wstąpił do kolejki na rogu
ulicy jak do piekieł z włosami
sine podkowy ócz jak u centaura
strużkami siniaków krzywe usta
słowo daję facet trzydzieścitrzy lata
w dużym brudnym żółtym berecie
wchodzącym jak kowczeg
za kołnierz widać nie wylewa
w kolejce brązowy
przede mną stał płaszcz długi
czuć go było rybą i winem As
ogromny był sklep długie półki
na chleb wędzonkę i rybie oczy
wpatrzone w wystawę – ludzie
jakby zatrzaśnięci w dłoniach
w garści trzymali cęciaki a myśl
liczydłem szła – Pamiętam
była trzynasta i stan pokuty
Dziwny jest ten świat z okna
śpiewał Czesiek eN
Spotkałem Go w Długiej kolejce
przede mną z przekłutymi uszami
stał – Na garściach stygmaty sznyt
głowa do dołu wychylona w noc
nie rozmawiał z nim Nikt chociaż
jakby w jednym kokonie staliśmy i
nagle wpada mi na twarz wzrokiem
jak spytnik na potrzebę ; „może masz
trzydzieści groszy? – A bodaj jakiś
jeden złoty! – Oddam jutro będę
tu pewnikiem o godzinie 13 znów
po sądzie – Tu obok ostatecznym
wpadnij drogę znasz na czyściec
tu w krzakach na przeciwko
słyszysz już Magdalena jęczy
jak kotka – Wybacz ja muszę
JUŻ iść TAM – Gdzie zawsze
rankiem rozbite bywa puste
szkło w kolorze słońca