trawa zielona – soczysta
ścina ponurość ranka we mgle
porusza motyle i łzę osusza
po nocy i znów rolnik i koń na tle
A w sitowiu stawu zaplątał się ptak
i wstaje śpiew na „kiedy ranne…”
w bezwiedne spotkanie idzie duch
idę mu pomóc odważnie niechaj
leci trzepotać Słonecznej Pannie
Już Madonny na pola niosą
motyki i pieśń śpiewają pletnia
Już idzie nawiedzenie w warkoczach
zdążam i JA jak kosynier po siano miodne
chociaż błysk kosy w oczach łagodnych
bo przecież to pora kwietniowa uchodzi
strzykwą z obumarłego czasu