Rozmowa z niezwykłym i wybitnym artystą malarzem Jerzym Kapłańskim z Brzezin
Zbigniew Kresowaty – Jesteś uczniem wybitnego artysty profesora Kukli ,którego już poznałeś w Liceum Plastycznym we Wrocławiu, gdzie zdałeś maturę .Natomiast w latach 1966- 1975 studiowałeś w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych we Wrocławiu uzyskując Dyplom w pracowni profesora Zbigniew Karpińskiego .Urodziłeś się w 1949 roku we Wrocławiu w rodzinie z tradycjami , w tym i plastycznymi(?)…Drogi Jerzy w rozmowie tej pragnąłbym, żebyś nie koniecznie definiował swoje malarstwo i jego zasadność, czy wręcz jego zawartość humanistyczną – ale radbym dokonać za Twoim przyzwoleniem i słowem dalszej odsłony tego niezwykłego malarstwa , które jak na dzisiejsze czasy jest wręcz bardzo niezwykłe a jednocześnie odważne, zadziwiające i zdumiewające ,jak orzekają swym głosem krytycy, zważając na to ,że już w Liceum Plastycznym ,a później na studiach nie dałeś się w żaden sposób pochłonąć wszelkim awangardowym trądom i imaginacjom , trwając do dziś przy swoim upodobaniu i podziwie tzw. „starym mistrzom „.O tym właśnie najbardziej dziś chciałbym rozmawiać…Zaryzykowałbym tutaj powiedzenie, że uratowałeś nie tylko część dekalogu malarskiego, ale i to co dla sztuki najcenniejsze, czyli godność… A mianowicie wierność własnym przekonaniom co do formy ku tzw. „sacrum”, a jest to umocowane w ugruntowane w malarstwie : włoskim , flamandzkim i holenderskim, choćby u takich mistrzów jak u samego Caravagia, Tycjana, Veronesa czy Rubensa ,innych… Pragnąłbym Jurku ,żebyś zdradził jako doświadczony i znany artysta, co zaprowadziło Cię do tych źródeł, kiedy to było? ,że stanąłeś im na przeciw ku nowej odsłonie ? – Dlaczego i skąd te fascynacje pewnego takim uniwersum na dziś odkrywanych tematów ,w których jest tak wiele odniesień do pewnych świętości, odkrywanych w człowieku jakby na nowo… Może na tę moją wstępną dygresję do Twego artystycznego Ego przytoczę takie oto słowa ; Można powiedzieć ,że cała sztuka europejska wyrosła z chrześcijaństwa, gdyż u źródeł leży cała jej pierwotna zasada kulturowa , naturalnie ukształtowana w czasie ku przeznaczeniu kreacji bytu oraz jego nowe przemiany w przestrzeni różnych czasu i jego faz, gdzie to właśnie wpierw do świątyń na przełomie VI -VII wieku ( zaraz po I Soborze nie watykańskim)wprowadzono bardzo prostą ikonność i postać krzyża ,a później postać człowieka na krzyżu jako ukrzyżowania życia i odkupienia . Kościół stopniowo pozwalał na ukazanie szersze oblicza boskiego i obrazowanie Pisma Świętego i Jego znaczenia w całego oblicza boskości , która przecież trwa od wieków na podobieństwo w cielesności naszej na Ziemi. Przypomnijmy wpierw o tym ,że sam Jezus Chrystus – Odkupiciel przedstawiany był jako Baranek Boży , a Trójca Święta w zapisie znaków…Najogólniej rzecz biorąc ,wprowadzono stopniowo obrazy zastępując symbole, wpierw ikoną i później wiekami różnymi alegoriami. Właśnie I- szy Sobór Watykański w roku 1869-1870 ,chociaż zawieszony, ugruntował to i wprost pozwolił na dalsze reformy, choćby na przedstawianie świętych nawet w alegoriach nagich ,co przez wieki wcześniej, przypomnieć powtórnie trzeba ,zawierało się jedynie w ikonopisaniu i prostej rzeźbie. To właśnie przeobrażało się wiekami ,a rozkwitło najbardziej w okresie XVII –XVIII wieku . I kiedy świątynie zapełniły się obrazami, artyści częściowo opuścili miejsca sacrum ,żeby wyjść na zewnątrz do ludzi zamożnych na salony ,co znalazło swoje apogeum w Rokoko (styl w plastyce) ,a w okresie Ludwika XV-go ,czyli późnym barokiem, zamieszkało na dworach i w innych wspólnotach ,o ile tak można powiedzieć, których było stać na zamawianie takich i innych form obrazów pochodzących nie tylko z tych rozwiniętych i ugruntowanych „szkołach mistrzów”….To właśnie gdzieś w tym czasie kościół oczywiście ,wcale nie dzięki sztuce, czy jakiejś walce , a trosce o chrześcijaństwo, „oddał” niechcąco jakby część swej władzy świeckim ,co jakby poszerzyło zainteresowanie tą najwcześniejszą nawet szeroko pojętą
– 2 –
sztuką sakralności i mityczności , która zawiera wiele filozofii ,i zaczęło się nieustannie ,bo do XIX wieku ,a później dalej rozwijać głównie na gruncie świeckim…Wybacz to długie choć
skrótowe wprowadzenie. Zapytam Cię jakby powtórnie- Jak to się stało ,że Twoja intuicja poprowadziła Cię ku nowym kontestacjom? – Jest to tak jakbyś się chciał na nowo przeżyć czas ,kojarząc ze swoimi przeżyciami osobistymi i wszelkimi innymi ważnymi problemami?. Tajemnicą poliszynela jest ,że Twoje obrazy , nawet te z sacrum, malowane były w takim odniesieniu do niektórych kondycji osobistych ,że najcenniejsze z nich powstały ,gdy pewnie towarzyszyło Ci jakieś przeżycie nawet to dramatyczne ,połączone z otoczeniem ,czasem z jakimiś społecznymi ruchami. Widoczny jest na Twych obrazach : dramatyzm, ból i radość, walka ze smokami ,itp. Duży obraz z ostatniego okresu pt .”Pieta” powstał podczas powstania wojny w Iraku ,gdzie zawarłeś za pomocą tej starej formy, ukazującej ból Matki Bożej ,swój stosunek do obecności świata, który od tego momentu stał się inny. Powstało wiele takich wielkich obrazów dzieł jak : „Święty Jerzy” -Twój Patron walczący z smokiem totalitaryzmu, kiedy to pokazałeś siebie borykającego się z wieloma trudnościami losu .Można mnożyć i doszukiwać się w Twoich obrazach ,w takich starych formach, wielu odzwierciedleń czasu współczesnego, wielu postaw i dygresji .Jak choćby np. namalowany Święty Sebastian, spadający w odchłań kosmiczną ,przywiązany kablem do pnia ,przebity prętem zamiast strzałą z łuku ,co ukazuje Twój stosunek do przemocy ,czy wręcz do tzw. „kultury śmierci” naszych czasów…A więc stykamy się tutaj z pewną filozofią Twojego malarstwa , z wieloma sugestiami i wątkami nie tak koniecznie uniwersalnymi, jakby to było coś na styku – stare na nowiu sprawy człowieka…Może ustosunkujesz się do tak przeze mnie stawianej kwestii i zechcesz wyprowadzić mnie z takiego przesłania ,lub pozwolisz szukać w zasadności Twego malarstwa klucza ,malarstwa które pokazuje nie tylko znakomity warsztat dorównujący tym starym już uznanym mistrzom ,ale i kwestię wiedzy o nich , która tu jakby stoi w zapleczu Twego podejścia i wyczekuje do użycia wraz z warsztatem ,malarstwa które tak wspaniale a nawet cudnie świeci w tak niespokojnych czasach, w których coraz mniej miejsca dla sztuki.
Jerzy Kapłański – Dobrze , no to czyń swoją powinność! -Moje fascynacje wiodą ,a raczej schodzą do Renesansu, czyli od okresu tych jakby największych mistrzów .Natomiast jak już pytasz tak jakby prowokująco – powiem tak! : – Jeżeli się czuje ,że trzeba mianowicie zrobić coś ważnego w malarstwie , to bez wątpienia należy osiąść w realiach w jakich żyjemy… Ja znalazłem się obecnie na wsi ,pod dużym miastem, i tutaj jakby na wyciągnięcie ręki ,trzeba mi szukać jakiegoś stosunku do kwestii przede wszystkim własnych najbliższych obserwacji aż po te autonomiczne już wypowiedzi ,i przede wszystkim szukać wpierw w sobie samym. Natomiast ,żeby znaleźć tę siłę należałoby się zwrócić nie tylko do sumienia ,ale do wiedzy w kwestii podejmowanych tematów czy tytułów konkretnych obrazów np. ze scen Biblijnych czy mitologicznych ,czy innych śródziemnomorskich …Ja „robiłem” w malarstwie już od najwcześniejszych lat ,doznając tego wczesnego olśnienia ,później fascynacji. A już w szkole średniej plastycznej pojawiła mi się dziewicza wizja mego malarstwa .Pomyślałem wówczas sobie ,że ja muszę malować te kwestie na nowo ,w innej obecnej pojęciowości również w tej metafizyczno –wewnętrznej, z zachowaniem własnej prawdy o danym temacie…Jeżeli idzie o samo „ukrzyżowanie” – to jest temat , który zawsze interesował wielu malarzy i jest dziś takim wielkim frapującym pociągającym podmiotem ,jawiącym się w efekcie dzisiaj ciągiem multipli dla każdego z osobna odbiorcy i malarza …Nie zaczynałem od Cimabnego ,od czego wielu zaczynało nadużywając później tematu krzyża .U Niego występuje taka forma ikony, lecz ja nawiązałem do krzyża ,który malował Rembrandt czy Rubens ,już nie tylko dlatego, żeby znaleźć się w tamtym czasie ,ale żeby pokazać samo znaczenie ukrzyżowania szerzej.
– 3 –
Szukałem dużo i w szkicach Michała Anioła ,gdzie mamy znakomite warstwy estetyczne , nawet całe ich bujne muskulatury – Mnie szło o to ,żeby mi pozowali zwyczajni ludzie :
wieśniacy , kloszardzi ,w przeżyciu ,które mają wypisane zewnętrznie na sobie ,jakby wydobyte z wewnątrz -Szło mi o to ,żeby formą tamtego przejść przez furtkę warsztatu wprost do teraz z zachowaniem podmiotu w temacie ,który pokazuje nie tylko gest i mimikę, mięsień ,ale żeby to były tamte sceny w czasie w nowiu ,i żeby po przez to objaśniała się nam nasza współczesność…Czyli wprost ,jak sugerujesz ,jest to nowe spojrzenie przez to moje otoczenie ,na tą samą boskość, na ten sam krzyż , który przetrwał i jest w nas samych… Jest tutaj na pewno temat krzyża tylko jako przykład, który nigdy nie zostanie wyczerpany , a zostanie wręcz pogłębiany i otwierany zawsze na nowo .Jeżeli idzie o pewną wiedzę ,o co zresztą pytasz – Jest oczywiście coś w samym posłannictwie ,w obdarzeniu artystów naturą i takim „trzecim okiem” zmysłem ,co zwiemy talentem, który kształtował się u mnie na pewno obserwacją w przeszłości .Ja często bywałem u rodziny na wsi , uczestniczyłem w celebrach kościelnych, ludowych ,w całym przeżywaniu i szerokim dzianiu się tej kultury. Patrzyłem na moich wiejskich różnych przodków, na ich życie ,często siermiężne ,na kwestie ich prostych stosunków ludzko -rodzinnych i muszę tutaj powiedzieć, że najważniejszy był moment przełamania się – tak wewnętrznie ,żeby ośmielić się wejść w taką właśnie tematykę na nowo i z jakimś całkiem autonomicznym własnym pomysłem. Pomyślałem ,że jeżeli użyję całego zaplecza i wiedzy warsztatowej bardzo szczerze i otwarcie to na pewno musi się to „coś” spełnić .Ja powiem ,że byłem jak wielu innych ,strasznie zagubiony choć wiedziałem czego chcę ,ale wiązało to naturalnie z oporem wewnętrznym ,takim dziwnym stanem świadomości, że napotka to na opór. Już na drugim roku studiów znów pojawił się ten , może nie problem ale akcent. A wspomnę, że istniała już wtedy tzw. awangarda -ale i postmodernizm , multiple czyli np. takie powtarzane fotki pędzlem do znudzenia, jak u Endy Worchola , no i podnosił się konceptualizm, trwał wpierw heapening – I teraz powstaje pytanie – o miejsce i gdzie pomieszczę się z sobą, z tą swoją wymyśloną taką inną realistyczną wizja i wiernością? … Natomiast wpierw miałem inne marzenia, bo już w Liceum Plastycznym ,nachodziły mnie fascynacje Van Goghiem i innymi malarzami jak Cezann’e okresu z tzw. „Paryskich Bud”, kolorystów, nawet tych polskich…Te fascynacje pojawiały się już nawet przed maturą – Ale jednocześnie miałem swego jakby rodzimego profesora- takiego „ojca” doradcę i przyjaciela w jednej osobie , nazywał się Jan Dynowski , który przychodził do Klubu e- M .P i K. we Wrocławiu , mówili na niego „Mistrz Jan”, i w latach 1968 my spotykaliśmy się dość bardzo często. To od Niego dowiedziałem się o malarstwie wielu innych cennych rzeczy, i to on jakby wszczepił we mnie taką pewność ,i to żebym szukał siebie – nie u tych XIX wiecznych malarzy ,tylko powinienem zejść jeszcze głębiej ku źródłu , nawet wprost do Leonarda da Vinci, lub wprost do Michała Anioła ,bo tam jest wiedza tak jak i u Rafaela .Dla mnie tym nowym objawieniem stał się jednak Leonardo da Vinci – No i załapałem Go takim nowym oddechem ,pojmując do siebie tę pozostawioną już estetykę na nowo i dając się porwać jej z całą namiętnością…Jak pamiętam ,udało mi się w jakiejś Bibliotece dostać potężny ogromny, także formatowo, album w niemieckim wydaniu ,jako prochibit , z rysunkami mistrza Vinczi dotyczącymi anatomii człowieka i także konia .Były tam szkice do Jego znanego i słynnego pomnika –Pamiętam ten słynny kłus z grzywami końskimi, co nie zostało nigdy za Jego czasów zrealizowane ,był to pomnik Trivulzia . Na drugim roku studiów już poszedłem w taki większy rozmach ,jeżeli idzie o to wstępne namalowanie dużo-formatowego obrazu, gdzie na ogromnej ścianie mogłem w całkowicie naturalnej wielkości mogłem pomieścić ludzi i konie i spróbować się tak naprawdę…Dzięki akceptacji profesora doszło do tego, i dużo z tego pojąłem ,i wiele nauczyłem się i dlatego pamiętam to doświadczenie do dziś najbardziej.
– 4 –
Z . K . Czyli stanąłeś przed ścianą przed wielkim formatem -sam na sam z jakąś wiedzą i postanowieniem ,no i z tą wiedzą „mistrza Jana” Dynowskiego i odwagą! – Z pewną wizją w przestrzeni, która miała zakorespondować w przyszłość i pokazać Twą siłę oraz zaplecze , w tym i tę fizyczną dobrą kondycję .Taki pierwszy prawdziwy dotyk i konfrontacja jest bardzo pouczająca i na pewno cenna…Zatem ,może powiedz o tym fizycznym doświadczeniu więcej?
J. K . Tak! – Ale ,żeby przejść do tej kwestii jaką sugerujesz ,czyli tej całej siły stojącej w zapleczu, muszę wrócić na chwilę do profesora Dynowskiego ,o którym wspominałem już uprzednio. A mianowicie on uzmysłowił mi wpierw to ,że prawdziwą siłą malarstwa nie są ładne ,czy najlepsze pędzelki , sztaluga, lub inne rzeczy z szeroko pojętego warsztatu ,ale siłą tą jest samo ciało artysty. Czyli po prostu ,wspinając się na ścianę , trzeba być fizycznie sprawnym , umiejącym dobrze poruszać się na tych dużych formatach , nie tylko umieć po drabinie chodzić ,ale należy mieć wyćwiczone mięśni tak samo jak i umysł .I choć to nie jest sport – te sprawy odgrywają tu bardzo ważną rolę i kumulują się w efekcie przestrzeni całego obrazu. Jest to często droga do uzyskania efektu i tego „COŚ”, o czym zapominamy – A wprost nie przywiązujemy czasem wagi do takich racji ,o czym nie wiedzą widzowie dzieła.
Odbiorcy szczególnie nie interesują się, z jakim wysiłkiem powstaje zwłaszcza takie ogromne dzieło. Często zapominają też o tym, żeby powstał taki obraz trzeba zbudować scenę, ustawić zgodnie z własnym zamysłem całą scenę, w tym i ustawić światło i inne elementy w scenie przestrzeni… Zwracam na to uwagę ,bo to jest na pewno ciekawy element warsztatu ,z którym się wchodzi w przestrzeń tematyczną szeroko pojętego dzieła. Pewne takie sportowe wybiegi i ćwiczenia , które kiedyś były naturalną sprawą ,odgrywają tu przy moich obiektach wielką rolę, a wykonywałem ich wiele. Natomiast sam Michał Anioł jak wiemy był muskularnym człowiekiem a leżąc na podeście pod kopułą tej wielkiej Kaplicy Sykstyńskiej , malując tak ogromne postaci z dużymi proporcjami, musiał ciągnąć np. linię długości 11 metrów bez odrywania ręki od faktury powierzchni .Wydaje się , patrząc dziś na te freski ,że jest to linia , która jakby idzie od takiego przysłowiowego niechcenia, ale właśnie jest tam użyta siła ,której dziś my artyści nie używamy i być może nie posiadamy …
Z. K . Wszedłeś do malarstwa również z tą wiedzą. Na pewno za tym stoi jakiś trening już, nie tylko warsztatu malarskiego ku danej formie – ale samych fizycznych mięśni, o czym napomykałeś tu wcześniej. Nazywasz to treningiem malarza. A więc, sprawa twórczego kontaktu z obrazem wymaga wyrzeczenia i poświęcenia fizycznego to znaczy takiego radosnego cierpienia zdanego na efekt…U Rubensa stwierdzono , co zresztą potwierdzasz, że on miał potężne uderzenie pędzla. Powiedz może coś o tym , gdyż Ty masz większą wiedzę
o nim, zanim przejdziemy do dalszej odkrywczości i zaplecza Twego malarstwa .To może dobrze ,że wpierw mówimy o tym zapleczu ,o szerokiej warsztatowości ,bo przynajmniej mamy widok i spojrzenie na perspektywę całej przestrzeni co u Ciebie gra ogromna rolę , czyli tło bardziej to merytoryczne ,co zresztą pokazuje i obrazuje determinację każdego przedsięwzięcia i kwestie przygotowania się jak do wyprawy w góry. Tak?
J. K . Tak! – Ja oczywiście w chwilach ,gdy nie maluję ćwiczę prawą rękę głównie hantlami. Ale wracając do dalszej części pytania – powiem raz jeszcze ,że ongiś malowano genialnie bo zdeterminowane było to do ogromnej wytrzymałości , takiego smagania po przez uderzenia kolorem w blejtram farbą ,która niekiedy miała przebijać grunty. U Rubensa właśnie
– 5 –
w ten sposób ,taki jakby pseudo techniczny ,powstały naturalne cienie, i tutaj u w a g a ! – od niego zaczyna się coś takiego ,że właściwie dziś nie ma już takiej mordęgi dla malarza przy uzyskiwaniu tzw. szarości optycznej .Jeszcze przed epoką Rubensowską np. weźmy malarze hiszpańscy lub choćby holenderscy i włoscy zaczynali obraz np. na brązowym tle ,na takiej ciemnej imprymaturze zarysy bielą ,i ta biel różnej gradacji miała tworzyć tę optyczną szarość. A tutaj ,w takim pewnym ruchu i odkryciu ,uzyskujemy efekt naturalny. Tego nie uczą dziś w szkołach i nie pokazują tych archaicznych technik , które miały niewątpliwy wpływ na całość doskonałość obrazu a w dalszym czasie w ogóle na malarstwo współczesne… A więc trzeba tu wchodzić w całe przedsięwzięcie całym ciałem i duchem ,znaczy całym sobą . Trzeba też dociekać, i odtwarzać pewną świadomość ,żeby uzyskiwać pożądane efekty ,nie tylko te strukturalne ale wprost tematyczne …Przykre jest tylko to ,że nie mogłem ,i nie miałem też później tak wielu okazji ,choć trochę takich dzieł było ,o czym powiem także później, żeby namalować tak ogromnych formatów więcej i upowszechniać takie właśnie techniki… Namalowałem np. Duże „Zdjęcie z Krzyża” z wieloma osobami o wymiarze 320 X 550 ,były inne takie realizacje. Ale sęk w tym ,że dziś nie ma już takich zamówień jak kiedyś. Tutaj we Wrocławiu jest kilka takich dużych moich realizacji ,choćby w Kościele „Na Pisku” na Ostrowiu Tumskim, również w innych kościołach nie tylko wrocławskich , ale tam są już mniejsze formaty jak np. „Droga Krzyżowa” w dzielnicy Kozanów we Wrocławiu w kościele pod wezwaniem św. Jadwigi .Natomiast trzeba jeszcze powiedzieć ,że malarstwo zwane już wprost sakralnym ,to dzisiejsze – zwłaszcza jego formatowość zmniejszyła się, zgodnie z zapotrzebowaniem miejsca czasu i chwili…Wiele dużych formatów mam tu u chłopa na wsi
w stodole ,jak nieukończona „Wieczerza w Emaus”, i tu u siebie w pracowni te ukończone. Jak widzisz one czekają cierpliwie na wzięcie, na takie bezpośrednie jakby uczestnictwo w misterium przeznaczone dla otoczenia tzw. świątynnego i nie tylko. Wiele takich dużych obiektów realizowałem w dużej szopie. Robiłem to pracując ze statystami jak reżyser ,żeby trafnie oddać scenę do życia .Te duże blejtramy (po 5 metrów bok) wciąż czeka na zlecenie ,o które dziś bardzo trudno, i raczej dziś to twórca dopasowuje się do zapotrzebowania sam, oczekując często w koncepcji z tą swoją fizyczną siłą a raczej bardziej z tą wewnętrzną siłą w cichej pokorze swego skromnego życia.
Z . K. Powiedz może jeszcze o swoich profesorach, zanim przejdziemy do Twoich spraw senso stricte rodzinnych ważnych, bo miały one wpływ na kształt wyobraźni i wrażliwości, od samego pochodzenia ,czyli przeszłości , która jak domniemam wyryła w Tobie pewne ślady i piętno ,jak się okazuje namacalnie i skutecznie i nadała stosunek do obecności .Masz już ogromny dorobek , nie tylko w wystawach ale w Muzeach , Galeriach i osób prywatnych w kraju i poza granicami – także za oceanami… O Kapłańskim się mówi ,co daje przecież nowe wezwania i oczekiwania… Zanim znów przejdziemy do TERAZ ,do tej obecnej współczesnej najzwyklejszej autorskiej prozaiczności życia i otoczenia ,z którym stykasz się wprost tutaj we wsi Brzezina pod Wrocławiem na co dzień , bardzo proszę ,scharakteryzuj chociaż trochę osobowości tych swoich szkolnych najcenniejszych mistrzów, u których terminowałeś…
J . K . Jeżeli chodzi o profesora Kuklę – On nauczył mnie najprostszych spraw w sensie praktykowania i podejścia do malarstwa sztalugowego. A było to już w Liceum Plastycznym, gdzie zaczęło się z nim od podstawy czyli od gruntowania płótna. Pamiętam m. innymi jak
– 6 –
był przywiózł tzw. grunt aż z Leningradu ,które to miasto jako Sant Petersburg ma do dziś piękne tradycje sztuki malarstwa ,był to mianowicie taki grunt pół- tłusty jaki stosował sam
Rembrant ,o tym profesor wpierw nam mówił i pokazywał jako ciekawostkę i jak go należy stosować…Mówił jak powstaje ten grunt i jakie ma związki z płótnem na przyszłość… Przepis samej masy powstaje z naturalnych domieszek i związków. Trzeba wspomnieć ,że kiedyś tworzono tak mocne grunty ,że nie można ich było zarysować nawet rylcem! – Te i inne receptury owiane były pewną tajemnicą , zabieg dobrego zagruntowania płótna zdany był na tzw. długowieczność obrazu, czyli dbano o to ,żeby obraz jak najdłużej zachował się w sobie i żeby egzystował wiecznie!…Stosowano różne mączki ,w tym i marmurowe… Niekiedy ci mistrzowie sami doskonalili owe grunty ,ukrywając ich recepturę przed sobą, stosując inne odautorskie domieszki…U Dernera są właśnie takie mocne grunty ,choć malował na małych formatach. Natomiast jeżeli idzie o profesora Zbigniewa Karpińskiego – pamiętam ze studiów, jak robiliśmy taką korektę – Ja malowałem martwą naturę ,taką z czerepem końskim z jakimiś blachami na tle białej ściany w szarej pracowni ,o czym już wspominałem tutaj wcześniej . Profesor podchodząc uzmysłowił mi, że przy tej bieli ciemna plama jest podkreślona jeszcze jaśniejszą poświatą ,co jest trudno dostrzegalne przy takim pierwszym patrzeniu , a co zresztą znalazłem już później u samego Velazgueza . Czyli były to też studia ze światłem i jego umocowaniem w dużym obiekcie malowanym…Była to cenna dygresja do patrzenia w obiekt i obserwacji chwili tworzenia…
Z . K . Mówisz o dalszej sile artysty czym może być też spostrzegawczość – Mówisz o sile fizycznej malowania ,ale jednocześnie uświadamiasz o odnalezionych w międzyczasie innych elementach ku całemu warsztatowi – tutaj zachodzi pojęciowość i mowa cieni, a jak cieni to i blasku ,co daje dużo do myślenia. Wchodzimy na grunt dodatkowego dotyku i w efekcie wydobycia z mroku jak ze studni tego co prowadzi cały obraz .W sumie te elementy takiego pośredniego postrzegania składają się na całkowitą wiedzę tamtych mistrzów. Chyba tak i rodzą się nowi mistrzowie! – Jest u Ciebie nie tylko mowa o formie – ale i osadzeniu w takiej świętości przynależnej istoty bytu. Profesor Henryk Skolimowski ekofilozof w swych pracach mówi ,że człowiek jest takim sanktuarium…Kto to czuje – żyje w symbiozie z naturą , która prowadzi do harmonii z każdym otoczeniem…Marianna Bocian – poetka i pisarka ,zresztą Twój i mój przyjaciel i naturalistka głosiła, że „nie należy występować przeciwko Duchowi Świętemu” – a ten cały proces twórczy i odbiorcy traktowania dzieła na dziś ,ogranicza się do tresury inteligentnej ,co zachodzi już jakby poza szkołą ,czyli idzie tutaj o własne JA – a w efekcie jednak o pewną powagę ,a raczej racjonalny stosunek , co jest obecne u Ciebie i wprost samo promieniuje na zewnątrz . Ktoś powiedział ,że sztuki nie należy traktować tak poważnie. Tym nie mniej z obserwacji wynika więcej, bo tajemnica malarstwa jest także ugruntowana, jako warstwa duchowa wydzielona umiejętnie z abstrakcyjnej przestrzeni już w dzieciństwie jeżeli idzie o talenty – Naprawdę nie chcę się wymądrzać dalej ,i dlatego pragnę zaryzykować sugestię i radbym usłyszeć od Ciebie jako cennego artysty- jak czujesz – czy jest możliwy com – back do godności w Sztuce? – Zbyt dużo nagromadziło się wiórów obok i gęsto- krwistej piany, namąciło się zbyt wiele i wiele ze sztuką majstrowano i potraktowano ją więcej złem, co wynika z braku szacunku do siebie i wiedzy u innych współczesnych twórców. Pytam o to wielu autorytetów wprost o sacrum i jego atrybuty i miejsce ,które dziś jest schowane – czy nie należy bardziej baczyć w Sztuce ,chociażby po przez strefę samej moralności, chociaż jej atrybuty się zmieniły a co bardzo spłyciło obraz – Co sądzisz o tym?
J . K . Z samym realizmem , tak jak i z moralnością ,chyba jest tak jak z falą morską – ona przypływa ,uderza ,i oddala się na nowe uderzenie – czasem zbyt lekkie ,ukryte muśnięcie
– 7 –
mniej lub bardziej dotkliwe(?) .To słowa profesora Spychalskiego , którego też wspomnę z mojego Liceum Plastycznego. Fala wraca za każdym razem trochę inna , jakby odmieniona
inaczej dotykająca – Ale przecież nie zapominajmy ,że jest rodem z tego samego morza! .Jak wspomniałem w pierwotnych fascynacjach ,pięknie „męczyłem się” między Van Goghiem i Cezanem ,wówczas traktując te całe marzenie namiętnym kolorem , śmiało grubo stawianą linią pędzla po danej fakturze. Niech to będzie też pewną metaforą …Te i inne fascynacje niesłychanie ubarwiają do dziś mój osobisty romantyzm , moją pojęciowość i odświeżają warsztat – Jestem tak naprawdę romantykiem! – Powiem ,że zbyt dużo czasu straciłem nie robiąc w tamtym czasie tego co powinienem. Zbyt wiele czasu poszło na poszukiwania, robiłem to co być może teraz daje mi być w szerszym pejzażu ,także tym wewnętrznym (?). Jak tutaj widzisz te obrazy idą dalej za mną, w pejzażu są nawiązania z Van Gogha w szczególności do szeroko pojmowanego cykli z krajobrazu -I powiem ,że czasem one dobrze mi służą przy zbywaniu obrazów dla tzw. szerszego kręgu zainteresowanych, którzy szukają czegoś innego.
– Zatem zaprzeczę trochę sobie i powiem ,że nic nie poszło chyba na marne!
Z . K . No !- jakoś nie udaje nam się opuścić Twego warsztatu , chyba dlatego że siedzimy w Twej dużej oświetlonej naturalnie pracowni w Brzezinach pachnącej olejna farbą – Ale spróbujmy zatem pójść na zewnątrz … Warsztat tu znakomity – scena ogromna, obok jak patrzę są przepiękne duże „natury martwe” :z ziemniakami ,z chlebami , z tymi spiżarnianymi i kamiennymi garnkami ,w takiej sielskiej atmosferze smak dobra króluje i nad podziw praca rąk ludzkich – Wejdźmy proszę w tę choć na chwilę w tę siermiężną scenerię, gdzie pachną nie tylko werniksy ,ale nader przebija zapach samych obiektów – ziemniaków ,arbuzów, koszów jabłek , zeschłych słoneczników i dyń pośród cebuli ,tudzież kwiaty inne takie mniej niespotykane rośliny – Przebija się to wszystko własnym zapachem ,Twoją wolną jakby gdzieś z zaśpiewu wiejskiego dziecięcą duszą , to sens trwania w naturze i w jej zegarze
biologicznym w czym wzrastałeś. Uważam, że to także jest sacrum w uprawie sumienia warsztatowego, pamięć i wiara w człowieka posłanego do pozyskania plonu ,a jednocześnie ku pokorze ,która jest piękną cechą moralności – To wszystko jest objawione i poświęcone czasowi zbioru nagrody, to wynik pracy nie tylko siły rąk ,ale i umysłu – Czyli spełnia się tu także definicja sacrum jako szersza prawda – Chce się wprost modlić do tak żywego obrazu pobudzającego wszelkie zmysły ,chcę wypowiedzieć modlitwę wprost :”Tego chleba naszego chrupiącego i powszedniego daj nam Panie”- chciałoby się ugryźć i zakąsić ogórkiem a w sieni popić mlekiem zsiadłym ,lub miodem… Przepraszam Jerzy za moją kolejną słabość i poetycką metaforykę .Ale uważam ,że świętość Twego malarstwa należy odczytywać nie tylko w kategoriach moralnych ,ale i po przez biologię i naturalną wizję zawartości jego otoczenia .Rozważając jednak samo zagadnienie definicji dzieła sztuki malarskiej – filozof rozróżnia w nim jego fizyczny fundament – malowidło, samo dzieło, obraz, obiekt na który przecież składają się pełne funkcje takie semantyczne : warstwy kompozycji, warstwa przedmiotów , warstwa wyglądu ku całości samego dzieła, w temacie sobie zadanym lub tworzonym w trakcie malowania – żyje!…To u Ciebie jest i jest niesłychanie zdefiniowane na uczłowieczenie, a jednocześnie kojarzące Ciebie samego ,jako rozpoznawane medium ,w środowisku. Wracasz i „uparcie wypowiadasz swoja prawdę”- pięknie dotykasz po drodze, schodząc do głębokiego źródła mijając tamten czas , dotykasz jego pięknego bezwładu, jego luminarzy –i choć oni martwi- to żywi stoją na Twej drodze… Wybacz, ale doszukuję się tu szerszej definicji…Jak widzisz kropkuję wypowiedzi , końce zdań .Artysta wraca zawsze jak po śladach ,po wiedzę ,po nową siłę… Twoje malarstwo odświeża i oczyszcza przestrzeń plastyczno – artystyczną dla wielu , którzy próbują wstępować do Sztuki. Jest to malarstwo
– 8 –
katharsis dla nich! Jesteś dzięki tym wszystkim rzeczom bardzo oryginalnym artystą. Jeszcze nie wspomnieliśmy o cyklach portretowych ,i kiedy tak dobrze patrzę na nie- brak mi wiedzy!
dla jakichś uwag omawiania ich – są nazbyt okazałe w swej warstwie duchowej ,żeby cokolwiek jeszcze wtrącać! – Przywołanie duszy danego obiektu malowanego ,na pewno frapuje i meczy wielu malarzy i daje osobne doznania – Można sparafrazować portret – jeśli ktoś chce być zapamiętany – to pamięta także o bycie śmierci , która ma wciąż ma otwarte oczy na pamięć – Wybacz! – Może zechciej i Ty coś wspomnieć o portretowaniu… Jak powstają portrety , może coś jeszcze o wierności postaci ? – Proszę!.
J . K . Zbyszku prowokujesz bardzo! – Jeśli chodzi o człowieka ,wciąż poszukuję w ludziach, chodzę do nich , czasem choćby po to ,żeby pozyskać statystów do pozowania .I jak to się mówi „macam” po ich życiu i egzystencjach . Rozmawiam i maluję tak jak czuję ,zgodnie z zadanym sobie tematem. Napotykam pokrzywdzonych ludzi przez los , często oderwanych od rzeczywistości ,ale też zależnych bardzo od niej. Miałem już kloszardów i charakterystyczne wewnętrznie ciekawe osoby z piętnem zewnętrznie widocznym, które mają na sobie wypisaną swoją kryzę przeszłości a w efekcie swoją przyszłość. Niektórzy są jakby takimi trędowatymi osobami ,mającymi na sobie widoczne zagubienie ,prostotę ,czas ,ale nade i przede wszystkim odcisk miejsc, ból ukryty za maską krzywej twarzy… Biorę ludzi z łzą w oku, trochę takich widocznych w swej siermiędze i maszkalarskości, czasem nie dbających o wartości wprost estetyczne , bo nie jest dla nich to ważne- To ludzie z goła dobrzy i cenni….Są to żywe dowody , „naoczni świadkowie” – tacy współcześni apostołowie, czasem obdarci z szat , szarzy, posiniaczeni i przypruszeni kurzem, ostem na brodzie, i tacy inni zapomniani jakby uczestnicy zaoczni wszelkich przeobrażeń społecznych, czasem bytujący na kresach naszej rzeczywistości. To nikt inny jak nosiciele mojego czasu ! – Często wystawieni poza margines tego szybkiego ponaglającego nas czasu. Są też ludzie nadzwyczaj ciężko pracujący ,jak mój chłop ze wsi pozujący pół –nago do obrazu pt. „Święty Heronim” ,czy do „Króla Lira”- chłop spracowany w polu , pokorny doświadczony prostą naturą i ubogością… Myślę, że moim
zadaniem jest pokazać tych właśnie spóźnionych i zagubionych bo to oni uzmysławiają nam , gdzie my jesteśmy w danej chwili i w jakim miejscu…Ta chwila do odtworzenia jest często ciężka , zniekształcona w różny sposób u każdego z nich inaczej ,co nie jest bez znaczenia na ich duchowość a mój obraz – To są ciekawi często otwarci , dotykalni a przy tym cenni ze swą ułomnością, serdeczni. Właśnie tutaj, pośród nich mieszka sacrum , jest to takie ich oblicze i byt sacrum, i jest wiara – nie ma fałszu ale jest trwanie sobie wiernym. Nigdy natomiast nie malowałem dla socrealizmu obrazów, żadnych leninów , traktorów w polu i ludzi senso z totalitaryzmu z chorągwiami i sztandarami na Starach…Nie oddawałem się nigdy na służbę lśniącego fałszywie socjalizmu. Tak naprawdę przebiegało to obok i nie stykałem się z takim czymś – jest mi to obce. Przeciwnikiem dla mnie był nie komunizm, ale raczej konceptualizm, postmodernizm i pop modernizm a i per- formence . Powiem tu ,ze taki mój per – formence wymyślałem na użytek własny, jak już wspominałem w innej kwestii ,ustawiając sceny ze
statystami i przedmiotami do namalowania wielkiego płótna ostatnio w stodole chłopa . A kiedyś gdy realizowałem inny wielki format kilka lat wstecz ,ustawiłem całą grupę ludzi do mojego „Ukrzyżowania” ,przyjechał profesor Podsiadły z Akademii i patrząc ,na tą całą maskaradę ustawień, jak na wielką inscenizację teatralną, ( śmieje się głośno) ,a były to rusztowania tzw. „warszawskie” , gdzie pośród nich stanął krzyż i belki, no i ta biała płachta on orzekł :- „To dla mnie jest już gotowe dzieło!” – Właśnie to było moje zadziałanie w stylu per formence!- Wszystko stanęło w stodole tu w Brzezinach u zaprzyjaźnionego chłopa w stodole! Zresztą mam na zdjęciach to wszystko , i zaraz Ci pokażę. No i przede wszystkim czekała mnie ogromna praca w skali 1:1. Jest to temat , który jakby sam w sobie prowadzi
– 9 –
podmiot – i myślałem co też z tego wyniknie?! – No i jak to zrobić?, żeby było jak najlepiej oddane w stosunku do czasu…Jest to tak ,jak przy układaniu kolejnych inscenizacji w teatrze.
Czasem taka euforia wewnętrzna łapie za serce, następuje wielkie otwarcie się na ten cały proces – Używam ,że tak powiem, różnych ludzi i przedmiotów do scen ,jak : koło od sieczkarni ,itp rzeczy…Warto wspomnieć ,że Caravagio , który był trochę obrazoburcą , na przykład do postaci Najświętszej Marii- do tytułu : „Zaśnięcie” użył prostytutki , którą wyjął gdzieś z Tybru i przedstawił z jej sylwetki postaciowość sceny -po prostu zbudowaną na tym co zastał i co wyszło jakby samo wprost z Jego otoczenia…To są takie bardzo ciekawe i wręcz zaskakujące nawet samego artystę odważne momenty ,których nie zapomina się w drodze.
Z . K . Tak! – nikt inny jak artyści upatrują w swoim otoczeniu objawień pewnego uniwersum na czym budują współczesną twórczość – Tadeusz Różewicz wychodząc na spacer do Parku ujrzał na ławce kloszarda ,śpiącego i ubranego w obdarte łachmany a na rękach miał takie fioletowe wełniane rękawiczki , które miały poobdzierane palce, spotkał był nagle jakiegoś kloszarda nieogolonego , zarośniętego – taki siwy długowłosy starzec „w drodze” gotowy do wypowiadania swej prawdy o życiu ,jakby taki „świadek naoczny”, czyli Spas Jaroje Oko- Taki gotowy apostoł Chrystusa , który po ukrzyżowaniu Mesjasza poszedł w świat oznajmiać prawdę i chodzi do dziś…Powstał jak wiemy z takiego iluzorycznego spotkania wiersz ogłoszony w Miesięczniku „Odra” i nosił tytuł bardzo metaforyczny wprost do postaci Świętego Piotra – Czyli poeta obserwator spotkał „Kogoś” nieznajomego na drodze ,ale jednocześnie KOGOŚ bardzo znanego…Powstało zadziwienie- taka iluminacja, lub wprost przeżycie na Jawie(?) zrodzone z autopsji we współczesnym otoczeniu…Artysta jest tutaj „pasem transmisyjnym” w przekazie chwili ,która pojawia się obserwacją i budzi zmysły twórcze ,jakby na prawdę innego czasu-wprost na TERAZ , na JUŻ .Twoje malarstwo nie poniża ,nie jest oszczercze – godnie dźwiga człowieczy los ,jest zapisem napięć i kondycji również współczesnego człowieka .Jednak jak pomyśleć Ty sam jesteś tutaj takim jakby „ostatnim Mohikaninem ,jednocześnie osobą taką wydziedziczoną ze współczesności… Natomiast wiem ,że cenisz innych ,choćby Franciszka Starowieyskiego ,choć on szuka bardziej w przestrzeni po omacku, po przez formowanie metafizyki idącej na zewnątrz wielkimi formatami …Artysta używa równie dotykalnych modeli ,tych sztucznych i żywych… Powiedział mi kiedyś Starowieyski ,gdy gościłem u niego w domu ,że nawet bardzo stara kobieta, jest piękna!. -Ile trzeba odwagi i determinacji ,żeby równie pięknie patrzeć, a to jest bliskie Tobie. Kiedyś sam w wierszu pt. „Wenecjada” powiedziałem ,że „wszystko co umiera bardzo powoli- jest piękne!…” – Można tu parafrazować ,chociażby do konkretnych trądów sztuki ,że one już umierają bardzo powoli, dlatego są piękne. A więc znów dalej można ryzykować powiedzenie ,że ci wszyscy Twoi mistrzowie ,do których nawiązujesz umierają -ale chyba tak bardzo bardzo powoli a po przez to są tacy piękni…A Twoja postawa wprost przy nich bardziej jeszcze pięknieje .Mamy zatem tutaj być może klucz do Twego prawdziwie spełniającego się malarstwa. Pamiętam jak malowałeś mój portret ,wcale nie tak wielki,
a pozowałem Ci w czerwonym podkoszulku ,z gęsim piórem w prawej ręce ,w takim lekkim półobrocie ze złożonym rekami na piersi. Już w samym wstępie, gdy ukazywałem się na płótnie nazwałeś obraz „to będzie Owidiusz” . To zresztą bardzo mi odpowiada ,bo zajmuję się poezją ,w tym i mitami śródziemnomorskimi- wręcz czasem z nich czerpię ,w których jest tak wiele filozofii do życia –Ale Ty bliżej nic o tym przecież nie wiedziałeś!…Skojarzenie wyszło od razu ,jakby spod Twej reki. Powstało pytanie o to coś -a może nawet o reinkarnację ( tu śmieje się) i jakby powróciło stare w nowej formie. Zatem wierność swoim ideałom, wciąż wierność i wierność? – U Ciebie, przy kontakcie z obrazami , co wspomniałem -czuje się zapach otoczenia , czuje się ciepło barw ,mimo dramatyzmu jaki je czasem niesie…
– 10 –
J . K . Jak już wspomniałeś o Starowieyskim – to nawet dobrze , ponieważ u niego także zachodzi taki prawidłowy stosunek wierności przedmiotu do dzieła przechodzi w metafizykę. To znaczy tu też idzie o ten wysiłek fizyczny i obcowanie z modelem żywym i martwym, to wyławianie światła , budzenie sceny i cieni ,budowanie ruchu tego podskórnego całej sceny, która bywa wynoszona zdziwieniem oka w kosmos, który to kosmos dla odbiorcy może być trudny…Jest u niego taka nie widoczna wprost ogromna i niepojęta wydobywająca się wprost wewnętrznie kontynuacja tego „starego” malarstwa ; konie, umięśnienie z Michała Anioła, jest sarmatyzm, rogatość, kopytność ,czaszka , itp. rzeczy przynależne człowiekowi tamtych czasów a jako lekkie profanum (?). Ja osobiście podziwiam go wprost za duży format i pomieszczanie tak ogromnej wydobytej z siebie przestrzeni na dużym formacie – Jest to wielka praca mięśni i pokaz siły, jej linii , o czym jak dodałeś nie wszyscy wiedzą, chociaż widzą sam akt tworzenia naocznego i czuja pot artysty… Wspinanie się z konkretną linią ku przestrzeni , taka emigracja wśród proporcji po wielkim obrazie, stąd „Teatr Rysowania „- U mnie „Teatr Malowania”- Dodam do tego jeżeli idzie o warunki ku spełnieniu dzieła , że te warunki trzeba również umieć sobie samemu stworzyć ,żeby móc dobrze się poruszać po obrazie światłem koloru i perspektywą , która bywa osobną wiedzą trzeba często ją nachylić, lub dalej ją sobie otworzyć, czasem przenieść i dopasować jej proporcje… I zadziałać tak
żeby wyjść prawidłowo i racjonalnie bez cienia fałszu i bez „spotwarzenia” ,jakby to określiła Marianna Bocian, odwiedzająca za życia swego moją pracownię, gdzie wiele rzeczy o sobie z jej ust usłyszałem. I choć sztuka sama w sobie jest irracjonalna ,musi jednak być oparta na racji przekazu z nadprzyrodzonej tajemnicy ,co stworzy godność sceny, i bywać będzie takim sumieniem artysty , opartym na sile wewnętrznej ,która dynamizuje scenę i pokazuje również tutaj mnie jako autora .Dam przykład jeszcze jeden odnośnie pracowitości i pojęciu wierność. Powracam z uporem maniaka to całej techniki „twórstwa” – to też żywe słowo Marianny – Ja u chłopa w tej stodole, malując wspominaną tu kilka razy na przykład dużą „Wieczerzę w Emaus”, zatrudniłem dwóch murarzy , którzy mieli postawić mur z prawdziwych cegieł – i postawili taki mur ,na tle którego zachodzi wpierw żywa scena, jako akt w tle tej wizji. Nad Chrystusem miało wisieć wielkie koło ,od sieczkarni, jako aureola(?) – A w murze maleńkie okienko Judasza i kilka innych elementów , jak: chleb na stole kuchennym, Grall , ryba… No- niestety!- gdy nastąpiła przerwa w realizacji ,która trwa do dziś ,ja musiałem rozebrać ten prawdziwy mur, bo przybiegła sąsiadka – żona chłopa z prośbą, żebym zabrał ten mur ,gdyż zawali się pod jego ciężarem strop nad piwnicą pod tą stodołą .To przecież było kilka ton!- Żywa masa! – A ja muru zrobionego ze styropianu nie będę malował- To samo się tyczy aureoli z koła od sieczkarni -Te elementy musiały prawdziwie naocznie zaistnieć !- Do ukończenia zamówienia jednak nie doszło z braku środków, które początkowo wyłożyłem ja sam ku zachęcie ludzi zainteresowanych – Takie są dzieje niektórych wielkich moich utożsamień z rzeczywistością. Dopowiem znów ,że w kwestię samej realizacji tych poszczególnych tematów , jak podałem wcześniej, wchodzą wątki biograficzne i różne moje kondycje osobiste z osobistych przeżyć, i kwestie mego osobistego życia. I znów powrót – duży obraz pt .”Król Lir” w/g Sheakspeare’a – mężczyzna z kołem drewnianym od wozu prawie półnagi turlający się po mej pracowni wydatnie użebrowany taki żylasty mężczyzna – bez korony, to odzwierciedlenie moich przeżyć czasem i jakichś słabości…Czasem są to takie wewnętrzne jakieś autoportrety z okoliczności wprost dramatycznych dla mnie ,i to wszystko pojawia się jakby taka dygresja . Jest tutaj używanie koła – jest koło symbolem kręgu spraw, których się trzymam , koła powracają i toczą się ,a ja się tego koła trzymam i muszę
– 11 –
wytrzymać jego ruch(?). Albo inna dygresja w tytule obrazu: „Żona Hioba” ,gdzie moja żona Lidka pozowała mi nago ,siedząc na schodach w pracowni, a Hiob, wspomniany tu obiekt
mężczyzna ,malowany późniejszym czasem ,spada na podłogę również z takim drewnianym kołem na białe płótno rozwinięte na ceglanej posadzce , to wszystko powstało jak pamiętam, gdyśmy podnosili z ruin to nasze siedlisko ,było tyle różnych spraw , a ona Lidka prowadziła cały ten remont i wszystkie urzędnicze trudne sprawy- Dlatego należnie siedzi tu na obrazie wyżej!( śmieje się ) – No! -ale skoro ten obraz miał iść do kościoła na Piaskach na Ostrów Tumski we Wrocławiu , ja w nocy ubrałem manekina w ciemną suknię i zamalowałem nagość żony Hioba postępując racjonalnie zresztą, czego domaga się sacrum miejsce. Obraz ten ,już nie tylko jako duży format, spełnił się w dwu odsłonach – tej pierwotnej bo naszej osobistej co jest sfotografowane – ale i w tej następnej drugiej odsłonie . Dziś wisi w świątyni na Piasku we Wrocławiu jako wyróżniający się element świątyni ,gdzie postaci zachowałem w całkiem wielkości naturalnej. Wybacz ,ale przywołam tutaj jeszcze raz obraz pt „Pieta”, gdzie Matka Boża trzymająca ciało syna na kolanach, to taka iracka matka kobieta a Chrystus jest synem żołnierzem rannym śmiertelnie oddanym jej z powrotem – Matka dwoma rękami zakrywa Jego broczącą ranę na boku ,w miejscu serca, matka boleje nad ledwo ciepłym ciałem tutaj martwym wątłym- To powstało ,jak wspomniałem na początku rozmowy ,podczas ostatniego ataku na Irak .Jest to jednocześnie obraz wierny tej naszej współczesnej prawdziwej Piecie tyle ,że tutaj ukazana jest nasz blady bezwład.
Z . K. Wrócę znów wybacz! -Te dygresje do życia społecznego , z bytu człowieka w stosunku do całego świata naszego, które już się działy w kulturze i pamięci innego bytu bo minionego świata ,a w którym wciąż od wieków uczestniczy dramat i to na coraz większą skalę ,to ta namacalność -trafna w Twoich wielu obrazach? – To jest bardzo ważną rzeczą i istotą tego malarstwa .Jak mówisz, trzeba na prawdę dojrzeć do takich momentów i przeżyć je osobno w kontekście dziejów człowieka , tutaj spisanych akurat w Nowym Testamencie… Mieszkasz z tym obrazem i z innymi swoimi wielkimi płótnami gotowymi obiektami , które czekają jakby przeznaczone i przynależne jakimś konkretnym miejscom – Trochę to jest dramatyczne dla artysty ?- Czasem tak dramatyczne jak sceny ,których dotyka i wydobywa na światło…
J. K. Tak ! – Zaglądając do Sheakspear’a konkretnie do Lira ,pada tam takie zdanie jako przesłanie : „Gdy koło leci do góry – łap je natychmiast! – a gdy to samo koło leci w dół- puścić go jeszcze szybciej!”- To była dygresja filozoficzna wypowiedziana przez Króla Lira, dygresja do naszej ludzkiej kreatywnej strony życia, a jednocześnie rada Sheakspeare’a na takie do podstaw jako uniwersum bytu. Kiedyś malowałem w Sztokholmie cykl takich wariacji jak je nazywam, postaci nagich lecących w przestrzeni i trzymających i łapiących się wspomnianego tutaj elementu koła – taka „Karuzela ludzi” – A było to moje osobiste już zawarcie stosunku do pogoni za pieniądzem, za biznesem , za emigracją człowieka w poszukiwaniu dóbr materialnych – W tej bezlitosnej przestrzeni trwa non-stop wyrywanie sobie tego koła ,chwytanie go i puszczanie w jakąś stronę , to pytanie nawet o to- w którą stronę ono się kreci? –Ale na to już sam widz, jako obserwator, musi sobie odpowiedzieć. Być może to było „błędne koło”? , które do tej sceny zapożyczyłem od Jacka Malczewskiego, gdyż on namalował taki krąg z ludzi ,a ja natomiast zrobiłem koło ,bardzo namacalne wprost widoczne gołym okiem ,jako element całego dramatu ścigania się świata współczesnego…I ostatnia dygresja do innego obrazu pt. „Święty Heronim” brzmi : -Zazwyczaj człowiek korzy się przed pewną nadprzyrodzoną siłą – być może bóstwem jak mój namalowany „Święty „-
-12-
półnagi klęczący na ceglanej posadzce spracowany ,(dlatego i pokorny) mężczyzna z chlebem w dłoniach , być może z takim otoczakiem kamieniem (?), bo idzie tu o naturę . A o ile ktoś
pomyśli ,że postać klęczy z chlebem to zrozumie coś o kwestii skromności i pokory w konsumowaniu samego bytu (?)- Nie będę siebie tutaj tłumaczył, bo tego się nie robi .Ale to wszystko budzić w postaci ,w tym i tej naszej, pewien zachwyt i po mimo wyzbycia się dóbr materii człowiek odczuwa tutaj radość obcowania z miejscem i siłą wyższą i rozumie wtedy dotyk rąk i stóp w stosunku do ziemi tak mistycznie… Ale to zaledwie dopiero przestrzeń, którą budzimy w sobie .Każdy obraz predysponuje do różnych pytań- kim w istocie , albo czym jest człowiek ?- Jest także tu mowa o pokorze do siebie wyzbytego wszystkiego.
Z . K . Zatem dopatrywać się można u Ciebie takich kwestii filozoficznych o człowieku ,jak kontynuacje w poszukiwanie godności .Nie jesteś w żadnym razie kopistą. Byłoby to takie płytkie i złudne myślenie , gdyż udowodniliśmy ,że na dzieło patrzy się po przez pryzmat współczesności artysty i jego przyswojoną doświadczeniem wiedzę. Wybacz znów wrócę!
– Zrobiłeś także cały cykl portretów ,o których napomykałem ,zakończonych finałem wystawy w Ratuszu wrocławskim pt. „Wrocławianie”. Są to portrety wielu znanych osobowości różnych dziedzin i postaci naszego miasta i regionu…Wydano piękny pojemny katalog – album. Wystawa odbiła się szerokim echem w różnych środowiskach. Ale także namalowałeś cykl „autoportrety”- malowałeś na sobie, też ich pokaźny zbiór z różnego okresu ,co zresztą wielu artystów malarzy robi .To nastroje osobiste i dygresje do wieku z różnych okresów, sugestie i multiple klimatów a jednocześnie studia na sobą samym .Zatem proszę daj się namówić na jeszcze jeden autoportret ,taki rodzinny jako wspomnienie dzieciństwa – Niech to będzie taki portret dobrze zagruntowany i może nie z dziejów ,ale ważnych spraw ,z których wyszedłeś sam wstępując na drogę profesjonalnego malarstwa, a tym samym do Sztuki z dużej litery. Malowałeś członków rodziny własnej, pokazując ich oblicza i ich dusze : babcię żony Lidzi- Bronię , swoją mamę , innych pochodzących w prostej linii z rodziny. Wspomnijmy te zaśpiewy ,o czym ja już napominałem wcześniej ,prowokując Cię do pewnych dygresji młodzieńczych , które nigdy nie wygasły – To na pewno ważne!- to taka jakby kronika i charakter tamtych miejsc, ciekawość i wzrastanie w konkretnemu otoczeniu, niezapomniane zmysły obserwacji…Może żeby zainspirować Cię i jakoś zachęcić ,powiem co jest znane :- Ojciec Twój był kowalem we wsi Równe, w II wojnie pomagał partyzantom ,za co żandarmi spalili mu dom rodzinny, zginęła jego (pierwsza) cała rodzina. Później jako już wdowiec sam przyjechał tutaj na Dolny Śląsk i pojął za żonę Genowefę z Kochanowskich , która również miała jak mi widomo jakieś zdolności plastyczne – Czy to prawda? – Gdzieś już kiedyś wspominałeś już o tym ,że talent masz po mamie. Tak ? – Życie swoje poświęciłeś malarstwu, z niego żyjesz , a żona Lidzia- Przyjaciel i Muza i czasem model ,z wykształcenia jako filolog bywa czasem też w innej roli czasem jest Twoim marszandem, lub agentem oraz wciąż podnosi to piękne siedlisko do góry, jest tu uroczo. Mieszkacie w parku otoczeni stara fosą , wiele tu naturalnych fascynacji, choćby to że macie 12 kotów , które Lidka przygarnia…Jak wspomniałem – siedlisko Wasze to przejęte ruiny przypałacowe (?) -Ten obiekt pochodzi z XII wieku ,który uratowaliście nabywając na własność ruinę ,wyremontowaliście razem własnym sumptem, mając dziś tak wspaniałą radość i satysfakcję .Dodam ,że dziś jest to miejsce magiczne, bo nie tylko przyciąga przyjaciół ,ale służy jako medium dla sztuki ,takie pozytywne klimakterium dla gości, których Wam nie brakuje .Mimo różnych niedoborów socjalno – egzystencjonalnych, jakie ma wielu innych znanych artystów polskich , czujecie się tutaj pysznie i wszech-wolnie. – To dodatkowa pasja tym bardziej ,że wzniesiona własnymi rękami i czynnie pielęgnowana, gdzie czuje się przede wszystkim ducha… Jakiś duch czuwa , czuję to sam jak tu bywam –
– 13 –
Powiem inaczej bo prowokująco: – czuwa tu Duch Święty ,a Jego osoba przenika obrazy, które malujesz jak wiem, być może dlatego z wielką pasją i oddaniem .
J . K . No Tak! – Z dziadkiem Hipolitem z Kochanowskich byłem bardzo zżyty. A gdy jeździłem do ich domu na wieś ,do babci Stanisławy, najmniej co kilka miesięcy, czasem na dłużej, często też na wakacje , zawsze jeździliśmy z dziadkiem rowerami w plener, w pola … A było to pod Warszawą za Płońskiem – Miejscowość Ogonowo nad rzeką Wkrą. Moimi rodzicami chrzestnymi byli oni właśnie – babcia Stanisława i Hipolit Kochanowscy- moi dziadkowie. Bardzo mnie kochali i darzyli szczególnie… Pamiętam między innymi fakt, będąc w V klasie szkoły podstawowej, jak zlecono mi namalowanie obrazu Najświętszej Marii Panny do Parafii na Odpust . Zatem widziano już wtedy moje talenty(?) – Byłem dumny z tego, bo odrzucono obrazy kilku innych doświadczonych artystów .Tam na wsi był taki szczególny rytuał domowy , i chyba widać dziś na moich obrazach z naturą ,czy wręcz w tych pejzażach niektórych – To już pozostało we mnie!- Poza tym była taka atmosfera sielanki, szczególnie te niedzielne wyjścia na nabożeństwa ,w tym i na nieszpory, albo wyprawy w pole po zbiory. Dużo przebywałem z dziadkiem , tu –tam – ówdzie ,obserwowałem naturę: ludzi, zwierzaki i tam ciągnęło mnie zawsze .Ten uroczy kontakt trwał dość długo aż do ich śmierci . No a tutaj ,cóż – iście przybyliśmy z Lidką 20 lat temu w 1986 roku sami z sobą przejmując taką ruinę do podniesienia… Przybyliśmy z Wrocławia ok. 30 km. stad ,gdzie mieliśmy małe mieszkanko ,co zupełnie nie nadawało się na egzystencję twórczą. Artysta bez pracowni nie istnieje! -Przy urządzaniu tego siedliska, jak go nazywasz ,jako i pracowni ,było moc pracy ,ale jakoś toczyliśmy ten kamień Syzyfa przed siebie w górę zwłaszcza moja Lidka
– Ja malowałem ,żeby żyć i podołać – ona także pracowała w Szkole. Tu też były te dramaty i wzloty ,o których wspomniałem wcześniej, które brałem do siebie ku moim imaginacjom malarskim . Zasymilowaliśmy się z tą wsią , która dziś wygląda całkiem inaczej… Owszem -czuję Ducha i jakąś opatrzność nad nami ,nad sobą jako artystą , czuję pogodę naturalności i siłę tą rubensowską , o której mówiłem. Zamierzam tutaj dużo jeszcze namalować…
Z . K . Zbliżamy się ku końcowi tej artystycznej rozmowy – Czy czujesz się spełniony ?
– Może przy tej okazji dodatkowe pytanie o Twój stosunek do malarstwa dzisiejszego ,o radę dla artystów , którzy idą do Sztuki jako to świeże „Pokolenie , które wstępuje” ? – Jaki jest Twój osobisty stosunek do otoczenia dzisiejszego świata i do sytuacji samej Kultury…Może jakieś prognozy na przyszłość własną , proszę przybliż może nowe realizacje ,a i refleksje?
J . K . Zaskoczę cię !- Nie czuję się spełniony …Sytuacja ,w jakiej znaleźliśmy się jako środowisko SPAP, nie napawa dumą i jest wprost przykra ,a czasem bardzo dotkliwa. Gdyż nawet najbardziej znani i pokupni nie mają czasem środków , już nie tylko na życie, a co dopiero na same egzystencje twórcze, na taki wsad do własnej sztuki :farby, pędzle ,werniks blejtramy, czasem nie ma za co zakupić materiały, a o promocji nie wspomnę, gdyż to już rarytas mieć marszanda czy agenta, kogoś kto zajmie się tobą jako twórcą .A tu Rząd chce podwyższyć próg podatkowy na dzieła biednym i tak poniżonych już artystów wszelkich dziedzin. Co do moich osobistych czysto malarskich realizacji – Oczywiście, ja już na pewno namalowałem tysiące obrazów : portretów, pejzaży , natur – ale zupełnie komfortowo byłoby, żeby wiele tych tutaj zgromadzonych, jak widzisz ,płócien zalegających moją pracownię, poszło do ludzi i do Muzeów czy wprost do kościołów ,itp .miejsc .Owszem trzeba coś mieć na porządne wystawy i to jest marzenie osobne! –A poza tym ,jak wspomniałem ,wszedłem kiedyś w te dużo formatowe obrazy i kiedy zaczęło mi trochę sprzyjać – to zaraz stanęło, gdyż nie było sponsora czy oczekiwanego odbiorcy, żeby coś dołożył i dał to skończyć. Zrobiłem
– 14 –
dużo wielkich takich realizacji , ale to jest wciąż mało! .Wciąż jeszcze wymagam od siebie i myślę, że jeszcze wiele namaluję .Chcę przede wszystkim skończyć tę wielką „Ostatnią
Wieczerzę”, o której już wspomniałem, jako przykładzie. Są do niej szkice projekty i co najważniejsze wiem jak mam to zrobić!- Ale nie stać mnie jako artysty na samo-finansowanie takich rzeczy ,jak to było z przytaczanym tu innym wielkim obiektem „Ukrzyżowanie”, gdzie poświęciłem całą dużą część wystawy z Dani ,a koszta uzyskane poszły w tę czteromiesięczną realizację… To się chyba nie powtórzy już nigdy! – Nie wiem! – Co do malarzy ,tych wstępujących – powiem krótko – Nie idźcie na skróty, nie idźcie tylko w koncepcje – ale w konkretne realizacje . Nie bójcie się pracy i wiedzy o Sztuce!- Trzeba wciąż ćwiczyć się fizycznie i umysłowo ,a warsztat sam przyjdzie ,żeby zawrzeć swój stosunek do obecnego świata… Dużo rysować wchodzić w światło ,w siebie, w własną duchowość i odkrywać ją co rusz na nowo. Marzyć i jak najwięcej doświadczać się, choćby malować na starych murach ,na chropowatych powierzchniach , szukać tła dla światła, etc. Ja odbyłem wiele wystaw i wciąż to jest z mało .Stać mnie na marzenia jeszcze ,żeby obrazy głównie te duże z sacrum,żeby kiedyś wzięły udział w takim misterium mszalnym, na przykład podczas celebracji świątynnych, jak było to kiedyś z Cravagiem – pamiętamy to – obraz zawisł nad samym ołtarzem w centrum .Gdzie pod czas misterium ,co jest także na obrazie ,na tle Ciała Chrystusa ksiądz podnosi hostię opłatka ,a ten opłatek w efekcie jako Ciało Chrystusa podawany jest później obecnym wiernym ,jako współczesnym, uczestnikom, i jest częścią całego Misterium Paschalnego, a jednocześnie harmonizuje się z tłem i z tematem obrazu co spełnia obraz do końca ,i jakby go tym samym uświęca –To jest niesamowite !- co właśnie zrobiono z dziełem Caravagia . To odżyło i żyje dalej! – Naturalnie! – Jego epoka to był inny czas .Czy jest taka prawdziwa odsłona sacrum w moim malarstwie? – Nie wiem! –Tak mówię – bo czuję duży respekt do takich właśnie realizacji i odpowiedzialność .Jest kilku innych malarzy ,którzy jeszcze „robią” w sacrum np. Tadeusz Boruta z Krakowa , którego cenię. Nie ma nic takiego jak wizja – Owszem do wizji można się zbliżyć ,ale wydobyta nie w całości, bo to jest niemożliwe -nigdy nie istnieje. Jest tylko wyobraźnia , którą trzeba non – stop ćwiczyć. A to co dzisiaj niektórzy młodzi wyczyniają z krzyżem idąc na skróty jest wprost bluźnierstwem ,jest obrzydliwe i świadczy o braku wiedzy ,i warsztatu ,w tym i tej humanistycznej. Nawet Salvador Dali- surrealista ,nie występował przeciwko Duchowi Świętemu – On też namalował „Ukrzyżowanie” i jednocześnie zejście do odchłani – piękny Chrystus w blikach z iluminacjami krzyża w metafizycznej odsłonie, ale nigdy przykro nie spotwarzony! – Nie robił tego nawet Picasso uznany za rewolucjonistę malarstwa .Weźmy choćby taką formację plastyczną jak „Tercet Nadęty”, Nalewajko , Szpyt , i Żagaalski ,którzy wystawili w Brukseli ,kilka lat wstecz gdy polska była przyjmowana do Unii, namalowali oni obrazy wprost prowokujące ,po nich nic już nie pozostało- tylko piana…Przedstawili oni na przykład dam obraz ,który przytoczyłeś sam tutaj – znam to, gdzie na obrazie zachodzi scena „biczowania” – Chrystus jest tu biczowany jednocześnie przez więźnia obozu nazistowskiego w pasiaku – i jednocześnie hitlerowca , były tam inne obrazy jak ,choćby ukrzyżowanie nagiej kobiety, albo pieta … Wystawianie na krzyżu genitalii przez Nieznalską niczemu nie służy… Jest to ,mówiąc delikatnie przysłowiowe mieszanie łajna z powidłami! – Taka profanacja to problem nie tylko sztuki. Uważam ,że do Sztuki pisanej z dużej litery nie idzie się po szok i na skróty – nie tędy droga!- Nie wolno na siłę i za wszelką jej cenę szukać cynicznie poklasku, nie można być wprost hipokrytą, świadczy to wszem i wobec tylko o płaskim myśleniu i jak mówiłem o brakach w wiedzy w tym – powtórzę i w samym warsztacie twórczym.
– 15 –
Z. K . Dziękując za rozmowę przytoczę sekwencje z wiersza wybitnej poetki Marianny Bocian -Twojej i mojej nie żyjącej już od kilku lat przyjaciółki- poetki i eseistki oraz znawcy
malarstwa, która pisała o Twoich obrazach także … Jest to wiersz ,który znajduje się na pierwszej stronie katalogu do Wystawy Twego malarstwa olejnego pt. „Ciągła Odsłona”, katalogu wydanego przez Muzeum Achidiecezjalne we Wrocławiu w roku 2004 :
oto znów nadciąga powoli pora przedwieczorna
pełna majestatycznej ciszy jaka zawierają
dojrzewające w słoneczności zboża
/…/
J . K. – I ja Dziękuje! – zwłaszcza za wiersz Marianny Bocian , który niech pozostanie puentą tego naszego spotkania z moim malarstwem i jego zapleczem…
– z artystą malarzem Jerzym Kapłańskim
rozmawiał
Zbigniew Kresowaty