Należy uzmysłowić sobie, że w czas wojen zimnych lub gorących, sięgamy refleksyjnie do korzeni własnych niezależnie gdzie one się znajdują, sięgamy do najcenniejszych rzeczy i dokonań, do rodziny, wtedy uzmysławiamy sobie o rzeczach cennych, a nader wszystko spoglądamy na kraj, przechodzący nagłe dramaty i przeobrażenia uświęcone ofiarami, ze współczuciem oraz zaglądamy w jego kulturę i sztukę, która może być narażona na barbarzyństwo… Współczujemy i przywołujemy przeróżne dygresje i refleksje oraz niepokoimy się o utratę naszych własnych dóbr … I jakoś wtedy tak się to dzieje, że uzbrajamy się wewnętrznie i duchowo w wielką nadzieję, stawiając duchowy opór agresorowi, a ta siła wewnętrznej jedności jest ogromna, znamy to z przeszłości. Ale jest też tak, że przez ów dramat kraj ten bije rytmiczniej i staje się „modny”, nie tylko dla mediów. „Moda” słowo to bardzo współczesne, celebryckie, wyświechtane i bardzo frywolne, niezbyt pasujące do dramatu problematyki społecznej, ale tak chyba trzeba to dziś nazywać…
Ukraina, która przeszła przez „Majdany” i …„Niebiańską Sotnię” jest dziś na „fali”, to tutaj przyszły i zbudziły się znów te złe duchy, życie idzie – na Ukrainie kuśtyka dalej, czas dowartościowuje swoje, jednak nadzieja wiedzie w odczucie, że szalę wolności przeważą jednak te dobre znaki, których nośnikiem jest kultura, sztuka i pieśń serc… Nie potrafię powiedzieć dlaczego i mnie udzielił się ten dziwny nastrój optymistycznego pesymisty – żeby przypomnieć część XIX wiecznego ducha Ukrainy i powiedzieć o artyście, który urodził się pośród Polaków, żył i kształcił swój talent wśród nich. Myślę, że dlatego pojawiła się ta refleksja gdyż moi dziadowie, ze strony Babci Ludwiczki (ich córka – moja matka Helena) zamieszkiwali ongiś na Wołyniu pod Zbarażem, natomiast wysiedleni zostali na tzw. „ziemie odzyskane” z końcem 1948 roku. Mój ojciec, także pochodził ze Wschodu rodem z Husiatyna, miał matkę Ukrainkę (szedł na Berlin, ale utknął w szpitalu w Hełmie), znalazł się później także na tych ziemiach. Ale też uzmysłowiłem sobie fakt, że stamtąd przecież pochodziło także wielu dobrych i znanych artystów intelektualistów pisarzy i twórców: Antoni Malczewski – poeta ur. W 1793 roku i alpinista, Juliusz Słowacki – poeta, Adam Naruszewicz, ks. Jan Beyzym, Wiktor Zin, Czesław Jan Janczarski (ojciec Jacka piosenkarza), Paweł Woronicz i inni… jak wybitny bajkopisarz ukraiński Petro Krasiuk oraz pisarz Wasyl Stefanyk.
Pamięć podpowiada mi wspomnieć o wspólnotach polsko – ukraińskich, choć nie zawsze chlubnych. Dziś pod Zbarażem na Wołyniu, stoją ruiny Zamku Sobieskiego. A przecież to rejon Trylogii sienkiewiczowskiej, w efekcie znakomite i wierne historycznie obrazy wyreżyserowane przez Jerzego Hofmana ”Ogniem i Mieczem”, który te obrazy dedykował swej żonie pochodzącej stamtąd. Powodów jest wiele do wspomnień, a jeszcze więcej dygresji.
Otóż chcę wspominać i mówić o wybitnym ukraińskim twórcy. Iwan Trusz: artysta malarz, urodzony w polskim Wysocku w 1869 r. na Wołyniu, wywodził się z klasy ziemiańskiej, studiował na ASP w Krakowie w pracowniach: J. Stanisławskiego i L. Wyczółkowskiego. Po uzyskaniu Dyplomu podjął studia w Wiedniu (1894r), a później w Monachium w pracowni Antona Azbe. Wciąż bardzo obecny w Polsce. Już od 1902 roku uczestniczył w wystawach Towarzystwa Sztuk Pięknych w Krakowie. Jednocześnie stał się także aktywnym członkiem Towarzystwa Miłośników im. Szewczenki we Lwowie. Od 1912 wykładał tam malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych. Artysta asymilował się z Polakami, obcował z nimi aż do swej śmierci we Lwowie. Jako student wpierw zamieszkał w Krakowie, biegał przecież do w pracowni ASP w latach 1892 – 1897r. – Tu był lubiany i poważany, choć rodem z rodziny ziemiańskiej na dzisiejszej Ukrainie. Bardzo dużo malował i wystawiał w Polsce i za granicami. Twórczość tego artysty była bardzo namiętną i niecodziennie urokliwą z kilku powodów, ponieważ opowiada i bardzo nawiązuje do rozkwitającego w Krakowie okresu młodopolskiego, również promieniującego na Uniwersytet we Lwowie. Trusz po jakimś czasie zaczął nawet sygnować swoje dzieła po polsku. Rodzajowo to malarstwo jest estetycznie piękne, taki był rytm tamtego światła i sielankowego czasu. Jednocześnie to malarz ekspresyjny malujący w fakturze realistycznej, starający się pokazywać swoje obiekty w estetyce światła naturalnego. To malarstwo nawiązuje do bardzo szeroko pojętej przyrody, choć bywa czasem przedstawiane w technice impresjonistycznej, z którego to kierunku w malarstwie mógł zaczerpnąć Trusz będąc w Paryżu po studiach.
Idąc dalej w tę twórczość – wydaje się, że artysta świadomie wyszukiwał swoich plenerów, a w nich krajobrazów do namalowania, czasem improwizował, ale są one wspaniale wyszukane i „ustawione” w tłach, począwszy od kniei Wołynia po Małopolskę i Kraków do Jury Ojcowa…i dalej po Rzym i Paryż oraz Bliski Wschód. Mówię „ustawione”, bo przypomina model żywy jako statysta do płótna artysty. Można wręcz metaforycznie powiedzieć, że Trusz za młodu wywiedziony z kraju czarnoziemów, idący za wstęgami rzek, wzgórz w czas rozkwitu i zapamiętanego dostatku, tworzył wiernie pokazując w dużej mierze najbardziej ten okres – a czas siermiężny to ku pewnej wspólnocie polsko – ukraińskiej na Kresach kiedy pracowało się u hrabiego ziemianina za cokolwiek. Dlatego dziś jest ta sztuka zapewne pewnego rodzaju dokumentem. Ale dlaczego chcę właśnie mówić o malarzu ukraińskim? – dlatego, że jednał się z Polakami tam na Wołyniu, tym samym w efekcie udał się konsekwentnie do Krakowa na studia artystyczne do pracowni bardzo zacnych mistrzów polskich… Dziś chcę oznajmić, że Iwan Trusz Już dawno zawładnął moim sercem, choć to malarstwo nie z mej epoki, a może właśnie dlatego? – sam już nie wiem. Obrazy Jego są wciąż świeżo pulsujące, to jakby wciąż bijące wnętrze artysty, ukazujące niesłychanie niezwykłą krainę, przybliżające na powrót niejednemu współczesnemu człowiekowi (także repatriantowi pochodzącemu stamtąd) ową Małą Ojczyznę z wijącymi się wstęgami rzek, płynącymi sadami po cieniach kolorowych pór roku… A to przecież kraj moich dziadków i rodziców, szeptliwych świadków i opowiadających gawędy z łezką wieczorami o krainie niezwykłej rodem ze snu.
W efekcie moje wczesne zainteresowanie okresem młodopolskim w sztuce i literaturze nie ma początku ani końca… Otóż jestem ciągle wdzięczy mistrzowi Iwanowi i Jego Mistrzowi Janowi za tak wspaniały pean twórczy… Przyglądam się i dziś temu wyjątkowemu twórstwu – nie tylko dlatego, że jestem szczęśliwym posiadaczem jednego obrazu Iwana Trusza pt. „Nokturn” z 1907 roku, sygnowanym po ukraińsku, ale interesuję się tym artystą dziś – bo wiem, że jest to malarz epoki zmysłowej szczęśliwości… Wiem na pewno, musiał czuć wszystkimi zmysłami finezyjnie. Nie sposób malować panoramę takiego Preludium bez zmysłów mając jedynie talent – właśnie tak trzeba czuć jak Trusz, żeby nie wątpić w intuicję odbiorcy tego, który się rodzi wraz z obrazami twórcy. Musiał czuć dobrze zapachy wiatru, obejść domowych oraz grudę ziemi, musiał być skapanym w promieniach słońca i stawać naprzeciw poświaty księżyca, inaczej nie malowałby tak soczystych obrazów, tak niesamowicie sensownie ujętych…
Można się dziś jedynie domyślać, że Iwan Trusz musiał także namiętnie kochać nie tylko kobiety, bo wbrew pozorom nie byłby tak „szalony” w swych podróżach, a jednocześnie łaknący z powidoków dzieciństwa, na których głównie oparł swoją twórczość. Artysta brał też z tamtych widm i wyławiał jaskrawość, głównie z pamięci młodzieńczej, po prostu wydzierał je duszy i słońcu, malował i w dużej mierze darowywał swoje obrazy, zwłaszcza te mniejszego formatu kogo tylko polubi. Powiedzieć należy, że dziś jest to malarstwo wielce ciekawe, będące u ludzi oraz w wielu Muzeach i kolekcjach, interesujące będące w równaniu z malarstwem późno flamandzkim. Obrazy Iwana Trusza świecą i wołają ponad 120 lat! – nawet w zamkniętych pomieszczeniach…
Artysta urodzony w 1869 roku w Wysocku na Wołyniu malował bez wątpienia swoją „krainę szczęśliwości” czasem w nieco eterycznym duchu – soczystymi przenikającymi się plamami – to wielka liryka spływająca po fortepianie Chopina, a nurt tej swojej świetlistej rzeki płynie od Jego mistrza Jana. Otóż dziś wyrazić trzeba mi nie tylko sentyment do krainy wołyńskiej i dalej w rejony tarnopolskie Bojków i wyżej Hucułów, których malował Trusz, ale przede wszystkim wspomnieć o wierności Jego do tamtych Małych Ojczyznach – Zatem przywołuję twórczość tę na pewnego rodzaju katharsis ku ambicji malarstwa współczesnego dość często pozbawionego głębszych rytów idącego ku malarstwu płaskiemu. Twórczość młodopolska jest pełna wzniosłych i co ważne wciąż żywych i świeżych metafor. Natomiast u Trusza przeważają metafory: czarnoziemy i piasek, pejzaże mleczne – ale i miodem płynące nieba, pachnące ziołami pola ale i snopami, a także lasy i obejścia domowe… Jest w nich zachwyt i płacz, jest pieśń ptaków i czułość, są horyzonty przytulone do siebie na styku nieba, gdzieś w tle krzyż jak znak dodawania ziemi do nieba, chmury białej zadumy, wzniosłe romantyczne nokturny… Owszem Trusz dorywczo tworzył także portrety. Tym samym malarstwo to jest panoramą bardzo rozległą het po Krym i Bliski Wschód, nie wspominając o Francji, Wiedniu i Włoszech. Odzwierciedla to malarstwo ludzką więź z krajobrazem pamięci, czasem rodem z krain epickich, nawet tych starożytnych, wpisując się tym samym w sztukę środkowo europejską, do której artysta ongiś lgnął i jak najbardziej pretendował i obecnie należy… Przecież kraje śródziemnomorskie, głównie Francja i Włochy były mekką sztuk – wołały. Ale Iwan Trusz jest przede wszystkim autorem multum pejzaży wiernych sobie, nie pociągały go postmodernistyczne imaginacje w Paryżu, choć był namawiany, gdyż momentami malował podobnie jak August Renoir. Ten malarz porcelany i obrazów na płótnie jedynie go urzekał. Wystarczy dobrze spojrzeć w obrazy Trusza – wszystko co piękne bardzo powoli trwa… bardzo wolno umiera… dygresyjnie i metaforycznie można to spuentować: „wszystko co umiera jest piękne”. Artysta liryk i poeta obrazu ukazywał w niesłychanie znakomity sposób styl życia zanikających kultur danych rejonów, ale pokazywał też charakter danego regionu. Tym samym malarstwo Jego jest bardzo cenne i jakby przedłuża linię życia mistrzów, linię kolorystyczną, choć był dla tego okresu jakby gościem. Warto tutaj poczynić dygresyjne zestawienie, wziąć pod uwagę fakt, że: Jan Stanisławski malarstwa uczył się w pracowni W. Gersona w Warszawie, a Iwan Trusz uczył się właśnie od Stanisławskiego i Leona Wyczółkowskiego – I to jest znamienne i bardzo ważne, jakby cyklicznie zachowana linia twórcza idąca w ciąg powstającej wtedy Awangardy młodopolskiej w Krakowie.
Wracając jeszcze do tej twórczości należy wspomnieć nieco o technice malowania – o tym, że Trusz malował pejzaże różnej wielkości – były to nie tylko obrazy olejne na płótnie, głownie przeważały formaty niewielkich rozmiarów na płycie pilśniowej, a nawet bardzo małe formaty – wtedy były to nowe rzeczy i modne w okresie młodopolskim: tektura, pilśń, sklejka… Bardzo charakterystyczne w tej twórczości jest traktowanie podmiotu obrazu, jako czegoś otwartego, jako biegłego ciągu a nawet cyklu idącego w dalsze pejzaże. Jasne stało się, że fragmentowość właśnie tych małych obrazów wchodzi jakby w jedną większą całość, bo twórczość ta często zostawała samoczynnie podporządkowywana jednemu motywowi najbardziej charakterystycznemu w pejzażu, jest zatem taka twórczość, pewnego rodzaju dokumentacją sporządzoną podświadomie – jest jednocześnie wprost nie zamierzonym rejestrem z potrzeby wewnętrznej.
Artysta malował także rośliny, inne ciekawe obiekty zastane… w polu… idące… do wzgórz, a także pozostałości… murów oraz kamienistych skał, bujność rzek, ciągi lasów wpisanych w horyzontalność… Zwracał przy tym uwagę na szczegóły i proporcje przestrzenne, choć operował precyzyjnie pędzlem i okiem, także w stosunku do gęstości padającego światła. W tej bardzo dojrzałej fazie twórczej, jak wspomniałem, charakterystyczna jest u Trusza synteza wielu form patrzenia ujęta w perspektywie złączonego nieba z ziemią… Posługiwał się szeroką paletą barw, tak barwnych jak cała tamta Polska ale i Ukraina, studiował przecież zmiany światła i koloru o różnych porach dnia i roku, dążył do uchwycenia rytmu przyrody otaczającej go zewsząd, starał się malować faunę i florę razem. Pewnym jest, że poszukiwał głównie siebie w bujnej na wskroś treści czasu, nie błądził w mrokach lub labiryntach, tworzył z tym co drzemało przede wszystkim tajemniczo w sercu dziecka.
Twórczość Iwana Trusza ogólnie jest ściśle związana z dwoma ojczyznami, ze światopoglądem artysty pochodzącego ze stron, nie dość powiedzieć historycznych ale z „krainy mlekiem i miodem pachnącej”. Był to rejon bardzo prężny rolniczo na wschodzie wręcz przemysłowy oparty na manufakturze, do którego przybywało wiele emigrantów „za chlebem”. Sposób ukazywania przyrody wynikał jednoznacznie rodem jakby z Księgi Rodzaju, którą przyjął na pewno ów twórca za kompas, kierując się potrzebą poznania jej na nowo i rozwinięcia, była to wiara w spójności wszystkiego co żyje z sobą w symbiozie.
Iwan Trusz osiadł na stałe we Lwowie w roku 1892. Zmarł także we Lwowie 23 marca 1941 roku. Natomiast, co znamienne, w roku 1996 odsłonięto we Lwowie przy ulicy Iwana Franko pomnik malarza Iwana Trusza, autorstwa rzeźbiarza Serhija Oleszko.
* * *
Dziś mimo dramatu społecznego Polski odciętej od Wołynia Ukraina przyciąga coraz nas Polaków coraz bardziej, a także innych gości spoza granic, artyści ukraińscy od lat izolowani za sprawą Rosji znów obecni są na scenach świta, czasem brzmi to nieco banalnie, ale przecież ten dzisiejszy bufor Europy jest duchowo bogaty w folklor i zasoby natury… Dajmy na to fakt „z ostatniej chwili”: nie tak dawno przecież wybrano Miss Ukrainy, paradoksem chce się rzucić: gdyby nie „pomarańczowa rewolucja” a później wojna nie byłoby Miss piękności Świata z Ukrainy. Nie byłoby innych pseudo profitów natury multimedialno kulturalnej, nawet to że na XVII Konkursie Chopinowskim w Warszawie pianistka Dinara Klinton, zwana „wschodzącym słońcem Ukrainy” zagrała z impetem Mazurki Chopina jakby po ukraińsku, w żaden sposób nie będąc rodziną Klintonów z USA. Natomiast to zainteresowanie Wschodem Europy poszło jeszcze dalej, udzieliło się to także jak wiemy rodzimej Białorusi, (choć zaczął się tam faszyzm), gdyż Nobel w dziedzinie reportażu powędrował także na Wschód w ręce znanej rodowitej Białorusinki, kto wie co czym jeszcze będzie emanował wschód i co będzie się działo dalej, jak zapromieniuje wszech kultura i sport? – Tłumaczone są książki ukraińskie, docierają do Europy, dociera prasa także ta literacka i artystyczna. Nic dziwnego, że zawracamy się z sentymentem w tamtą stronę. Czasopisma i media światowe nadają osobliwy rytm sprawom społecznym ukraińskim, ganiąc tym samym także non stop bezsensowne posunięcia agresora Rosji, będącego w klinczu bokserskim z Europą. Eksperci prognozują jaki wpływ na dalsze losy społeczne Ukrainy mają symptomy wsparcia, choć biznes tam kroczy swoją drogą oparty na zapleczu grup przestępczych biznesowo zorganizowanych… Ale forowanie, podnoszenie medialne waloru wolności, zwłaszcza po przez kulturę, przynieść powinno swój skutek(?) – Można jedynie dodać z nadzieją, że wyobraźnia wypływająca ze sztuki idąca do wynalazku, jest najważniejsza jak oznajmił wszem i wobec Einstein.
Zbyszek Ikona – Kresowaty