w białej czapeczce jak wtedy
pod szkołą – spotkałem cię
na Rzeźniczej w miasteczku
moim na kresach dalekich
mieszkałeś i ciągle za rogiem
Był TAM mur a za murem
z gęstej czerwieni
miejsce pracy ojca twego i
jak patrzę ci w oczy – widzę
te wielkie stosy w przestrzeni
kiszki kości ryje ogony i uszy
kopytka tupią jeszcze do dziś
I jak tylko przekrzywię głowę
widzę ciągle taka sama jesteś
cera śniada piegi na policzkach
i nosie zostały jak jeden wzór
pamiętam twój ojciec Rudy
nosił czerwoną krzywą twarz
patrzyłem wspięty na mur
blaszanym garczkiem popijał
rajski napój – na rękach krew
jasna szczecina brwi na oczach
na wytrzeszcz uciekałem – I
wyjący uśmiech życia mnie gnał
to na tobie poetko cedzona przez
zęby na głowie wciąż jeszcze
tkwi zakręcony jałowy róg
– czuję niebawem znów
staniesz przede mną jasna
chwilo w drzwiach wiadomo
była pochlebczyni spojrzysz
w oczy jak wspomnienie
z przyszłości grymas chwili
i ciszę wyjąkasz na Cześć!
ostrym krzywym błyskiem
wzroku z siną rękojeścią
pamięci uderzysz w
me serce