o tomie poezji Jerzego Grupińskiego
Biorąc do reki tom poezji pt. „Wiersz na oddech światło i falę” zauważam jak znakomicie metaforyzuje nie tylko rolę poety, ale mówi o takich miejscach , które same w sobie są oddechem ; przywołuje falę „powrotu” do siebie i ukazuje fakty odnajdywania miejsc , które tworzyły nas samych przez wieki lub przez chwilę…Poeta sięga do mitologicznych terminów śródziemnomorskich kultur, lecz rozprasza to światło obok w szczegóły, które tutaj są nowymi znakami, łącznikami werbalnymi. Jak napisał Sergiusz Sterna-Wachowiak: „Grupiński ceni poezjowanie jako zdolność dostrzegania i utrwalania w słowie: trafów, przypadków, dziwów nie tak zwanego życia – od czego jest proza lecz właściwie rzeczywistość…”
Zatem należy powiedzieć ,że dla Grupińskiego byt, często empiryczny ,stanowi zagadkę codzienności, którą sam poprzez kreację wewnętrzną zaklina na nowo swymi epifaniami(?). Poeta staje się tutaj :obserwatorem , reżyserem własnej wizji , zadając sobie bardzo wiele pytań wewnętrznych , wydobywając je na zewnątrz odpowiedziami…Z tego właśnie powstają twierdzenia. Trzeba powiedzieć ,że poeta nie stroni od problematyki społecznej i pozostawia jej całą zawartość wspólnocie. W książce jest wiele ubarwień , z których korzysta Grupiński jak z miseczek kolorów, a jednocześnie buduje gry i zestawia je w zależności do szukania pewnej zasadnej mądrości do czasu teraźniejszego. Myślę, że dzięki temu cały poemat spełnia się i jest jakby wielowymiarowy i sensoryczny, często wykreowany przez geometrię przestrzenną. Wszystko dzieje się jakby na kilku płaszczyznach , jakby w pomieszczeniu zamkniętym światłem ścian ,złożonym z kilku wyjść, z których jedno to najważniejsze jest sufitem z widokiem na niebiosa , sufit tutaj jest najbardziej werbalny i jest także miejscem witalności…Poezja Jerzego Grupińskiego nie jest zjawiskiem linearnym, jak twierdzą krytycy. Jest w istocie wiele w tej książce tajemnic połamanych w uskoki , które maja też znamiona eskapad w poznawczość jako osobną warstwę.
Wystarczy przeczytać poprzednie tomy tego autora, żeby stwierdzić pewną chronologię od tomów „Kształtu fali (1969), doświadczeń – „Stworzysz świat albo siebie” (1979), „Waga i warga” (1984) poprzez „Wiersze o miłości”, „Sposób na bezsenność” (1996), aby trafić w „Imię Twoje” (1999) i dalej po obecny tom poezji. To tutaj właśnie czujemy nawiązania, o których była wcześniej mowa. Jest tu owo awangardowe tworzywo . Są : zasady, metafory przekuwające się jakby , jak wspomniałem – chronologicznie, tłami liter w kształt własnego odrębnego heroglifu, który w tej książce objawia się wyraźnie i idzie czytelniej. A mocno wyryty (wypłukuje go fala) z piaszczystego nabrzeża uchodzi w przestrzeń wolną.
Jest to jakby kod poszukiwania drugiego ważniejszego świata, jakiejś atlantydy (?), która jest własnością bezpieczną poety. Prowadzi to do niekończącego się olśnienia w którym poeta idzie mimo wszystko po omacku. Idzie jak wędrowiec , być może Eremita (?), wsłuchując się w głosy pozostałe na pustyni przepełnionej wielkim czasem, czyli pełnej piasku – Idzie wśród napotkanych : budowli z piaskowca, mozaik, słyszy błąkające się echa…
Posągi zwracają się do słońca
okaleczone twarze
I nagle staje się cisza
słychać jak czyjś labirynt ucha
zwija się w czułość
róż paznokci płonie
szeleści szepcze zwój listu
im krwawi pieczęć na węźle
strażnika ust miłego
Jeżeli podążymy za poetą usłyszymy to samo, a olśnienie przedłuży swoje ramię w nieskończoność i obejmie ciepło czasem dzisiejszym. Owe wymiary nałożone na siebie w jednym miejscu , tworzą ogromną pełnię bezhoryzontalną (?) i żywą harmonię. Motywy śródziemnomorskie pooznaczane mitami filozoficznymi, z natury rzeczy powiązane z krajobrazem , towarzyszą często poecie, który tak naprawdę mówi o współczesności. A przynajmniej chce tę dzisiejszą istotę świata przeobrazić w świat drugi, gdzie można ratować najcenniejsze światło…Zadaniem poznawczości jest tropienie siebie poprzez doświadczany labirynt. Tworzy się wtedy bardziej autentyczną rzeczywistość, zdolna do przenikania i tworzenia wartościowych wyrazów bytu. I jest tak na pewno, że może się rzeczywiście krytyk i czytelnik zapomnieć i jakby zakląć się na inną wieczność, choć to poemat prozy, która tutaj wychodzi z poezji…Grupiński doprowadza swoją wielowymiarowość do JEDNI, szukając jakby zagubionej ikony , być może tylko jej odbicia(?) – To jest Jego „Jednia”, zakodowana w podświadomości. Zapisana jak film klatka –stop – klatka – stop…To poemat pojęciowy i filozoficzny obudowany obrazami , które jak fraktale wychodzą jedno z drugiego, dlatego jest tutaj i o pewnej harmonii światów.
Zbigniew Kresowaty
Jerzy Grupiński: Wiersz na oddech światło i falę. Poznań 2004 Wydawnictwo Moś i Łuczak sp. ilustracje Andrzej Kurzawski.