Jonasz

porwało mnie morze
zza zasłony żeber resztek łodzi
śpiew syren wydobywał się falą
a w dali zatoką biegł biały koń
Perseusz nie pokonawszy tej chwili
topił się z piskiem w falach u mew
stado białych sępów nadlatywało
krążyło nade mną nad moją muszlą
i jeden sztylet uderzył
we mnie jak widomość
byłem tylko foremką muszlą
kryjówką zimną czaszką – byłem
wracałem i sam szukałem muszli
w poranku w skrzeku dnia
lgnąłem po fali do ucha z piasku
do szat białej skały zapomnianych
o nagich rozwartych ud Wenus
w zgiełku bezludnej zatoki łodzie
stare powiązane pętami z dna

  • podawały mi oddech