TA NASZA MŁODOŚĆ

Rewia Przebojów lat 60-70-tych we Wrocławiu

„Ktoś mnie pokochał” – to słowa piosenki Skaldów która była przebojem tamtych lat. Trzeba powiedzieć także, że to słowa, które oznajmiają wiosnę. Wiosnę w naturze, ale także w całej sferze ducha człowieka. Człowiek posiada do wyrażania swej ekspresji erotykę i wszystkie inne zmysły, żeby mógł prawidłowo istnieć w czasie jemu danym. Teatr Muzyczny Wrocławskiej Operetki zainscenizował rewię, złożoną z największych przebojów lat 60-70-tych. Pomysłodawcą okazał się Dyrektor Rostecki. Zaprosił, tym razem do uczestnictwa, do swego pomysłu – do reżyserowania owej rewii, Bohdana Łazukę, oraz scenarzystę Jacka Lubarta-Krzysicę z Krakowa. Choreografii zgodziła się doglądać Zofia Rudnicka, przy scenografii Joanny Barylińskiej i kierownictwie muzycznym Zbigniewa Małkowicza. Chcę nadmienić, że nie pierwszy raz Jacek Lubart-Krzysica objawia się jako autor scenariusza. Brano go kiedyś do przeróżnych realizacji małych form dziecięcych, do teatru, a także do telewizji w Krakowie i Warszawie. Wydatnie udał się pomysł Krzysicy, ponieważ doświadczał się on wtedy tym „młodym człowiekiem”, poetą, dziennikarzem, który śpiewał tamte przeboje – zatem z lokalizacją klucza do REWII nie miał żadnych kłopotów – jak mi oświadczył. Zostałem zaproszony do obejrzenia premierowej Rewii z udziałem w/w realizatorów. Można było sobie już nie tylko przypomnieć znakomite przeboje „z tamtych lat”, ale i je głośno zaśpiewać z wykonawcami Operetki Wrocławskiej… Wszyscyśmy śpiewali te przeboje: duzi i mali, chociaż politycznie zamknięci w tzw. „obozie socjalistycznym” i przy jego „świetlanej przyszłości” mieliśmy smutne miny i mieszane nadzieje… Pamięta się powiedzenie „wiosna idzie panie sierżancie”, „idzie nawiedzenie” pisali poeci itd. – komunistyczny rząd robił swoje i jego Hunta ! a my śpiewaliśmy sobie ! Ale wracając do Rewii – Bohdan Łazuka, który na owe czasy był wyrazicielem połączonych cech, które jednym widzom wtedy pozwalały podziwiać rozdokazywanego chłopaka o ujmującym uśmiechu i błyszczących oczach, gdy drugim ironicznego komentatora mikrozdarzeń – a więc jednym bliższy był „charleston”, drugim – Okudżawa, jednym „czacza”, drugim – Ballada o fryzjerze z St. Denis…, a wiec wykonawca ten zapisał się wtedy jako piosenkarz bardziej, niż aktor prof. Sempolińskiego i jako człowiek do rozładowywania kompleksów przeróżnych, ale jednakowo archaicznych… Bohdan Łazuka postanowił tym razem jakby, skondensować swój trud, image i styl podejmując się reżyserowania tych przebojów. Dobrze, że podjęła się tego gwiazda ! – która jakby pozostała „gwiazdą”, co do swego scenariusza postarał się powziąć Jacek Lubart-Krzysica.
Poeta i autor scenariusza pozwolił również swemu pomysłowi, żeby tak poprowadzić kluczem, na początku rewii inscenizując scenkę teatralnej próby, w oczekiwaniu na gwiazdora, który ma zawitać do „małego teatru”… Tak też było! Wprowadziło to na samym początku trochę napięcia i niepokoju – sam zapytywałem siebie w głębi duszy – przecież przyszedłem na rewię, a nie na sztukę teatralną o gwiazdorze !… – szybko się jednak okazało że rozładował to telefon (w scence) od Bodzia, którego wszyscy z artystów niby znali – jednocześnie wyparli się, gdy doszło do przyjęcia wiadomości ze słuchawki podczas chwilowej nieobecności reżysera (scenki). Okazuje się, że jedynie krzątająca się sprzątaczka zna artystę i rozmawia z nim na „ty”… Scenografia tej wstępnej scenki do Rewii została celowo ujęta przez Krzysicę i zaplanowana w iście komunistycznym, czy socjalistycznym stylu (?). Była mównica z paprotką i szklanką wody na scenie, była przewieszona flaga i inne atrybuty byłego okresu. Dopiero po kilkunastu minutach opada kurtyna i faktycznie pojawiają się poszczególni wykonawcy rewiowi. Kontynuacją do byłego okresu, oczywiście musiały znaleźć się na scenie schody z rewii Rzeszewskiego lub choćby ze „Szpicbródki” rodem, co było kontynuacją klimatów ówczesnych programów rozrywkowych w TV. Piosenki jednak także pozostały -także w naszych sercach. Tutaj zaaranżowane w nowy sposób, odśpiewane trochę banalnie i naiwnie – tak jak wiodło nas wtedy życie i nadzieja, aktorzy i balet poprzebierani w stroje z lat sześćdziesiątych–siedemdziesiątych, odśpiewane jako przeboje „z myszką” przypomniały niejednemu widzowi nastrój i przeżycia z minionego okresu. Można było przenieść się w atmosferę dni które minęły (?). Odkrywanie uroków tych utworów, ich metafizyka i styl, w nowym opracowaniu, trąciło nas sentymentem – może nostalgią (?), a może romantyzmem (?) – Kto wie !? – jednakże brawa publiczności, nieprzerwane owacje, nawet na stojąco, mogły dowodzić, że tak ! Cała dygresja do czasu minionego, którą jakby wyśpiewaliśmy sobie sami, sprawiała przy całym sprycie scenarzysty Krzysicy, który jakby chronologicznie połączył style, ujawniła swoje oblicze. Wydaje się , że jest to dowód na nasze słabości – a i dowód , że nigdy nie straszne nam były ingerencje cenzury, itp. rzeczy, w kulturę, bo zaraz znaleźliśmy kontrę – to także przychodziło na myśl. Cała rewia z dobrym układem choreograficznym w tamtym stylu, po nowemu, z udziałem pani Zofii Rudnickiej w pierwszej i drugiej części przeminęła szybko! W drugiej części wystąpił gość, Bohdan Łazuka, także „gość” ze scenariusza Lubarta-Krzysicy, dając swój recital z byłych śpiewanych piosenek. Pomimo, że wszyscy nie wierzyli i zwątpili, że owa „gwiazda” pojawi się – a to dzięki i zasłudze scenariusza, pojawia się i cały czas śpiewa z zespołem Operetki Wrocławskiej. „Bohdan trzymaj się” i nawet dobrze wypada gość, choć trochę puszysty, jego wdzięk męski wciąż dostarcza paniom wizualnej rozkoszy – tak było i tym razem ! Łazuka tańczy, śpiewa i wieńczy uśmiechy –„Bo to tak zwykle się zaczyna” – tak się zaczęło, że ze zwątpienia chwili, że nie dojedzie gwiazda – dojeżdża ! – i jest – jest ciepło, dygresyjnie i radośnie – bo cała sala śpiewała. Były takie utwory w I-szej części jak: Małgośka, Cała jesteś w skowronkach, Ładne oczy masz, Odrobinę szczęścia w miłości, Nie płacz kiedy odjadę z Marino-Mariniego, Ktoś mnie pokochał, Szanujmy wspomnienia – tu uszanowano wspomnienia, uszanowano talenty w tym i tych wykonawców teatru. Pomysł zatem udał się i będzie Rewia występować w kwietniu dalej ! Wiosna „na przełomie millenium”- snujemy podsumowania i skłaniamy się ku okrągłym liczbom – tego nie da się ukryć ! – tego nie dało się ukryć i tutaj ! Warto zatem z tego tytułu uczynić jeszcze jedną dygresję, że owe przeboje ciągle i dziś śpiewamy, mimo szumów destrukcyjnej muzyki, mimo nowatorskich przedsięwzięć nowej generacji w muzyce Śpiewamy, nucimy, bo przecież takie były te przeboje – do śpiewania, do używania, do poprawy nastrojów i nadziej. Mało! Śpiewają te piosenki młodzi, kibice piosenki, ogoleni na łyso, niechlujnie ubrani, na grubych gumowych podeszwach, choć czas dziś w rodzaju muzycznych łamigłówek. Przeboje te bywają inspiracją poetycką dla młodych, parających się „muzycznym stanem” w Polsce…
A więc dobrze, że zrobili tę REWIE ludzie, którym wszystko z zapomnienia nie było obce. „Ocalili jeszcze trochę od zapomnienia”. Należy się pełny aplauz wszystkim, którzy zaangażowali się w ten pomysł – wszystkim realizatorom i wykonawcom bez wątpienia, zwłaszcza, że tak naprawdę bardzo mało dziś Rewii – odeszły jakby w cień – ale czy naprawdę(?) Była to sztuka i był to spektakl dwóch najważniejszych realizatorów. Bohdan Łazuka i Jacek Lubart-Krzysica przetransformowali nas w „świat młodości”. .Dopóki słucha się piosenek i muzyki własnej młodości – ta młodość nie mija ! – Tak było tym razem ! „Szanujmy wspomnienia”, bo warto dla siebie coś mieć na każdą wiosnę, kiedy zaczynamy zawsze od nowa, z nowym doświadczeniem…
Zbigniew Kresowaty