MEDYTACJA CZY SUMIENIE

Zbigniew KRESOWATY, Debiutował w miesięczniku Odra (1987). Wydał tomiki poezji Być może wycinki stanu (Wrocław, 1989), W aorcie (Strzegom, 1990), Są oblicza i anioły (Wrocław, 1995), Dom Glosy i Abla (Wałbrzych, 1996). Wiersze publikował w wielu antologiach. Wiersze, grafiki i recenzje drukował w czasopismach, m.in., Przegląd Literacko-Artystyczny PAL, Graffiti (nr 2/99), Więź (12/1998), Akant (9/1998) Metafora (22-23/1995/96), Literatura, Integracje, Arkusz, Warmia i Mazury, Fakty, Tygodnik Kulturalny, Magazyn Wileński, Fraza, Tvar (Czechy) i innych. Laureat wielu konkursów literackich, m.in. im. St.Grochowiaka (1996) i Czerwonej Róży (1998). Wystawiał swoje prace plastyczne w Muzeum Regionalnym i BWA we Wrocławiu. Ilustrował książki wielu poetów m.in. Wilhelma Przeczka, Feliksa Nastulczyka, Hatifa Jamabii, Jerzego Grupińskiego, Wiesława Malickiego, Franciszka Hennera, Wojciecha Grzelaka, Marka Jaglińskiego, Trans Bożeny Budzińskiej (1998). Jego prace graficzne znajdują się w kolekcjach prywatnych na terenie Niemiec, Czech oraz Polski, m.in. Andrzeja Wojaczka, Urszuli Kozioł, Zbigniewa Zapasiewicza, Bogusławy Litwiniec, Libor Martinka, Wojciecha Siemiona, Katarzyny Rudzkiej, Marcelego Bacciarellego i innych. Stały współpracownik kwartalnika literacko-artystycznego Metafora.

Zbigniew KRESOWATY

Medytacja czy sumienie

KRZYSZTOF ŻELECHOWSKI to wrocławski artysta o którym się mówi, to artysta malarz, fotografik i parapsycholog. Artysta osobliwy i oryginalny. Po uzyskaniu dyplomu w roku 1980 w Instytucie Wychowania Artystycznego UMCS w Lublinie, w pracowni prof. Mieczysława Hermana, wziął sobie do serca świat niesłychanie osobny, zawiły i medytacyjny, ale pozostający zawsze w zgodzie z naturą. Zaczynał malować obrazy na płótnie techniką jakby nawiązującą do tematów figuratywnych z zakąsem surrealizmu. Trwało to jednak niezbyt długo, gdy przekonał się, że może także korzystać z doświadczeń malarstwa szeroko pojętego nurtu abstrakcji, zachowując przy tym swój niepowtarzalny styl. Artysta jakby na dłużej i inaczej, zatrzymał się w sferze – o ile tak można nazwać – kubistycznej. Obrazy niesłychanie kolorowe, soczyste, zaczęły się konkretyzować kompozycjami zamkniętymi w doskonałości geometrii, która zawierała w tle niesłychanie misterne opisy zasłaniające przestrzeń. Wszystko bardzo dokładnie przemyślane, a przy tym zbudowane intuicyjnie i zmysłowo. Na swoich płótnach, a także dyktach, zachęca nas artysta do wpatrywania się w stany wyobraźni wewnętrznej. Widzimy przez jakiś czas w tej twórczości zwierzęta, malowane w bardzo uproszczony sposób, grubą, ciągłą linią, jakby stawały się dominującą figurą na obrazie, pomieszane z cechami ludzkimi. Na innych z kolei obrazach kwiaty, wykonane tą samą techniką, pomieszane są z częściami maszyn. Wszystko wręcz monolitycznie powiązane, zależne od siebie, współpracujące na dokładnie zapisanej w tle powierzchni. Wszystko soczyście przenikające się aż do wielowymiaru. Wydaje się, iż Żelechowski prowadzi swoje, niewątpliwie, medytacje w sposób ciągły i opisowy, relatywny i relacjonujący. Są to kolejne stany świadomości, które okazały się znienacka doczesnemu światu. Artyście nie jest jednak obcy potoczny świat natury, zwierząt i ludzi, gdy w takich właśnie działaniach przychodzi mu sięgać do prapoczątków świadomości. Zderza on te światy na zasadzie przeciwstawienia ich sobie. Toczy się tu niewątpliwie pewnego rodzaju gra. Gra święta – medytacja w całym tego słowa znaczeniu, ale nie tylko. Świat duchowy styka się tutaj z brutalnością techniki, gdzie siłą rzeczy w jakiś przedziwny sposób następować musi przewartościowanie jednego w drugie i odwrotnie. Przewartościowanie osobowości człowieka jest stale obecne w jego umyśle, w jego fizycznych gestach, działaniach, pełnych siły. Żelechowskiemu nie jest obcy otaczający go świat, z pewnością chciałby, jak każdy artysta, na swój sposób pokazać jaskrawo ten problem, poruszając duszę człowieka myślącego. Ja uważam, a czasami zdaje mi się, że wiem, iż obrazy te trzeba zdobywać zaangażowaniem swojej intuicji, wchodzić głęboko w materię ich podmiotu. Na obrazach Żelechowskiego w pewnym okresie czasu bardzo wyraźnie widać było śrubo – koty, kluczo – kwiaty, myszo – maszyny, zębo – owady, frezarko – psy, jak napisała Barbara Babulina Łuszczyńska, malarz i krytyk artystyczny, śledząc poczynania tego artysty we Wrocławiu. Świat zmiksowanych kolorów jest tylko pozornie wymieszany. Wymieszany jedynie soczystością i świeżością, co świadczy o ciągle pierwotnych odczuciach artysty i jego wrażliwej reakcji na otaczający świat, którego sumieniem na pewno każdy artysta, nieświadomie, jest. Ten wielowymiarowy świat, zderzony ze sobą i innymi, obraca się w jakimś niezbadanym kręgu, niepojętym także przez samego artystę, który podchodzi do swego dzieła jak nagi kapłan, gdyż jest niesłychanie drobiazgowy, a przez to uczciwy. Żelechowski tworzy w ten sposób świat ruchu, odkrywając przestrzenie niezwykle skomplikowane. Malarstwo to jest jakby paszportem do kosmosu i z pewnością można je wysłać promem kosmicznym w taką pozaziemską przestrzeń jako świadectwo i wizytówkę naszej egzystencji na ziemi. Sposób użycia koloru w tych obrazach naśladuje sposób stykania się artysty z materią żywą.
Warto zwrócić uwagę na traktowanie tła w tych obrazach. Ich zapisana przestrzeń staje się gęsta niczym dusza człowieka. Żelechowski niejednokrotnie umieszcza w tej przestrzeni swoje zdjęcia jako dziecka lub innych wydarzeń ze swojej przeszłości. Ten zapis wspomnień stanowiących bagaż wyobraźni to istotna część naszej tożsamości. Dźwigamy go niczym walizkę, szczelnie poutykaną jak bibeloty do gniazda duszy, w arce Noego, wybrańca Boga. Artysta jeszcze raz zderza w ten sposób w przestrzeni obrazu przeszłość z przyszłością, mówiąc zarazem jaki jest nasz aktualny ogląd, czuwając jak anioł w naszej wyobraźni. Artysta jest medium, ośrodkiem, ścianą, która na siebie wszystko przyjmuje. Żelechowski mówi wyraźnie, że jeszcze wszystko nie jest odkryte, że jeszcze nie stoi tam, gdzie powinien. Że istnieją gdzieś światy niesłychane i mistyczne, że ta rzeczywistość niekoniecznie jest taką jaką widzimy oczami. Dlatego artysta zamiast kości ludzkich używa kluczy technicznych, zamiast mózgu – łożyska toczne, a koła zębate są czasem stawami międzykostnymi i częściami układów nerwowych. Człowiek zmieszał się z tym, co fizycznie wydobył na powierzchnię, po to, aby wymieszać się z kosmosem. Wysłać się w ten sposób gdzieś na koniec świadomości lub wieczności, gdzieś w Herbertowskie złote runo nicości, i może tam zaistnieć – ? -, kodyfikując ostatecznie swoją naturę.
Taka estetyka pojmowania świata uczłowieczonego jest zaskakująco odkrywcza. Żelechowski bada i prześwietla świat przez swój doczesny byt ziemski. Artysta w rzeczywistości dość małomówny, raczej zamknięty w sobie, odsłania nam tutaj swoje przesłanie w zamian za puste słowa, wypowiadane niejednokrotnie w próżni. Jestem dość skomplikowanym stworem, tak jak moje stwory z obrazów i podaję wam tylko wzór matematyczno – artystyczno – duchowy. Słowa są tutaj zbędne. Jedynie jawią się w przestrzeni, trzeba je dopiero przywołać, odtworzyć, rozszyfrować, zbadać. Reasumując poczynania tej osobowości artystycznej, jaką niewątpliwie jest Krzysztof Żelechowski, można powiedzieć, że jego medytacje mają swoje sumienie, gdyż są w ruchu, nie są w opozycji do człowieka. Jest to jakby biblioteka wyobraźni cierpliwej, zawsze stojąca na gruncie natury, jej porządku. Stykając się z twórczością tego artysty słychać dźwięki, ale nie zgrzyty, wyraźnie oscylujące w przestrzeni jego obrazów, na które on sam reaguje. Podejmując próby łączenia wielu rzeczy ze sobą prowokuje ruchy naszej wyobraźni ale równocześnie ascetyczność koncepcji obrazu przeciwstawia się cielesności obiektów w nich umieszczonych. Artysta funkcjonuje w wieloistnym świecie. Przecież to kosmos. Stoi zawsze w środku, jest medium i sacrum całej sytuacji. Żelechowski odkrył już bardzo wiele dla swej sztuki i dla siebie. To niezwykle oryginalny poszukiwacz, badacz i podróżnik. Taki współczesny Kolumb, który non – stop płynie w kierunku co rusz nowej ziemi na swym duchowym statku. Używa przy tym własnych znaków. Jego światło świeci z daleka, gdy obejmuje myśli na nowo i pojawiają się zapisy – obrazy, takie swoiste mapy podróży.
Artysta do tej pory wystawiał bardzo dużo, ale najwięcej za granicą na przykład podczas Biennal of Visual Experimental Alternative Poetry, Meksyk (1985, 1987, 1989), International Exhibition of Visual Poetry, Sao Paulo, Brazylia (1987), Internationale Mail-Art Austellung, Nurnberg, Niemcy (1988), Unita We Stand Mail Art Expo, Eeklo, Belgia (1989), Soviet and Eastern European Mail Art Show, Seattle, USA (1990), Post Office in the Forrest, Expo ’90, Osaka, Japonia (1990). Wiele jego prac zakupiono do prestiżowych muzeów, galerii i kolekcji prywatnych w kraju i za granicą, na przykład The Nomad Museum, Lizbona (Porugalia), Galeri Vision, Skomakarg (Szwecja), The Museum of Instant Images, Chaam (Holandia). Jest bardziej znany za granicą niż w kraju. Prace jego mają swój rodowód, ciąg i pewną medytacyjną chronologię. Te obrazy to czas naszej duszy wydobyty na powierzchnię. A może sumienie ruchu myśli i biblioteka wyobraźni cierpliwej stojąca na powierzchni natury świata…

ZBIGNIEW KRESOWATY