„rozmowa artystyczna” z prof. Marianem Molendą – art. rzeźbiarzem
Z.K. Profesorze i Przyjacielu Marianie – wybacz ten zwrot oraz wstępne pytanie retoryczne: Co cię przygnało z Baranowa Lubelskiego w strony nyskie? – a była to przecież droga edukacyjna przez Gdańsk, gdzie kończyłeś studia na PWSSP u profesora Franciszka Duszeńki – Co ważne! Dyplom z wyróżnieniem Marian Molenda otrzymał z wyróżnieniem w roku 1983. Przytoczę zatem kilka ważnych informacji z biografii dla lepszego poznania twej sylwetki, czego zresztą nie braknie w tej naszej „rozmowie artystycznej”: Otóż, dziś finalnie, jak wiem, bodaj 27 lat, wykładasz na uniwerku w Opolu, na Wydziale Sztuki w Pracowni Rzeźby. Nie tak dawno w styczniu minęło 35 lat twej autorskiej działalności twórczej, wykładałeś także w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej, PLSP w Nałęczowie, a także Ognisku Plastycznym w Nysie. Ale jak spojrzeć posiadasz imponujący, wspaniały dorobek artystyczny, wiele realizacji, w tym poza granicami Polski: w Niemczech, Czechach, USA, Francji, Rosji, Węgrzech, a nawet w Chinach! – Głównie to rzeźby tzw. portretowe, ale nie tylko, które przyniosły wiele nagród artystycznych i wysokie uznanie krytyki i sztuki… co sie pomnaża.
M M. Tak! – Przygnały mnie w te strony sprawy osobiste. Nawet bardzo osobiste. Założyliśmy rodzinę, dlatego dla „ chleba” podjęliśmy z żoną Mirą, decyzję o przeprowadzce do Nysy i rezygnacji z pracy pedagoga w PLSP w Nałęczowie.. Bonusem było nowe mieszkanie M 5, które otrzymaliśmy w trzy miesiące po przeprowadzce w 1985 roku. Ale ty przecież pytałeś o Gdańsk, o moją Państwową Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych – odpowiem szczerze – pojechałem za namową mojego wspaniałego człowieka i kumpla Zdzisia Pidka, niestety już nie żyjącego, wtedy studenta V roku Wydziału Rzeźby w Gdańsku, późniejszego prodziekana i znakomitego rzeźbiarza i profesora. Po obejrzeniu moich uczniowskich prac rzeźbiarskich i rysunkowych, zachęcał, abym koniecznie zdawał na rzeźbę, drugim aspektem była ciekawość zobaczenia polskiego morza, poza tym Gdańsk zawsze był fascynujący od wieków. Pięknie się złożyło, że po I roku studiów dostałem propozycję od Pana Profesora Duszenki, wyboru Jego pracowni. To był dla mnie zaszczyt i wielkie wyróżnienie, oczywiście , że skorzystałem z propozycji. Byłem szczęściarzem !Profesor Franciszek Duszenko, jako uznany rzeźbiarz i pedagog, rektor PWSSP, miał bogaty dorobek twórczy, a sztandarowe dzieła jak pomnik na Westerplatte, czy nowatorski pomnik pod Treblinką wpisane zostały jako znaczące dzieła historii sztuki. Będąc w pracowni Profesora, doświadczałem korekt, a jego uwagi, jak się okazało później, były niesłychanie trafne. Profesor był moim mentorem, a w przewodzie doktorskim promotorem, w habilitacyjnym członkiem Komisji. Przykro, że mojej profesury nie doczekał, wielka szkoda. Powrócę do ostatnich lat spędzonych w Nysie, nasuwają mi się spostrzeżenia dotyczące wizjonerstwa mojego pracodawcy dyr. Józefa Kamińskiego, który sprowadzając kilkunastu artystów m.in. rzeźbiarzy, malarzy, grafików stworzył eksperymentalne Ognisko Plastyczne w latach osiemdziesiątych w Nysie, następnie Studium Pomaturalne z kierunkiem – renowacja i konserwacja detalu architektonicznego, a w 1990 roku otworzył Filię w Nysie, Wyższej Szkoły Pedagogicznej z Opola, która jak wiemy stała się Uniwersytetem Opolskim. Mając do prowadzenia zajęć wcześniej sprowadzoną z różnych ośrodków plastycznych( ASP Kraków, ASP Warszawa, PWSSP Łódź, Poznań , Gdańsk), wykwalifikowaną kadrę, rozpoczął działalność pedagogiczną i artystyczną. Nysa stała się prężnie działającym ośrodku na kulturalnej mapie Polski
Z.K. Odwiedzam cię powtórnie, w uroczej dużej pracowni artystycznej w Nysie, gdzie wiele projektów, cały poplon realizacyjny z poprzednich lat, tutaj „popełniasz” swoje realizacje i wydobywasz dalsze pomysły… Ale jakoś tak wyszło, że w drodze do Opola odwiedzam, także w dzień kolejnego Festiwalu Piosenki w Opolu, w „święto Piosenki Polskiej” – właśnie na Wzgórzu Uniwersyteckim, dziś odsłonięcie kolejnej realizacji – pomnika – ławeczki Wojciecha Młynarskiego. Miesiąc wstecz oglądałem rzeźbę w glinie, w pracowni, uderzyło mnie wtedy niebywałe podobieństwo do postaci, a patrzyłem dokładnie – i już wiedziałem, że to będzie kolejna udana rzeźba zasłużonego twórcy i bywalca opolskich festiwali – A dziś ten wspaniały dzień odsłonięcia, w którym wezmą udział władze uczelni z jej rektorem, władze miasta z prezydentem Arkadiuszem Wiśniewskim oraz pomysłodawcą profesorem i byłym rektorem Uniwersytetu Opolskiego Stanisławem Nicieją, ze sponsorem – mecenasem tych realizacji, Panem Karolem Cebulą.
Makieta wstępna do pomnika Wojciecha Młynarskiego w pracowni Mariana Molendy
M.M. Tak! – jak zawsze, jest to dla mnie doniosła chwila, to jakby narodzenie kolejnego dziecka. Dylematy, które są nieodłączną częścią odbioru rzeźby przez odwiedzających to następny element braku komfortu psychicznego.
Takim wydarzeniom towarzyszy podniecenie, to jakbym zamknął za sobą kolejne drzwi, ale na szczęście jest nadzieja, że będą następne. Chwila to podniosła i wyjątkowa, która towarzyszy mi przez ten czas odsłonięcia pomnika. A wracając do rzeźby, to postać Wojciecha Młynarskiego została posadowiona przed Agnieszką Osiecką, przyjaciółką , z którą Mistrz Młynarski często podczas spotkań ucinał pogawędki,, a to dodatkowe krzesło? – to dla przechodnia, aby dołączył do wspólnej rozmowy. Usiąść obok wielkich artystów, którzy piękną polszczyzną przekazywali nam, pisząc o wartościach – miłości, życiu śmierci, z pewnym dystansem jest wartością samą w sobie. A w przypadku realizacji pomnika Agnieszki Osieckiej, miło wspominam Agatę Passent, córkę Agnieszki Osieckiej i Magdę Umer, które cennym uwagami pomogły mi dogłębniej spojrzeć na portret psychologiczny poetki nie wyłączając spostrzeżenia Magdy Umer co do wielkości biustu poetki, co okazało się niebywałe, zwłaszcza w okresie końcowym tej realizacji.
Z.K. – Jak wiemy odsłonięcie było bardzo efektowne, przyjechał syn Wojciecha ze swoją żoną i córeczką, była TV i wielu gości, i władze Uniwersytetu Opolskiego oraz mieszkańcy Opola i gości Festiwalu Piosenki. Zabrakło jedynie córek Wojciecha Młynarskiego, a były widziane w Opolu w tym czasie. Ale wróćmy do realizacji danych rzeźb – Jaki jest mechanizm twórczy powstawania tych sugestywnych portretów z brązu? – twego całego currikulum vitae, posiadasz wiele imponujących Nagród z tytułu tych realizacji – Wiem, że wiele z postaci nie było łatwo wypracować? – Ale też wiem co to jest portret, (po staremu konterfekt) – wiem, bo „robię” olejne portrety na płótnie i kartonie – Portret musi mieć to COŚ! czego nie ma fotografia – Ty wychowałeś się na poezji na utworach i dziełach wielu tu na Wzgórzu stojących w brązie osób, na „twórstwie” tych ludzi i ich dokonaniach – A przypomnę, że wykonałeś m. innymi pomniki portretowe następujących osób: A. Osiecka, J .Kofta, J. Grotowski, J. Wasowski – J. Przybora, , Cz. Niemen, E. Osmańczyk, K. Górski, F. Chopin, Karlik z Kocyndra, M. Fołtyn, J. Piłsudski, wiele innych – To jedno wielkie PORTRETOWISKO! – chociaż wiem, że wykonujesz rzeźby w drewnie także oraz w tworzywie…
M.M. Oczywiście, rzeźba konkretnej postaci nie może być tylko fotograficznym zapisem jej cech zewnętrznych: – Jeśli tylko na tym się skupimy, powstanie manekin, a nie portret trójwymiarowy człowieka, który za życia miał określoną twórczość, wrażliwość, pasje, był zasłużonym i wyjątkowym człowiekiem. Myślę, że w takich sytuacjach warto zaufać jednak artyście. Ja „ uczę się „ danej postaci: czytam , śledzę dokonania, rozmawiam z najbliższymi jakim był człowiekiem, a nade wszystko gromadzę dokumentację fotograficzną. Natomiast, gdybym miał wybrać tylko jedną z moich rzeźb, taką, z której jestem najbardziej zadowolony byłoby trudno, myśle, że byłby to „IKAR”, nagrodzony na ogólnopolskim Salonie Plastyki „Egeria 2002” w Ostrowcu Wielkopolskim . „ Ikar” to symbol, jakby przynależy twórcom – to symbol pierwszego lotu i upadku, to duża żelazna szyna, przebijająca ogromny drewniany bok. Jest to wymowna rzeźba współczesna wyrażająca pewne wartości, odnoszące się do dramatu egzystencji człowieka.
Następną rzeźbą jest „Moja Statua Dowolności”, która została zmultiplikowana i stanowi instalację rzeźbiarską, do tej rzeźby mam duży sentyment. Powstała w latach osiemdziesiątych, po wielu przeróbkach rzeźbiarskich ma swoją wartość formalną i semantyczną.
Z.K. – Myślę, że choćby na podstawie pojęciowej i etycznej wizji właśnie tej rzeźby, twój dorobek rzeźbiarski, w tym i ten malarski oraz projektowy, oczywiście i edukacyjny można zawrzeć w przestrzeniach między intelektualnym odważnym konceptualizmem, a dorobkiem tradycyjnych dziedzin sztuki oraz pomiędzy ikonograficznymi archetypami – Czy tak? – Co sądzisz o takiej retoryce swej sztuki? – A trzeba jeszcze wziąć pod uwagę sacrum, które bez profanum nie istnieje… To tak jakby oceniać dobro, trzeba mieć furtkę pojęciowa do zła!
M.M. Pozwolę przytoczyć sobie słowa prof. Bogusza Salwińskiego, z ASP w Krakowie, który był recenzentem w przewodzie habilitacyjnym, w dysertacji napisał: „w rzeźbach Mariana Molendy odkrywam świat czystej formy, abstrakcyjną grę mas, ukrytych wektorów siły, przeczuwanych powiązań energetycznych, kierunków napięć, kontrastów. Śledzę profesjonalizm tych działań myślenie o rzeźbie, jako dyscyplinie warsztatowej , której podstawowe aksjomaty nie mogą wyjść poza zasadę fizycznej formy, zasadę środka, pełni, całości, struktury i konstrukcji, a w końcu – szacunku wobec tworzywa”. Wiąże się to niejako także z Twoimi wysnutymi określeniami krytycznymi.
Z.K. To jak „nic dodać – nic ująć”! – Ale śmiało można mówić o Twojej rzeźbie, jeżeli idzie o pomniki, popiersia czy płaskorzeźby, że mieścisz się w opcjach byłych mistrzów jak : Michał Anioł, na którego „Pietę” ilekroć patrzymy, jakby na niedokończone postaci olbrzymów – patrzymy i patrzymy całymi godzinami: August Rodin – także Dunikowski, u którego na pewno terminowałbyś, gdyby żył w naszym wieku. Alberto Giacometti, który stosuje, jak wiemy, niezwykle ekspresyjne deformacje postaci osiągając niepowtarzalną formę. Wielu krytyków tak uważa! – Albo Adolf Wotruba austriacki mistrz, przedstawiciel abstrakcji geometrycznej, lub Donatello włoski rzeźbiarz. Oczywiście to nieskromne porównania krytyczne, bo jesteś oryginalny i jedyny. Wyruszyłeś kiedyś z PWSSP jakby „pieszo” do dalekiej krainy sztuk, jak Constantin Brancusii rzeźbiarz rumuński – mistrz abstrakcji organicznej, żeby znaleźć się w wtedy w kulturalnej stolicy Europy – on wtedy w Paryżu, a ty w Całej Unii, żeby podejść pod Parnas z zamiarem wejścia nań. Tych przykładów jest dużo – wszyscy byli oryginałami. Ty jak nikt dyskutujesz i prowadzisz dialog z przeszłością, z tą najwspanialszą przeszłością, przeciwstawianą teraźniejszości i naszej rzeczywistości…
M.M. Tak! – wyruszyłem jakby boso z Gniazda bardzo wartościowego i jestem nawet z tego dumny, że po latach wędrówki znalazłem się właśnie tutaj, jakby na ubitej ziemi, z tym całym dorobkiem, to była wytężona, ciężka praca. Owszem! – dyskutuję z przeszłością, czerpię z niej, i nawet podobają mi się takie porównania, tych wymienionych przez ciebie mistrzów, każdy z wymienionych Mistrzów stworzył podwaliny dla następnych artystów, którzy inspirując się dokonywali odkryć własnych, w swojej wyobraźni a zatem i twórczości. Wotruba czy Giacometti to dla mnie Mont Everest sztuki, tej skubizowanej, geometrycznej i wrażliwej ekspresji budowanych figur „kroczących” itp. Tak – miałem po drodze ponad 40 wystaw indywidualnych, słyszałem inne głosy, na wystawach malarstwa, w których wziąłem udział, w tych kilkudziesięciu wystawach, także zbiorowych – słyszałem wręcz co innego, że malarstwo moje jednak idzie innym swoim torem – tym abstrakcyjnym, nawet postmodernistycznym, że jest bardzo zmetaforyzowane, w którym – co ważne przeważa zawsze człowiek, ale współczesny – tak – wszystkie wystawy były najważniejsze, choć ta stała wystawa rzeźb portretowo – pomnikowych na Uniwersyteckim Wzgórzu w Opolu góruje i cały czas, jest czynna… otwarta, i to mnie cieszy.
Dopowiem, że moja twórczość w zakresie rzeźby i malarstwa porusza się równolegle dwoma torami, pierwszym torem jest stylistyka bliższa mojemu odczuwaniu, to inspiracja naturą z przełożeniem na język abstrakcyjny, drugi zaś to realizm i zbliżenie się do natury. Te dwa światy są mi bliskie.
Z.K. – Ale odejdźmy nieco od świata krytycznego. Widzę tu w tle tej ogromnej pracowni jeszcze jedną wielką pracę aktualnie realizowaną, to ogromny pomnik Józefa Piłsudzkiego na koniu rzeźbiony dla miasta Nysy, który stanie przed Katedrą nyską na cokole kilkumetrowym. Oglądałem rok wstecz wielki stelaż i szkic – To wielka rzeźba, nawiązująca do tej, jaka stała ponoć w dawnym polskim Tarnopolu? – Swego czasu po wojnie pocięta przez stalinowców na kawałki, zachowały się jednak zdjęcia i rysunki oraz ryciny. Czy to prawda, że tutaj zamysł był taki, żeby ponownie oddać Piłsudzkiego repatriantom? – gdyż cała Nysa to właśnie Oni – zwłaszcza ze starego polskiego województwa tarnopolskiego (dziś Ukraina) ? – To jest ukłon w stronę tych ludzi? – Jednak mało tych „świadków naocznych” zostało wielu się wykrusza – Mamy wolną Polskę wreszcie! – Piłsudzki uosabia nasze bohaterstwo, walkę o ojcowiznę z moskalami, uosabia Polskę Niepodległą. Wiem, że nyscy luminarze i nie tylko mieszkańcy oczekują tego pomnika, w tym roku, na 100 lecie Niepodległości? – On stanie!. Powiedz coś, bardzo proszę, swoimi słowami o tym przedsięwzięciu.
M.M. – Powiedziałeś dużo, prawie wszystko. Pomnik ten, to moje ogromne prawdziwe wyzwanie, nie tylko rzeźbiarskie, również techniczne. Okaże się, czy realizacja rzeźby monumentalnej w małej pracowni z odejściem po półtora metra z trzech stron wyjdzie jej na dobre ?, zobaczymy. To nie jest przykład do naśladowania. Zapraszam na uroczystość, która obędzie się 12.10.2018 roku w Nysie.
Z.K. Dziękuję profesorze! za to wspaniałe widzenie i cenne spotkanie.
M.M. Zbyszku, to ja dziękuję za interesowanie się moją twórczością.
– Z wybitnym artystą rzeźbiarzem rozmawiał (czerwiec 2018)
Zbigniew Kresowaty