Tak przedziwne odległe jest milczenie już
nieodwołalne bo wierszem dobija się z nas
i jak górski kamień co gładzi wodę mowę
broczy w świetle skrzydłem – pochylony
wciąż jesteś nad brzegiem rozmowy
mam twą głębinę w dłoniach ty widzisz jak błądzę
twoja twarz do ust się garnie a milczenie gotowe za
szeptem przemówić – i jest chwila u aniołów dzikie
tłucze się zwierzątko w skórze odsłoną tej chwili jęk
jeszcze całuję krawędź twej dłoni za wdzięczność
za możliwość oglądania pamięcią to miasto z Uhr
wiem gdzie to jest – spojrzenia mnożą nas i znów
poduszki tobie pod stopami kładę na drogę
ta miłość za minutę gotowa już będzie na śmierć
bez tytułu w deszczu spotkana lewitują z ogrodu
jeszcze ci płatki językiem zliżę powieki już płyną
różą niech radosny ból uniesie kolce gwiazdom
twe ciało jak rozkosz przygotowane w rozpaczy
pięknieje wychylone jak tajemnica z cienia nocy