Jest poranek
w Jerozolimie Żydzi kiwają
i kiwają się pod murem płaczu
a Europa płacze za swymi snami
płacz ciągnie się tłustym niebem
rude ciągnie za sobą pole pod górkę
– – – – A horyzont uwiązany
do włosów Belli wokół rzeki
Dachy jak okładki lewitują
poprzewracane do góry nogami
lecz modlitwami okryte bydlątka
w słońcach lewitują jak duszne
anioły
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
A tutaj nad Skansenem w Holi
z Izraela z Palestyny krążą
na wspomnienie z przyszłości
bociany owinięte w tałesy jutro
płacz dziecka rozumny usłyszysz
rozmnożą się ślimaki na liściu łąki
jak kłamstwo pod miotłą w kącie
piątym właśnie do ciebie powoli
idę – twoje ciało jakby z obrazu
wychylone jak koszula z nocy
spłynęła na łąkę jeszcześ nie
Naga a już cię nie ma
zanurzasz się w moje
ramiona co wyszły
od Chagalla