Ostatni obszerny tom wierszy Zbigniewa Kresowatego („Nie opóźniać spojrzenia”) , niezwykle interesującego poety i plastyka średniego pokolenia , poprzedza zachęcającym szkicem ,jako „słowem wstępnym”, poetka Marianna Bocian. Z jednym ze wstępnych stwierdzeń nie mogę się niestety zgodzić. Poetka zdaje się uważać uprawianie przez Kresowatego dwóch odmiennych rodzajów sztuki za ewenement, a następnie nadaje ich efektom twórczym i zakresom poszukiwań znamiona „nierozdzielności” . A przecież posługiwanie się zarówno piórem jak i pędzlem czy dłutem nie należy do rzadkości , że wymienię choćby: Tadeusza Lenartowicza, Józefa Ignacego Kraszewskiego, C. K. Norwida, St. Wyspiańskiego czy późniejszych twórców – St. Ignacego Witkiewicza, a nawet Bruna Schulza… Nierozdzielność zaś umożliwiają granice możliwości technicznych każdej z tych dziedzin i ich wymienionych postaci .Norwid nie mógłby namalować obrazu np. „Promethidionu”. Malarstwo nie jest, wiadomo , w stanie definiować abstrakcji czy tajemnic duchowych. Przecież i w omawianej książce Kresowatego , kiedy podjął się niespełnialnego zadania – oddania całego bogactwa uczuciowego swej miłości Grażki -Muzy, nie zdoła wejść poza zwyczajową kompozycję erotyczną z dodaniem nieuniknionego finału wszystkiemu co żyje , jakim było sięgnięcie po opatrzony motyw średniowiecznego danse macabre w drugiej części książki pt. „Nie opóźniać spojrzenia”. Ale to jest uwaga całkowicie na marginesie tomu, lecz także zbytniego pośpiechu protagonistyki tomu wierszy. Kresowaty zasadniczą część swego tomu poświęca zdefiniowaniu świata od Aktu Stworzenia aż po dziś – czego nieszczęsną trafność ukazały nam wydarzenia w świecie w dobre kilka miesięcy po ukazaniu się tej książki, a których początek ukazał się nam wszystkim bardzo niespodzianie i nagle w całym swoim dramatyzmie w chwili gdy wieczorem (a nawet w połowie dnia) ujrzeliśmy na szklanym obrazie armagedon. Artysta wydając swoją książkę o wiele wcześniej bo w 2000 roku wyprzedził swoimi działaniami i tekstami to co stało się później jako fakt. Bo tak naprawdę jest w książce o nadchodzącym jakimś wielkim wydarzeniu , jest jakieś swoiste proroctwo(?). Podstawowa część tego tomu stała się tutaj nieco przypadkowa porażającym unaocznieniem powracającego wizerunku nieidyliczności świata od wiek wieków po tamtą chwilę i jej wszelkie ciągi – spojrzenia i oceny nieustannego „dziania się” w nim – z pozycji wieszcza, prophety, futurologa , wreszcie apokaliptykosa i każdego z myślących i wrażliwych losom otoczenia „współ-oglądaczy” tego , co dzieje się właśnie za Oceanami.
Wyobraźnia poety i artysty wyprzedza w tym wydaniu tomu poezji więcej niż to co groźne , Momento do czego autor użył podmiotu jaskółki, która nieustannie przeplata się, lub objawia się, w niektórych tekstach jako „czarny sztylet” ,lub ptak nisko lecący przed burzą „z tytanem błota w dziobie…” Zatem wyłóżmy choć kilka tamtych wyobrażeń i myśli poety, który rozumiał Czas i dziwnie przeczuł Nadciągające „czarne chmury”…Świat i życie na ziemi miało mieć wedle planu Stwórcy charakter przede wszystkim rustykalny. Można parafrazować metaforykę tych wierszy poety : „Drapacze chmur” jego „manhattanu” -to dorodne drzewa – naturalny materiał tworzenia ognisk rodzinnych i sąsiedzkich społeczności gdzie życie miało być wypełnione „szczęściem” rodzinnym , które to „bywa” jak – oznajmia poeta :
(…)
każda historia zaczyna się
od łóżka
od stołu
od mlecznych zębów
od splątanych gałęzi (s.44)
Ale po tym spokojnym na pozór świecie przechadzają się aniołowie, a sąsiadka człowieka (jako głównego humanistycznego podmiotu książki) – jaskółka , o czym wspomniałem , lepi gniazdo na swoją miarę. W tym celu nosi w dziobie swe materiały i spoiwo w postaci „ździebełek błota”. Tak przebiegające życie było przecież swego czasu rajem!? –Aż, gdy ów Eden został odkryty przez jakieś niezidentyfikowane siły- „straszny on i dopieka gorzej niż ogień i piołun” (s.12). A przecież ten świat był kiedyś doskonale logiczny choć bardziej prymitywny: „wszystkie kierunki w nim wiodły przed siebie, wszystkie litery prowadziły do A” (s.17). To właśnie Hioba nie oczekiwały wiadome klęski, lecz „wesela” (s.28) …Chwilę , gdy człowiek traci na zawsze swój cień, dobry Stwórca mógł łatwo oddalać czas , usypując jakby w innym czasie kopczyki , a i usypiając grabarzy , otwarta „jama” nie otworzyła się (s.44) „pochód czasu” niczego właśnie nie wyłączył samoistnie z nowej rzeczywistości : równocześnie istniały obok siebie „minotaur” i ” dworce kosmiczne” (s.20)… Nagle nastąpiło niepożądane „odkrycie” przez jego zaprzeczenie. Może dlatego , że kiedyś anioł upadł? –A może sprawcą okazał się wynalazek „popielniczki”- A może wtargnięcie „sztyletu” , który (pomiędzy wersami) w tej czy innej postaci przewija się słowami jako sprawca, a bywa także metaforą w niektórych rysunkach autora. Krąży czasem, wręcz obsesyjnie ów czarny sztylet jaskółki po linijkach jakby chciał zapisać podskórnie wers osobny(?) …Odtąd normalnej ludzkości ciekawości świata zaczyna już grozić bolesnym „bliznami” , a czasem wręcz odnowieniem stygmatu rany (s.25) I oto miłe krążące jaskółki zmieniły się w istoty wróżebne nisko latające przed błyskawica… Zdarza się ,że w dziobach niosą, miast twórczego materiału ,szczypty tytanu- A przecież to środek równie twórczy co niszczący zagładą… Przedstawia tu poeta metaforycznie , że lepimy nasze domy z niewiedzy , z tego co nas otacza, wręcz z tego , co nas tworzy i z czego bierzemy… Priamowi (o którym wspomina autor-s.31) nie możemy dać żadnego zadośćuczynienia za tamten pożar -Zapodziała się Aleksandria ( w domyśle biblioteka światowego duchowego dorobku) Autor tych pisanych współczesnym językiem, lecz biblijnie podniosłych wypowiedzi , pogrążony wizją tej świeckiej, nie udziwnionej symbolami apokalipsy, przygotowanej ludziom przez ludzi, widzi jakąś – chociażby niepełną – możliwość oddalenia, czy może wręcz zmniejszenia skali zagłady , która jak bumerang co pokolenie przybywa i zawisa mieczem Damoklesa nad głowami istot żywych i rozumnych… Jednakże autor także przeciwstawia ów idylliczny świat śródziemnomorskim filozofiom. Bardzo często autor jak narrator powraca do postaci mitycznych oraz biblijnych wmieszanych w tamten czas jakby w „prawiek”, oznajmiając także ,że coś z owych nieporozumień już było- zmieniły się tylko środki i refleksy. Poezja, sztuka , a więc i język prowadzący znaczenia życia .Być może według poety ta poezja może być jakąś siłą na dziś, choćby tylko podeprzeć miała chybotliwy stół dyskusji- miejsce rozmów i spotkań dziś pozostające jedynie tęsknotą… Może właśnie poezja jest jakąś filozofią i przestrogą w stanach zagrożenia nie tylko słowa ale i fizyczności tego całego świata.(s.27). Poezja jako sztuka persfazji w ogólności, aby posiadać moc ocalającą musi dobry zespół słów , które budują znaki i jakby stawia je ” w drodze”. Daje nam autor także do zrozumienia o odpowiedzialności za słowo i czyn, a także o tym, ze trzeba prawidłowo prowadzić dialog z sobą ,daje do rozumienia o : przedsiębranie uwagi własnej intuicji i żeby prowadzić ją w stronę autorytetu dlatego takie tu wątki filozoficzne , prawie uniwersum… Co się tyczy dalszej części tej poezji, najważniejszą jednak jej siłą wobec czyhającej groźby jest właśnie sformułowana już w samym tytule podzielność uwagi o los i konieczność ogarnięcia sytuacji zagrożenia totalnego. W książce tej ,choć poetycka ,rośnie dramaturgia i filozofia czasu w spojrzenie w głębinną przepaści , która często jest w nas samych, prowadzona lub wyprowadzona z idylli do czasu obecnego. Kresowaty co rusz przeciwstawia się złu i nieporozumieniu, buduje jakby piramidalne skojarzenia filozoficznie podpierając je grafikami , cały cykl grafik zajmuje w tej książce pokaźne miejsce. Tom poezji przestrzega relata refero , co przekazuje autor i narrator : poeta i artysta z dużym nawiasem intuicji i buduje obrazy plastyczne, takie czyste i czytelne ewolucje w semantyce apokaliptyczno-sennej Glossy, jakby przygotowania czegoś spektakularnego wręcz nieuchronnego wyzwolenia niespożytej energii idącej mrukliwie z ponadczasowości, antropologicznie uzmysławiając czas dokonywany doświadczeniem ,gdzie w różny sposób uaktualnia się także zło i wręcz może przybierać wymiary armagedomu.
Tadeusz Chróścielewski – Łódź