Podczas pobytu w Krakowie wpadł mi w ręce tomik poetycki Pauliny Knyziak – Niezgodzkiej, okraszony jej pracami malarskimi. Zarówno poezja jak i malarstwo jej szczerze mnie wówczas poruszyło…
Przeniosły mnie te działania w świat niecodzienny. Oryginalne obrazy akrylowe bardzo wspaniale kojarzą się w tomiku z poezją pani Pauliny jako poetki. Okazuje się już nie raz, że plastycy są także poetami, lub na odwrót. Przeważnie bywa to tak, że twórczość literacka jest łączona w jedno działanie twórcze. Nie pytałem artystki, nie dochodziłem, czy kończyła szkołę plastyczną – dlatego, że obrazy pokazane w jej książce wystarczyły do wystawienia jej kwalifikacji pozytywnej ku szerszemu zainteresowaniu…
Zatem przyjrzyjmy się bliżej tej metafizycznej twórczości malarskiej, jednocześnie bardzo osobowej wypowiedzi malarsko – plastycznej.
– Na początku chciałbym przytoczyć – a nie bez kozery – wiersz Pani Pauliny, pt.
„Światowidzenie”:
Ile jest miejsc nieznanych,
dla których intuicja
Columba to za mało
na wschód od pradawnych
archetypów, symboli
nowe rewolucyjne idee spokojnie czekają,
by dać się nagle odkryć,
zburzyć stary ład…
niewidoczny dla oka równoległy świat…
nieskończone wymiary, powielane
przestrzenie
czas jeszcze bardziej bezwzględny niż
w teoriach,
wzorach…
uniwersalne prawdy starannie ukryte
chodzą za nami jak uparte cienie,
tak blisko wszechobecne…
że aż ich nie widać
odkryciem przypadkowym
zdemaskowane,
lub iluminacją genialnego umysłu ujrzane,
a potem dokładnie zważone, zbadane
na nowo odmierzają realny życia czas…
malują obraz świata bez granic poznania
osłaniając kolejną świętej wiedzy twarz,
która patrząc na wszystkie strony prawdy
dalej wie, że nic nie wie…
(…)
Otóż to tylko fragment wiersza z tomiku wierszy, cały ten zbiór poetycko malarski – gdzie metaforyka autorki podąża jednym torem i gra jak w nieznanym teatrze, wydaje się być bardzo interesujący i ważny dla malarstwa. Można tutaj już na wstępie parafrazować opowieść o bycie człowieka od poczęcia ku każdemu bezkońcowi. Poetka swobodnie przechodzi w zawartość semantyczną. Taka kreacja tym samym staje się niecodziennym zjawiskiem, niezwykle odważną imaginacją, jak na osobowość i wdzięk kobiety. Staje się na pewno jakimś ukrytym przesłaniem (?) – zatem przejdźmy w głębsze sfery tej kreacji, choć o poezji pisanej nie chcę w tej chwili mówić, a o jej malarstwie, jego zawartości, które dopełniają metafor słowa poetyckich.
Już w podtytule tomiku poetyckiego czytamy – „wariacje na temat człowieka”…
A więc widać je również w malarskich tym bardziej wyraźnie. Obrazy w tomiku są wspaniale zreprodukowane na papierze kredowym, są jakby zakładkami do tekstów.
Jak wspomniałem na wstępie – są to obrazy bardzo poruszające wyobraźnię odbiorcy i jednych odbiorców mogą zachwycać innych oburzać, a jeszcze innych mogą intrygować. Natomiast mnie te prace poraziły swoja zawartością – ,,Światowidzenie“ to zbiór wizji i objawień – zawartych w pobudzających sekwencjach do wielu pytań… odnosi się wrażenie, że to zbiorowy ikonny stan – pozy naznaczone jakimiś wizjami apokaliptycznymi i spiżem. To spiętrzenie wielu przeróżnych wnętrz, które – chociaż splecione, jak gałęzie jednego ogromnego drzewa (dajmy na to) z „Księgi Rodzaju” – wzajemnie się uzupełniają, wręcz mocują się i prowadzą szeptliwy dialog z sobą. Postacie te jakby grają swój „teatr obcowania” z zaszłości, pochodzący jakby z ,,Rzędu Dusz” Jerzego Grotowskiego i z późniejszego Laboratorium. A także z Teatru „Pantomimy” Gestu i Ruchu twórcy H. Tomaszewskiego.
Spoglądając na te wizje człowieczego stanu można odnieść wrażenie, że przybyła do nas na ziemię jakaś trupa spoza Nieznanego Wymiaru i objawia się jak wszech -duchowy tajemniczy stan do nowego odczytania życia…
Przedstawiane postacie są jakby spoza naszej sfery fizycznej, pokazane w różnych konfiguracjach, w pozach z krzywymi twarzami, z połamaną, czasem pokraczną cielesnością może nawet rodem z Beksińskiego. Twarze z otwartymi, a jednocześnie zamkniętymi powiekami i ustami, wytrzeszczonymi, krowimi oczami… patrzące czasem przez zamknięte głęboko oczy lub widzące bez widocznie jasno…
Parafrazuję te swoje patrzenia i mataforyzuję także jako twórca i odnoszę wrażenie jakbym był obecny na festiwalu „uciszonych” – czy to nie aby „Umarła Klasa”, przywołana ze znanego teatru?
Niektóre z tych postaci wołają wchodzą w siebie, inne, jak na obrazie Muncha „Krzyk”, spoglądają z ukośnych skrzydełek brwi, jak u Witkacego, jeszcze inne splatają swoje dłonie w dramatycznym, bezwolnym, narkotycznym geście spowolnienia. Ongiś pewnie tworzyły jakiś byt – niebyt? – dziś są znów gotowe partycypować w odejściu.
Tutaj zbiorowo pozują na zawsze, inne jakby ku przestrodze na przyszłość niepewną mruczą. Ten świat trwa jakby na pograniczu fizyczno – duchowym, przenika się i trwa non – stop, jest bez kurtyny, odbywa się „na scenie tak małej”, za grzechy nasze i innych, za zawinione krzywdy w ogromnej samotności: tak już było! – Świat rozpleciony z warkocza czasu… jest tutaj JEDNIĄ – Był i jest jednym wielkim czasem z atrybutem odciśniętego cierpienia, czasem, który wychodzi z mroków i swą wstęgę – zasłonę dymną ciągnie za tajemniczy horyzont popełnionych zdrad, choćby w holokauście…
W górnych partiach nagromadzonych postaci, jak na szczytach, widzimy „spiętrzenia kopuły”, przejścia, drabiny, secesyjne bramy ku dalszemu oczekiwaniu… Jakiś zbiorowy taniec? Widać, ta epoka w historii sztuki i literatury dla Pauliny Knyziak Niezgodzkiej ( jako poetki i malarki) jest czymś bardzo ważnym. No cóż, to jej tajemnica wewnętrzna, tajemnica odgadywania i pojmowania świata oraz otaczającej nas wiedzy, przechodząca dalej i głębiej w interpretację duchową! – W tym malarstwie jest tych tajemnic naprawdę wiele.
Te obrazy, tworzone w akrylu na płótnie – mają, co warto wiedzieć, też bardzo osobliwe tytuły, przywołujące metafizyczne skojarzenia z tzw. echa epickiego, np.: „Ecce homo”, „Efekt Galatei”, „Daimonion”, ,,Dysonans poznawczy”, ,,Katabaza”, czyżby to wielka tajemnicza wyprawa w zaświaty”?
Czytelnik i odbiorca tego malarstwa i poezji może mieć wrażenie, że każdy jest pewnego rodzaju remedium na wszechistnienie.
Wydaje się, że malarka i poetka osobowo przechodziła przez kolejne metamorfozy „na żywo” i bardzo ekspresyjnie wewnętrznie: już jako dziecko patrzyła na świat inaczej, choć obsypany był światłem, które teraz załamuje kolory a tym samym uskutecznia dojrzałość tworzenia.
Obrazy są kolorystycznie bardzo soczyste. Widzimy tu niebieskie twarze, fioletowe postaci, na tłach rodem z Raju, których nie sposób pominąć tzw. „trzecim okiem” – To postacie przywoływane z mroków… z dymu, spoza zasłony sinej okazujące i trwogę i nadzieję na oczekiwanie wspomnienia z przyszłości… pokryte światłem kolorów – świecą. Innym razem to, być może gestykulacja opętanych postaci.
Odczytuję te wizje tworzone jakby na wskroś za jakąś zbiorową winę, bo uzmysławiają one że byt nasz rozciąga się dalej i szerzej się ściera okrutnie. Ale ta nasza obecność jest bardzo wrażliwa; choć na konstrukcji i szkielecie kostnym zbudowana – ukazana bardzo zmysłowo. To działanie plastyczne, antropologicznie – humanistyczne ujęte, nawiązujące szerzej w meandry człowieczeństwa. Spójrzmy głębiej na świat kreowany przez artystkę, zauważmy że zawsze na pierwszym planie dostrzegamy zawsze człowieka i jego powłokę, jego głęboki wzrok, a inne cechy są jakby zatrzymane w wielu stop-klatkach. Gdyby je połączyć- zgrać i uruchomić, zobaczylibyśmy bardzo interesujący film od sennych przeżyć po śmiertelne stany, opowieść to o brzydocie świata zewnętrznego, choć jawi się on nam zawsze żywą niezwykłą piękną dziejbą.
Wchodząc dalej pomiędzy postacie, przebijając się przez warstwy i ich gęstwinę, przez tkanki ścian – można odnieść wrażenie, że w przeszłości ów człowiek został pokonany fizycznie, a nawet sponiewierany i upokorzony, lecz żyje i mocuje się na nowo, w poczęciu, niesie swoje katharsis z własną duszą, z własną odrębnością. Każdy obraz jest tutaj pytaniem samym w sobie i odpowiedzią.
Proszę pozwolić na dalsze odniesienia metaforyczne i parafrazy co do tego malarstwa: Człowiek kiedyś, jak oznajmiają wybitni filozofowie, poszukujący jakiegoś jednego, ważnego spektrum bytu i jego prapoczątku „zaczynał się” od dobra, rodził się dziewiczo dobry, i dawał dobro z siebie, a spoglądając w niebo zastanawiał się „kim jestem”, „skąd przybywam”, „dokąd zmierzam”… Osobowo dochodził do zdolności intuicyjnych, w efekcie – do konsensusu w czasie. Dziś wie, że życie pochodzi od liczby – przeszedł wielkie przeobrażenia i metamorfozy ewolucyjne. Zatem od chwili, gdy wstał z kolan już w epoce „łamanego kamienia”, a później jako homo viator i dalej homo faber wzniósł się w przestrzeń – to znów musiał kroczyć na nowo, jako zbuntowany eremita homo – sapiens… żeby powędrować dalej i wyżej… zauważam tu cenę bytu.
Kontynuuje Knyziak – Niezgodzka swoją filozoficzno – duchową wędrówkę, napomykając o konieczności odnajdywania pewnego kodu, starając się dowieźć, że ,,wyobraźnia jest ważniejsza niż wiedza”, że to od niej wszystko się zaczęło… i cały proces twórczo wynalazczy jest zasługą wyobraźni – a cykl ćwiczenia jej wciąż trwa i objawia się w coraz efektowniejszych kreacjach. Jednakże w efekcie człowiek pozostaje zawsze człowiekiem lepszym… powłoka pozostaje jakby zapisem jak na prastarym pergaminie.
Cóż jeszcze możemy się dowiedzieć o malarce? – Paulina Knyziak – Niezgodzka (jak się dowiaduję) ma jeszcze jedną miłość – kocha muzykę poważną, uwielbia dzieła Karola Szymanowskiego, który jak wiatr pomiędzy górskimi przełęczami owiewa nasze twarze i ciała w wspinaczce ku wyżynom, innym razem można z obrazów i opowieści poetyckich usłyszeć echa muzyki Henryka Mikołaja Góreckiego – z jego III Symfonii, gdzie połączył trzy epoki z ważnych dziejów polskich – ukazał cierpienie człowieka powstańca, tudzież z innych obrazów biją niezwykłe „Kwartety smyczkowe”, być może nawet z Voivaldiego?… Ba, w tym zobrazowanym teatrze cieni i rozświetlonych mroków Pauliny można poczuć zapachy nie tylko spiżu, ale i perfum oraz kreacji sztuk z Schekspeare,a – jest tu zapach ”Być albo nie być”, treny, męki holokaustu i kłody ziół okalających postaci, bądź woń zasuszonych róż, są przyprawy senne z Melisy i zasuszone igliwie eteryczne muzeów oraz szelest liści oraz drzewiej…
Co ważne – artystka mówi o sobie tak: „zjeździłam prawie całą Polskę śladami dworów, pałaców, bo genius loci tych miejsc jest zawsze bardzo poruszającym doświadczeniem. Sceneria niczym z filmów „Panny z Wilka”, „Sława i chwała” (dwór w Pustych łąkach) czy „W małym dworku” Witkacego – to codzienne plany mojej wyobraźni, którą mentalnie zamieszkuję. Ujmuje mnie nie tylko architektura, ale cały ten misterny wręcz koronkowy anturaż- czas płynący mistycznie jak w „Czarodziejskiej górze ”Tomasza Manna i rozmiłowanie w niuansach, tworzących codzienny teatr cudów”. I dalej: „jest mi bardzo bliskie delektowanie się szczegółem, kolorem, światłocieniem, zapachem, muzyką… szmerem, skrzypieniem wiecznie żyjącego drewna, starych sprzętów, schodów, stropów”.
Reasumując – malarstwo to jest takim Nagłosem – a jednocześnie niemym okrzykiem, przechodzącym w dość ubogi a nawet pokonany świat. Z pewnością Paulina Knyziak-Niezgodzka to artystka, która znakomicie przemieszcza się pomiędzy dwiema stronami metafizycznymi – wychodzi ze świata metafizycznego na zewnątrz, szepcząc poetyckie imperatywy, inspirując się, jak już wspomniałem, dźwiękami rodem z: Mahlera, Brahmsa, Debussy`ego, Szymanowskiego, Góreckiego…
Obrazy Knyziak-Niezgodzkiej to otwarte okna na te zaświaty… na klasykę, która pozostaje zawsze w jej zasięgu wiedzy jako inspiracja. To teatr stojący blisko „Chatki słońca”, idący w jedną wielką baśń. A należy wiedzieć, że te prawdziwe baśnie uczą nas najlepiej jak należy patrzeć na świat żywych i umarłych i jak przechodzić w to co ważne jedyną Furtą, która otwiera się dla nas już za życia i tylko raz. Być może dlatego artystka nieświadomie lub świadomie intryguje, gdyż ma taką potrzebę kreacji. – Zatem w swej oryginalności staje się jak najbardziej zauważalna…
Zbyszek Ikona – Kresowaty