczyszcza się (?). Chociaż bywa w dylemacie czasem. Wiersz „DYLEMAT” str. 10 mówi:

Masz odwagę się przyznać
że pragniesz skały obdarować duszą
a urodziłeś się zbyt wcześnie
nie domyślając się
o co właściwie chodzi

Wersyfikując znaczenie tych słów, odnaleźć się daje tu takie znaczenie dla autora, który stawia głównie na przeżywanie otaczającego świata, poprzez dotyk ciałem i jego zmysłami, a które to zmysły mogą być budulcem lepszym dla uduchowienia, bo przechodzi się wtedy przez materię, jak przez przysłowiowe „ucho igielne” (jak wielbłąd), z całym garbem, bagażem doświadczeń nabytych wcześniej. Wiersz bez tyt. (str.18)

(…)
o
gdyby ludzkie stopy
mogły zapłakać
bo nie zawsze się udaje
uniknąć zbędnych słów

Uzmysławianie nam, że zbyt dużo podejmujemy dla słowa, a czyn okazuje się znikomy i mały dla tego wymiaru, dla jego wartości, stawia znaczenie bolesnego katharsis -być może i to jest cierniem (?). Poeta czuje się źle w otaczającym świecie – myślę, że nie czuje się tak – bo taki jest lub bywa jego stan duchowy! Jednakże branie na siebie goryczy, strachu, niepokoju, czy winy, to często świadome podejmowanie tego rozbudzenia w dochodzeniu do pewnych jednak, nadziei – czego nie brak w tej poezji. Często ta poezja wynagradza się za trud bólu i cierpienia… Wydaje się, że poeta zamierza te stany po to, żeby nie mieć złudzeń, lecz zapracować na dobro (?). Przeżywanie siebie w otoczeniu kwiatów, drzew, ptaków, czy poszczególnych krajobrazów zapachowych do przyrody – to dotykanie atrybutów owego życia danego „z całym dobrodziejstwem inwentarza”- i jest to czasem wewnętrzny protest, na tyle wszystkiego naraz! Rozpatrywanie tego świata sobą samym do szczętu, do bólu, to najszczersza próba oczyszczenia, to kreowanie swej urody czasu i bytu w którym się znalazł z nadania siły wyższej, na spełnienie (?)… Wszystkie ciernie u autora, nawet te które nie godzą się być w tym słowie, one także bolą, bo nie dotykają – a powinny, lecz są łagodne. Zatem ukryty bunt jest w tej poezji, nawet rozterka (?). Umieszczanie się w okowach przyrody ma uświadamiać, jak się wydaje, naszą małość, naszą małostkowość, takie przemieszczanie się między światami żywymi, dotykając jedynie okiem, czy innym zmysłem… Ukazywanie zagubienia w materii otoczenia, szukanie wyjścia z niej, jest naturalnym odruchem wrażliwości, czego nie brak autorowi. To jakby nawracanie się na stwórcę, na siły nadprzyrodzone, które cząstkami tkwią w nas. Mówi wiersz (str.53) pt. „Między pęknięciem skorupki jajka”:

(…)
każde wczoraj objawione
w pulsacji nieznanego wiersza
opanowującego burzliwie
komórki jego kościokrzewu
sprzysięgło się przeciw niemu
by już nigdy nie mógł
należeć do siebie

I to jest jakby przewodnim znaczeniem tej poezji i klimatu jego metaforyki, takie tworzenie, trwanie w zadziwieniu, trochę radosne rozdarcie, ciągłe niepojęte narastanie ku katharsis, w refleksji całej użytej siły na zamierzoną niedojrzałość we wnikanie – po to, żeby osaczyć bunt. Reasumując – jest tu przeżywanie zastanego świata, zdziwienie zastaną prawdą i jej światłem w pejzażu, który utknął jak drzazga w nodze, który utknął w kolorze natury (?) To oczywiście refleksja nad skazaniem się, nad pogrążeniem nad prawdą absolutną, oraz prowadzenie do oczyszczenia się przez dotykanie ciałem. To poezja trochę filozoficzna, w ruchu, w trosce przed brutalnością – poezja mozołu myśli i ócz – dedukowanie ku człowieczeństwu i jego zasadom bytu, ku wszelkiej naturalności.

Zbigniew Kresowaty
 

Lesław Jan Urbanek, PEJZAŻ W CIERNIACH, Wyd. RAF, Rzeszów 2000, ISBN 83-907162-8-3, s.70, Wyd. I