Zbadacze

byli i wciąż pokutują za innych
pochyleni nad garnkiem Ziemi
nad dzbanami nieba i furta księżyca z
okiem trzecim albo jednym wielkim
jak cyklopy z wystającymi ponad
głowami w wykopaliskach grobach
jak niewierni apostołowie
prawdy i prapoczątku od stołu
odegnani wysłani jak mrówki przez Boga
aby zbawiali słodki świat posłani
jak ongiś świadkowie naoczni
– – – – – – – – – –
i wciąż krwawią ich usta
jakby na wysypiskach Oni
już wiedzą skąd jesteś kim byłeś
badają czubek igły i ucho pustyni
przez które powinno przejść ziarnko
piasku i nie piasku ale i wielbłąd
dotykają wiercą dziury w dziurach
dna czaszki szukają i robią krzyżyk
wreszcie znajdują gwóźdź czwarty
pokazując go publicznie jak słonecznej dłoni
liczą stygmaty podskakując na nóżkach 
cyrklowych choć w jamach zakopani
pod powiekami mijają się w krótkich
spodenkach w kratkę
jakby mieli przełknąć kosmologię
i zrozumieć mowę kamienia i nóż 
jakby chcieli odgadnąć kształt obły
miseczki znalezionej przypadkiem
i kolor najważniejszy wydobyć
męcząc kont prosty i ostry