o książce Stanisława Chyczyńskiego
Przysłany mi tom wierszy i dedykowane „oktawy mimo wszystko” autora z Kalwarii Zebrzydowskiej odczytuję jako grę z otoczeniem, a także przebrzmiewanie niespokojnej duszy, która, jak to nazwał Chyczyński, zamieszkuje czasem w Ciemnych Ogrodach i próbuje sobie ulżyć na własnym ciele, które jak worek ją nosi… Autor nie waha się wyrazić własnego zdania i odbiera sobie wiersze w dość osobliwy sposób – czasem szyderczy, jękliwy (?), ponieważ, jak się wydaje, ulega swoim wcześniejszym fascynacjom ,spoglądając na nie w innym świetle, bo dostrzega dewaluacje tą fascynacją, czasem niezadowolenie chwili, czy niepokój, który gra na sobie samym – a raczej jest to taki rodzaj „ewokacji po latach” jak to nazwał w jednym z pierwszych wierszy książki, wydanej przez Wydawnictwo Magazynu Literackiego w Warszawie w roku 2000-nym. Na str. 6 czytamy wiersz pt. „Ewokacja po latach”
Ewa miała być moja, ale listy padły do śmieci w kancelarii świętego Tomasza. jesień miała być nasza, ale drzewa murem między nami stanęły na jawie i we śnie.
jesień mogła być złota, ale liście spadły
do kałuż i do błota, zaiste, zbyt wcześnie.
(…)
Chyczyński miarkuje, pyta i pogrywa na czasie, na symbolach, na autorytetach, na tych co stworzyli nowy ład burząc stary (?) Kto wie ? Przekształca słowo EWA w Ewokację, w ciąg wyrażania siebie.. Jeżeli wziąć fakt, że jest to pierwsze słowo uczłowieczone na ziemi to domniemać należy, że autor nie tyle bawi się słowami co znaczeniami, co może podrażać wartość tych słów, idących w osobne znaczenie. Stawiając tak swą grę, tworząc inne sytuacje, i ich znaczenia i tworząc jakieś byty, fabuły (?), zapragnął osiągnąć jakiś efekt. Czy jest to nowatorstwo ? – być może – ale zamierzone dla jakiegoś zamiaru i chyba nie wynikające z tzw. „potrzeby serca”, lecz z potrzeby czystej nawet wykalkulowanej gry. Wiersz pt. „Glistopad”, jest w dalszej części wstępu do lektury najlepszym przykładem (str.9) dający upust tej grze frywolnej, gry znaczeń i dzięki przekształcaniu słów tworzy inną metafizykę.
dżdżownica spada na dno swej kryjówki błoto rozkwita nawet na betonie deszcze jak dreszcze spływają po tobie oczy jesieni są mokre w chorobie
łamie po kościach wirus influenezy myśli jak glisty wiją się w udręce (…)
Należałoby, po przeczytaniu jeszcze kilku kartek, zapytać autora – po co to robi ? – jaki ma cel i co tak naprawdę chce nam uzmysłowić poeta z Ciemnego Ogrodu ? – myślę, że raczej tylko znaczenia, na pewno chce się pobawię własną wyobraźnią ale i w tworzenie nowej metafizyki, która nie jest tu najprzyjemniejsza lub przechodząca w jakieś naturalne pozytywne kreacje. Ale pozostawmy to na razie bez odpowiedzi. Tocząca się gra o batalię w Sztuce w Polsce i dogorywające gałązki postmodernizmu, który za wiele jednak nie przyniósł sztuce w tym i w Literaturze w okresie tzw. „wolności”, czy barbarzyństwa, dostarczał i dostarcza wciąż jeszcze wiele pomysłów niektórym autorom.
A wydaje się w dalszej kontestacji, że tylko pomysły jakiekolwiek wnoszą nową krew w żyły sztuk, a także przynoszą zmiany, przynoszą jakieś mniej lub więcej racjonalne efekty… Czy poezja Chyczyńskiego idzie także ku temu, czy idzie naprzód ? – to pytanie na później ! Niech pozostanie to niewiadomą – to nawet lepsze dla autora. Czy jest tylko pobrzmiewaniem oktaw, jakimś wysokim wołaniem o jakieś zmiany (?). Pozostawmy zatem to do dalszej reasumpcji na później. Oto kolejny wiersz autora pt. „BASS SOLO (party)” (str.13). A brzmi on tak:
(…)
mokry od śliny z między warg się ciśnie hej wielkie żarcie musztarda kiełbasa chlebuś jak ciałko szampan wieżą ciśnień
bas mlaszcze solo tłuszcz po brodzie ciecze kieł wchodzi w białko przypieczone prawie zbiorowy orgazm zapewnią nam ciecze (…)
Wchodzenie w żarłoczność, w ogrody żądzy w iście erotycznym stylu, z uzewnętrznianiem efektów łakomego obżarstwa, a w gruncie rzeczy prowadzącego do orgii seksu i ukazanie obrazu w takim niespełnieniu, aż do nie nażarcia do takiej najwyższej żądzy, oktawy, czyli oktawy „puszczania pawia”, co u Chyczyńskiego ma być orgazmem w iście chamskim stylu, ma na celu ukazanie bezradności człowieka nazwijmy „nie napasionego”, łakomego i nie powstrzymanego przez nic! – Jest to kolejne pytanie, czy w efekcie nie jesteśmy tacy właśnie, gdy puszcza rozum a idą bez wodzy żądze? – Chyba tak – ale pojawia się kolejne pytanie, czy trzeba tak to oznajmiać? – Być może tak!? zwłaszcza, gdy poeta przeżywa wielkie awersje do uładzania, a i obrał sobie świadomie destrukcję dla osiągnięcia własnych wizji.
Kto wie czy nie jest to tzw. ukazanie środków, które mają uświęcać cel ? Jest bardzo dużo pytań do autora, do jego wyobraźni…. Jest pytanie – po co burzyć, „mieszać gówno z powidłami” – myślę, że na pewno po to, żeby oglądać w efekcie dalsze reakcje w odbiorcy i sycić się tymi widokami. Jest także pytanie – czy czasem autor, chcąc przy osiąganiu swego orgazmu w poezji, nie chce w końcowej fazie oznajmiać nam o dzisiejszej sytuacji społecznej, lub oznajmić o całkowitym pomieszaniu zmysłów, w tym i w życiu politycznym -jest w końcu poeta, czy twórca, rejestratorem nastrojów i kondycji duchowych poszczególnych grup ludzi. Z drugiej zaś strony może być on wcieleniem fetysza, a nawet barbarzyńcą w Ogrodzie zwanym przez niego Ciemnym (mowa o Kalwarii Zebrzydowskiej). Być może tak, być może nie – jakby powiedział Różewicz. Były już wiele lat wstecz przedsięwzięcia działania w sztuce w tym i w literaturze , która w owych czasach nie znalazła poklasku – a chodzi mi o Witkacego i innych. Bawił się też znaczeniami słów Białoszewski i inni. Chyczyński bawi się całymi ciągami znaczeń, bawi się naszą wyobraźnią, naszymi świętościami utartymi do symboli, czy autorytetów. Być może antenatom dedykuje Chyczyński swój wiersz (str. 14) pt. „ANTENATOM” – a brzmi on:
stara poezja kunsztem tylko była z dala od życia – krzywią się poeci dziś trzeba mięsa: pies krowa kobyła zamiast pegaza wyżej nam poleci!
Snuje autor dygresje do tego , że kiedyś proza pożywiała się i poezją i wychodziła z niej a dziś poezja żywic się chce prozą i zejść jak najniżej „może wyżej poleci !” – Oby! -zatem te wszystkie zabiegi ?. Wydaje się, że poeta „nowej generacji” nie chce już przechodzić na ulicy po światłach – idzie na opak, łamiąc porządek… nie przestrzegając prawidłowego ruchu na ulicy? Wyśmiewa tym samym otoczenie, szydzi z tzw. prawostronnego ruchu, być może wyśmiewa kicz (?) – ale myślę, że wyśmiewa kicz, który według niego takim pozostaje, albo takim się objawia – jakby z czystej nudy (?) – Oto wiersz (str.15) „WILKA MORSKIEGO ŻART”
blacha na półce to herbata
w ramkach Alina i syn Bolek
tu z miedzi Chrystus tam herb „ATAK”
raz obok siebie dwa symbole
w muszli zaklęty krzyk rybitwy ( pamięć o delcie w Orinoko?) horror kaseta film „Ryb bitwy” leży pomiędzy – kij ci w oko !
A więc „kij w oko” nam wpycha – niech się dzieje co chce, mówi poeta: żeby bolało, żeby pozbawić starych widm, żebyśmy krzyczeli, pomieszani – już jesteście pomieszani ! – Wydaje oktawy wysoko ! – Jest w tych wierszach cedowanie wszystkiego na tzw. „Kiepskiego” i jak ów KIEPSKI się stawać może… Jest cedowanie bólu na odbiorcę i branie sobie jego utajonego bólu na własne przetwory i potrzeby, aż do perfidnej wyobraźni. Surrealistyczne ośrodki pojęciowe dają w efekcie autorowi pozwolenie na prowadzenie takiej szyderczej semantyki w tych wierszach, zastosowanie swobody i absolutu daje pożądane efekty (?).
– Reasumując – tomik wierszy Stanisława Chyczyńskiego pisany w iście frywolnym stylu, gdzie autor poczyna sobie z gry w grę, zestawiając je w fabuły mówiące o destrukcji człowieka „wieku przełomowego” – po to, żeby wyrazić wizje świata, który w efekcie nie jest sanktuarium, a światem globalnego zła i zagubienia, jest Ciemnym Ogrodem i miejscem także na zastanowienie. Musi, wydaje się, poeta użyć takiego samego języka, żeby przemówić trochę w takim stylu dekadenckim. Wydaje się, że zamierzył swój cel, uświadomić nam taką właśnie formę pojęciową, żeby zwrócić uwagę na człowieka bezdusznego, zagubionego i sfrustrowanego, nawet zestresowanego a przede wszystkim zagubionego w elektryczno-komputerowej pielgrzymce do edenu. Jest człowiek omamiony i jest omamem u Chyczyńskiego, ale też jest inteligentem o nabytych wadach, które powszednieją. Pobrzmiewające tony, czy słowa, np. z Grochowiaka, czy Gombrowicza, Wojaczka, Witkacego (?), innych, zagrywają u Chyczyńskiego na dość wysokich oktawach i we własnym stylu mieszają się jak niebo z ziemią. Poprzez to – kto wie, czy nie osiągnął autor swego zamiaru ? tylko wciąż pozostaje mi pytanie do autora – tylko po co ?! – i na co ?! Bierze sobie autor do swych poetyk, do swych tekstów imiona innych, czasem łamie dekalog, czasem przywołuje diabła (?), bierze imiona Elżbiety NEWER MIND, Ewy, Grochowiaka, SeX Pistols, Don Kichota, czerpie z Kafki, Freuda i innych, przechodząc na przemian do Gotyku żeby szczytować jak np. w wierszu (str.30) mówiąc: „…kusi mnie jeszcze mały szatan” (…)”… sztywnieje z wiekiem duszy pała”… itp. rzeczy przechodzące w całkiem inne znaczenia – a to wszystko dzieje się na górach Beskidu Wyspowego. Bierze sobie, być może, przeróżne atrybuty, autor do swych poezji po to, żeby pokpić co zbyt często się okazuje z historycznych znaczeń, utarczek, z tego co sankcjonuje dobro czy zło w równowadze, przechylając szalę sacrum demonstracyjnie na profanum, w dodatku profanum sztuki (?), perfidnie zagrywając z całej sfery uczuć, z duchowości współczesnego człowieka, uwikłanego w subkultury, w obyczaje „ameryki”, w pasywność, czy banał (?). Pyta i buduje przykłady destrukcji, czasem analizuje i dewiuje z siebie – oznajmiając takie wysokie „GIE” ze swego Ciemnego Ogrodu i chyba mu się to udaje (?). Żeby powiedzieć o tym, na pewno należy zajrzeć do tego wydawnictwa, choćby z ciekawości…. która się czasem nam przydaje. Zatem Oktawy czy Supozycje ?
Zbigniew Kresowaty
Stanisław Chyczyński, Oktawy mimo wszystko, Wyd. Magazynu Liter. Warszawa 2000 r., s.40. ISBN 83-87690-30-9 Red. serii K. Witkowski