na boku leżał
z oczami anioła
jak kamień przydrożny
rzucony niezdarnie otoczak
co po polu błądził i
nie poprowadził GO podwinięty
ogon do przodu – ani podaj łapę
i usunął się z niego oddech
przedostatni ufny
odwagą stroniący
i
usiadł na nim
płowy wróbelek duszy
dziobem dotykając
jakby jego chmurkę
chciał wziąć w skrzydła
ongiś jako przyjaciel
z miseczki
kolory wyjadał
zlatując odważnie
jak duch na budę „Kiedy
ranne – wstały zorze”
i jak czasownik
przechodził tędy poeta
patrząc na Niego- zapisał
„oto pieczęć twierdzenia
zaświadczająca
o krętej i długiej drodze”
wtedy płowy
ptaszek odleciał