PORTRET Z ARCHANIOŁEM NA POGRANICZU W OKNACH PAMIĘCI

rozmowa z Tadejem Karabowyczem – poetą, tłumaczem, pracownikiem naukowym UMCS w Lublinie

Zbigniew Kresowaty: Znajdujemy się w Holi, małej wsi na wschodzie Lubelszczyzny, w takim przepięknym miejscu historycznego już Podlasia, gdzie mieszkasz od lat i tworzysz. Egzystujesz społecznie tutaj w takim magicznym krajobrazie, gdzie są jeszcze miejsca nieskażone senso-scricte urbanistycznie i bez agresywnych reklam. Jednym słowem Ty poeta w swojej „małej ojczyźnie” tworzysz, gdzie natura z żywą biologią tkwią szeroko w symbiozie i funkcji dumnej ziemi kresów w obrazie rzeczy samej jeszcze dziewiczym. Jest tutaj XVIII wieczna cerkiew i skansen, który otworzyliście kilkanaście lat temu wraz z żoną Aliną. Jesteś wykładowcą na filologii ukraińskiej UMCS w Lublinie (ok. 70 km stąd) – Jesteś twórcą, autorem 8 tomików poetyckich i nie tylko, bo i książek tłumaczonych przez siebie na język ukraiński, ponieważ jesteś tego pochodzenia. Jesteś też autorem antologii poezji ukraińskiej pt. „Po tamtej stronie deszczu” (Lublin 1998), wykładów pt. „Dziedzictwo Kultury Ukraińskiej”(2001), monografii pt. „Portret ze skrzydłem archanioła” (2003), która mówi o poezji wybitnego i prześladowanego poety ukraińskiego Ihora Kałyncia, co było tematem merytorycznym obrony Twojej pracy doktorskiej, jak i wielu innych rozważań nad tą osobowością… Dodam jeszcze, że inicjowałeś także wydawanie rocznika „Ukraiński Zaułek Literacki” od 2001 roku poświęconego wyłącznie twórczości poetów mniejszości ukraińskiej w Polsce. Napisał w swej „nocie tłumacza” Jan Leończuk z Białegostoku, jako poeta i krytyk literacki i znawca kultur pogranicza, o Twojej książce poetyckiej pt. ” Już dzień się nachylił do czterech krańców świata” takie oto słowa, cyt.: ” Tadej Karabowycz pisze po ukraińsku i chociażby z tego powodu skazany jest na samotność, którą pogłębia: złożona natura poety, wrażliwość oraz skłonność do myślenia mitycznego…” – Ja myślę, że nic tutaj nie można dodać ani ująć… Natomiast nie bez kozery zrobiłem taki obszerniejszy wstęp do tej rozmowy, ponieważ pragnę abyśmy porozmawiali głównie o tym pograniczu, na którym zamieszkujesz, bo jesteś jego znawcą i szerzej, ale właśnie tutaj, gdzie od lat mieszkasz i tworzysz…I chociaż to taki szeroki pas ziemi, gdzie wymieszały się kultury, to jest on na pewno o wiele obszerniejszy, jeżeli idzie o Kulturę i Sztukę on jest bardzo szeroki, i nie bez wpływu na całą kulturę regionu. Może dasz się namówić na charakterystykę własnej osobowości i wszelkich działań nie tylko artystyczno-literackich, być może w kontekście tego, co napisał w Twej książce Jan Leończuk?- Czy i jakim jesteś samotnikiem? – Dodałbym prowokująco więcej, że jesteś nie tylko sumieniem swojej „małej ojczyzny”, ale i osobą, która chroni usilnie jak tylko może tutejszej natury i tego miejsca, które co tu dużo mówić i Ciebie jednocześnie tworzy. Chciałbym ,żebyś też odniósł się twórczo szerzej co do tutejszych tzw. mieszanek kulturowych , skądinąd bardzo sympatycznych i cennych dla całej kultury Podlasia i Chełmszczyzny.

Tadej Karabowycz: Najtrudniej jest mówić o sobie nie poprzez skłonność do myślenia mitycznego, a z braku świadomości dystansu wobec siebie. Wraz z upływem czasu narasta przekonanie, że wszelkie osiągnięcia, o których tutaj wspominasz, są jedynie namiastką czegoś co powinienem dokonać. Swoją drogę życiową określiłem wędrówką do siebie, a samotność , którą, obok tłumacza Jana Leończuka, także omawia profesor Teresa Zaniewska, we wstępie do tomu wierszy pt.” Już dzień się nachylił do czterech krańców świata „, jest kreacją artystyczną, która w mojej biografii ma ważne znaczenie. Pozwala na dystans wobec galopującego czasu. Mój dzień nachyla się do czterech krańców świata, bo za chwilę w obliczu umykającego czasu nastąpi wygaśnięcie moich świateł, a więc chciałbym by chwila ta, którą ukochałem, trwała jak najdłużej ,i należała do mnie , z moimi wspaniałymi grzechami i przypadłościami… Jestem poetą piszącym w języku ukraińskim ,wydałem osiem tomików w tym „Poezje wybrane” w 2001 roku. Moje wiersze były tłumaczone na język polski przez poetę Jana Leończuka i wyszły trzykrotnie w roku 1998 w tomiku „Powrót”, w 2004 roku w tomie dwujęzycznym oraz w „Długa rozłąka” 2006 roku.
Inicjowałem wydawanie rocznika „Ukraiński Zaułek Literacki” w 2001 roku. , który obecnie ma już sześć edycji oraz prezentuje literaturę ukraińską i dorobek twórczy ukraińskiej mniejszości narodowej zamieszkującej w Polsce. Tłumaczyłem na język polski najwybitniejszych poetów ukraińskich, w tym emigracyjnych, a także na język ukraiński wiersze Czesława Miłosza i Wisławy Szymborskiej. Zajmuję się literaturoznawstwem ukraińskim na Uniwersytecie Marii Curie – Skłodowskiej w Lublinie. By ten obraz był pełniejszy dodam, że interesuję się etnokulturą oraz etnografią całej Chełmszczyzny i Podlasia. Jest to chyba szerokie spektrum mojej pojęciowości naukowo –literackiej a jednak, gdy przyjrzeć się bliżej, to raczej są to moje zainteresowania osobiste. Jest to moja druga życiowa pasja i dodałbym „wędrówka do siebie”, która w mojej biografii zajmuje ważne miejsce. Szukając wypowiedzi artystycznej dość często posługuję się myśleniem mitycznym, dystansując się w ten sposób wobec dnia codziennego i galopującego czasu. Staram się odgrodzić od nadmiernej cywilizacji, mieszkaniem na wsi i pracami społecznymi na rzecz najbliższej okolicy oraz swojej mniejszości narodowej.
Pragnąłbym odnieść się do kwestii pogranicza kresów oraz małej ojczyzny i odpowiedzieć na pytanie czym te pojęcia są dla mnie. Mimo żmudnego i ciągłego określania tożsamości mam świadomość dawno skrystalizowanej ojczyzny duchowej, ugruntowanej w językowej oprawie kilku moich tomików wierszy. Mimo wszystko nie jestem poetą poszukującym swojej tożsamości, należę, bowiem do areału literatury ukraińskiej. Jeśli chodzi o „pogranicze”, to miejsce, gdzie mieszkam nie jest dla mnie pograniczem, czy kresami. Moje strony rodzinne były i pozostaną dla mnie centrum świata. Nie czuję się poetą pogranicza i gdybym miał przeprowadzić linię gdzie przebiega moja poetyka- chociaż wolałbym by zrobili to krytycy literaccy- powiedziałbym krótko, przebiega przez sam środek serca. Kresy to ziemie pogranicza, zwłaszcza dawnej Polski leżące na wschód od stanowisk wojskowych gdzie w XVII w. strzeżono rubieży Rzeczypospolitej przed najazdami tatarskimi. Ale w wyniku rozwoju historycznego pojęcie kresów zaczęto w historiografii polskiej oznaczać zupełnie coś innego i utożsamiać z bliskim pograniczem, nadając wymiaru nazewniczego kresów wszystkim ziemiom, które Polska utraciła po 1939 r., a nawet takim enklawom jak Podlasie, przemyskie czy Chełmszczyzna. Często słyszy się, ze Lublin jako miasto ma cechy pograniczne poprzez elementy wschodnie takie jak cerkiew czy nazwy ulic (Ruska, Unicka). Nazwy te nie istnieją w świadomości narodowej współczesnych Ukraińców, nie ma synonimu „kresy” w języku ukraińskim, a raczej głęboko zakotwiczone są historyczne nazwy takie jak Wołyń, Podole, Galicja.

Z . K . Jeżeli możesz uzasadnij proszę i opowiedz, jak doszło do spotkania z poetą Ihorem Kałyncem, gdyż wydaje mi się jest to bardzo ciekawy okres w Twoim życiu. Powiedz jakie pobudki czy umocowania tkwią w Twoim wyborze
jeżeli idzie o napisanie pracy doktorskiej, że akurat wybrałeś tego poetę, który jak wiadomo był więziony przez reżim sowiecki za swoje przekonania. Ty wziąłeś sobie za honor osobowy, żeby o nim pisać- wiem, że odwiedzałeś go nawet na Ukrainie i zaprzyjaźniłeś się z nim. Co tak na prawdę skłoniło Cię do podjęcia się wędrówki po jego ciekawym i tragicznym życiu? Wiemy, że jest on nie jedynym przykładem niszczenia sumień ludzkich na Ukrainie jego zesłano za pisanie wierszy i publikowanie ich na Zachodzie oraz uznano go politycznie groźnym. Został zesłany na Sybir do ciężkich robót w łagrach, a co było chyba ważnym wątkiem dla obrony Twej pracy doktorskiej – Trochę wiem o zawartości Twego doktoratu, bo czytałem go, za Twoim pozwoleniem, kilka lat wstecz u Ciebie w tym autorskim siedlisku tutaj na Holi. Dziś, może zechciałbyś, z takiego większego dystansu, przybliżyć tę oryginalną osobowość?

T . K . Poetę ukraińskiego Ihora Kałynecia poznałem w połowie lat 80 ,już jako legendę i dysydenta „na kawie” , modnej wówczas we Lwowie formie spotkań towarzyskich .Poetę przedstawił Jarosław Hnatiw, kolekcjoner sztuki i pracownik naukowy lwowskich uczelni. Rozmawialiśmy wówczas z Ihorem Kałyneciem tylko o poezji, gdyż pan Hnatiw przed spotkaniem prosił ,żebym nie poruszał świeżego jeszcze w jego wnętrzu bolesnego doświadczenia „zsyłki”, z której Ihor Kałyneć powrócił do Lwowa po dziewięciu latach nieobecności w latach 1972- 1981. Znałem wówczas jego wiersze z dysydenckiego tomiku pt. „Pidsumowujuczy mowczannia” ( „Podsumowując milczenie”) wydanego w Monachium w 1971 roku. W latach osiemdziesiątych często bywałem we Lwowie, i tak się złożyło, że udawało mi się spotykać poetę i z nim rozmawiać. Zostałem zaproszony przez niego do jego domu na ulicy Kutuzowa , gdzie też poznałem żonę Ihora – Irynę Kałyneć – Stasiw więzioną również za swoje przekonania polityczne. To nasze spotkanie odbywało się wówczas w „wielkiej konspiracji”. W mieszkaniu Kałynciów zwracano się do mnie „Taras”, poeta uważał, że jest śledzony. Dodam, że nie była to prosta dla mnie rozmowa, bo nie byłem do niej przygotowany i chociażby na zwykłe ciekawości nie mogłem sobie pozwolić, rozmawialiśmy nawet szeptem. We Lwowie zacząłem odczuwać tragiczny stan ukraiństwa faktycznie sprowadzony do minimum. Ihora Kałyncia poetę otoczonego malarstwem i książkami w jego mieszkaniu ujrzałem jakby w kokonie, bo te obrazy, ceramika huculska były to symbole oddzielenia się od rzeczywistości podkreślonej długą poniewierką zesłania. Zachwycałem się twórczością poety, jego bezkompromisowością i trafną analizą rzeczywistości…A gdy już zacząłem pracować w Zakładzie Filologii Ukraińskiej UMCS w Lublinie moja wiedza o poecie była dość spora, nadawała się do napisania o nim rozprawy doktorskiej, co zresztą zostało zrealizowane w 1998 roku, by następnie zaistnieć w mojej książce pt. „Portret ze skrzydłem archanioła – o poezji Ihora Kałynca”, którą wydało Wydawnictwo UMCS w Lublinie w 2003 r. Paralelnie wydałem przekłady jego wierszy pt. ” Karpat lub księga z Poselja”- Wydawnictwo „Tyrsa” (Warszawa 1998) ,do którego Kałyniec napisał specjalne słowo wstępne . Spotkanie z poetą Ihorem Kałynciem było poważną próbą wgłębiania się w jego twórczość, osobowość i całościową oceną tego doświadczonego i wybitnego poety ukraińskiego w szerszym aspekcie literaturoznawczym. O twórczości tej nie potrafię mówić z dystansu, a być może powinienem, gdyż ta wybitna osobowość ciągle towarzyszy moim wędrówkom literackim. Przez lata narastała pomiędzy nami ożywiona korespondencja. Jestem w posiadaniu wszystkich jego książek, mam jego autograf jego wiersza „Dom zimą” z tomu „Karpat lub księga z Pselja”, z czego jestem dumny i szczególnie sobie cenię dedykacje autorskie, które Ihor Kałyneć wpisywał na stronach tytułowych swoich książek. Wiersze Kałyncia tłumaczyłem z wewnętrznej potrzeby i chęci przybliżenia czytelnikowi polskiemu jego twórczości i jak również po to, by uzmysłowić Polakom, że Ihor Kałyneć jest wybitnym poetą. Chciałem również ukazać szerzej jego otoczenie literackie, przyjaciół, stąd tłumaczyłem wiersze kijowskiego poety Mykoły Worobjowa i utwory poetyckie Wasyla Hołoborod’ki, poety obecnie mieszkającego pod Łuhańskiem, we wschodniej części Ukrainy. Moje przekłady z literatury ukraińskiej ukazały się w roku 1998 i nosiły tytuł „Po tamtej stronie deszczu – poezja ukraińska” (Wydawnictwo UMCS w Lublinie) i spotkały się z życzliwością krytyki literackiej. Tłumaczyłem tutaj wiersze: Josypa Struciuka – poety mieszkającego w Łucku a urodzonego w miejscowości Strzelce na Chełmszczyźnie oraz wiersze innych: Ostapa Łapskiego, i jak wspomniałem wcześniej poetów ukraińskich emigracyjnych, tworzących w latach 1959 – 1971 grupę literacką „Nowojorska Grupa” : Bohdana Bojczuka, Jurija Tarnawskiego, Wirę Wowk, Romana Babowała i Mariję Rewakowycz. To jakby klamra, która spina moją pracę translatorską, jeżeli dodam, że tłumaczyłem zupełnie nie tak dawno wiersze Serhija Żadana dla pisma literackiego „Studium” wydawanego przy UJ w Krakowie – Jest to poeta najnowszej dekady, który pisze metryczne dobre wiersze, podobne do tych, które pomieszczał „Brulion”, zatem musiałem tutaj zgłębić jego metaforykę do odpowiednio innego rytmu i semantyki niż moja własna. Przekłady zawsze sprawiały mi radość twórczą i trzeba mieć świadomość, że tylko poeta powinien przekładać poetów, wtedy jest prawdopodobna wierność w przekazie tekstów.

Z. K. Zatem wiemy już wiele o Tobie, przejdźmy proszę, do dzisiejszej klasyki współczesnej, do poety , który pochodzi także z pogranicza co zresztą bardzo wyraźnie widać w jego twórczości literackiej. Jest wiele tego nawet całe ciągi kwestii ,jak toczyły się dzieje ludzkie i jak się mieszały i jak powstawały pewne zależności kulturowe. A chodzi mi o Czesława Miłosza pochodzącego z Litwy, którego twórczość sobie bardzo cenisz i lubisz. Jak wiadomo poeta ,nawet z emigracji, wołał o kultywowanie twórczości kresów wschodnich i pochwalał tu zawsze wszelką działalność twórczo-literacką pisaną na pograniczu całej ściany wschodniej ,o czym dobrze razem wiemy. Natomiast wiele z tych czy innych kwestii możemy znaleźć w „Traktacie teologicznym”, który ja na użytek własny i tej rozmowy nazywam „moralnym”, opublikowanym w „Kontrapunkcie”, w dodatku do „Tygodnika Powszechnego” (nr 47/201), a który to wywołał różne kontrowersje , co zresztą lubił poeta. Miłosz rad zawsze był, gdy podejmowano wszelakie dyskusje, czy rozważania, na tematy kulturowo- społeczne pochodne i nawet drażliwe politycznie… A tu chodzi przecież także o wschód, o polskość o etniczność… Kłonił głowę i wspierał tych, którzy przyczyniali się do dyskusji na łamach nowo powstałych periodyków na pograniczu, jakkolwiek innym i kulturowym, i oczekiwał mądrej dyskusji na ich łamach. No! – tak oczywiście nie był jedynym , któremu na takich kwestiach zależało. Byli też inni, którzy doznali emigracyjnego rozdarcia, lecz on poczytywał sobie za swój niepisany obowiązek partycypowania, nie tylko w tego typu problemach, ale i w innych literackich kwestiach. Wracając do „Traktatu teologicznego” pisanego w formie poematu eseistycznego, poeta poszukuje w nim własnej tożsamości kulturowej i bardzo głęboko chwilami antropologiczne dotyka kwestii tworzenia się szeroko państwowości i ich składników oraz uwarunkowań ,na co czasem nie zwracano uwagi albo kwestii, których nie chciano szerzej poruszać…To poszukiwanie bazowane na rzymskim katolicyzmie, na korzeniach litewskich, dotyka kwestii Unii polsko -litewskiej. A pomocą dla niego jest Adam Mickiewicz, przynależny do okresu oświecenia i romantyzmu. Miłosz na takim ukrytym ściegu u „Pana Tadeusza” broni poety, jak mówi, przed banalizacją, chcąc mu przywrócić; tajemniczość i przybliżyć jego w kontekście współczesnej literatury. Skądinąd zarzuca się Mickiewiczowi libertyństwo w czasie zaborów Polski, i inne cechy, jak wielu wybitnym na swoje czasy poetom…Ale tutaj nie Miłosz to mówi. Miłoszowi też się wiele zarzuca, chociażby z „Traktatu”, np. to, że mówi: „na pogańskiej Litwie chrześcijaństwo wdrażali tak samo Krzyżacy i Polacy”… Należy wiedzieć, że wszelkie takie kojarzenia budzą dyskusje, a te dyskusje wyzwalają inne dywagacje, i podgrzewają atmosferę nie tylko literacką. Może podejmiesz się omówić ,jako osoba z pogranicza ,co wiesz na tematy podobne lub może podejmiesz się odpowiedzieć na pytanie: Co sądzisz o „Traktacie teologicznym” Czesława Miłosza? gdyż wielu literatów intelektualistów, kwestii tam zawartych nie rozumie, lub odwraca je stawiając zarzuty nobliście.
Sprawy pogranicza zawsze były trudne do rozważań, gdy dotykano pogranicza,często brały górę emocje i wartości moralne. I wiemy, że poszukiwanie własnej tożsamości jest ogromnie ważne, konieczne i wymagające czasu, dlatego trudne…

T. K . Czesław Miłosz w „Traktacie teologicznym” mówi o istnieniu „drugiej przestrzeni”: wiary i niewiary(zwątpienia) ,wiedza ta wynika ,jak sądzę z życia poety w różnych krajach i środowiskach, wśród zbiorowości ludzkich, narodowościowo i religijnie zróżnicowanych. Zapewne poeta doskonale te wątki czuł i nie ukrywał,że zna sposób myślenia zbiorowego społeczności jednolitych religijnie i kulturowo. W jego Wilnie obok kościołów były cerkwie, synagogi i meczety. Pisząc poemat „Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada”, który wydał Instytut Literacki (Paryż 1974), nawiązał do korzeni rodzinnych, gdzie jego przodkowie ocierali się o litewskość, białoruskość. Poeta stara się rzeczy minione takie jak dokumenty historyczne oczyścić z przemijania i nadaje im funkcję fikcji literackiej. Okolicom rodzinnym natomiast pragnie przywrócić zmitologizowaną tożsamość terytorialną. Trzeba powiedzieć ,że gdyby nie silne emocje , które temu procesowi towarzyszyły, nie byłoby dzisiaj w literaturze polskiej wspaniałego kontekstu, że poeta Czesław Miłosz pozostaje ostatnim wyznawcą Wielkiego Księstwa Litewskiego. Do dobrego tonu zaliczam pojawianie się Czesława Miłosza z Josipem Brodzkim i Tomasem Venclową i ich wspólne dyskusje literackie na różne tematy zawsze w dużym – formatowo – merytorycznym stylu. A także nieznany jeszcze wątek kontaktów literackich z papieżem Janem Pawłem II w latach 80. Czesław Miłosz stoi na zdjęciu z 1981 roku z Ojcem Świętym, gdzie widać onieśmielenie pomiędzy nimi. Najwyraźniej kontekst uwidacznia się na gruncie krakowskim, gdy poeta pisał „Traktat teologiczny” – a Ojciec Święty pracował nad „Tryptykiem Rzymskim” (Kraków 2003 ). Zwróćmy uwagę, że oba dzieła powstały w bliźniaczym sobie czasie, chociaż w różnych miejscach oraz, że pisali je ludzie sędziwi. Nie sądzę by Czesław Miłosz przekroczył w swoim „Traktacie teologicznym” jakąś granicę testamentalnego wyznania czy zechciał łamać kanony teologiczne. Tak zresztą jak w „Tryptyku rzymskim” Jan Paweł II nie rozszerza przecież kanonów teologicznych. Wybitność tych dzieł polega na silnej kreacji duchowej pisanej z myślą o przyszłości, otwierając świadomość znaczenie dalej i głębiej niż mogłoby się to dzisiaj wydawać.
Czesław Miłosz nie był teoretykiem jakiegoś porządku, z którego można by budować obraz szablonowego współistnienia kultur. Poeta sygnalizował w swojej twórczości pewne zasady np. „jak było”(książka o dwudziestoleciu międzywojennym) lub jak „być powinno” – jego słynne zdanie o Wilnie z ” Szukania Ojczyzny” (Kraków 1996), które brzmi: ” Wilno jest stolicą znów niepodległej Litwy i cieszę się z tego jako, bo życzę temu miastu dobrze. Zasługuje na to, żeby być jedną ze znanych i pięknych europejskich stolic. Jego niebo, jego obłoki, jego architektura posłużą za oprawę wielu twórczym poczynaniom ludzkiego umysłu, bo niezależnie od moich prób wytłumaczenia, należy przyznać moc sprawczą duchowi tego grodu”. Słowa te przyczyniły się do wielu dyskusji, nawet nieprzychylnych poecie, ale jednak ich dyskurs wykroczył poza ciasne partykularyzmy narodowe. Myślę więcej – Czesław Miłosz był człowiekiem odważnym w tym, co robił, bo nie bał się mówić o rzeczach drażliwych i niepopularnych. Nie ukrywał fascynacji literackich, zwłaszcza zanurzeniem w literaturze romantycznej i wprost w twórczości Adama Mickiewicza czy Jarosława Iwaszkiewicza. Ale największym odkryciem dla mnie było wydanie po polsku „Historii Literatury Polskiej” napisanej jako skrypt dla studentów amerykańskich. Takiego oddechu ,wobec własnej przeszłości, nie powstydziłby się niejeden historyk literatury, a zwłaszcza w kontekście na ogół nudnych akademickich podręczników krajowych. Ale wracając do Twojego pytania o zasadności prapoczątków i kontekstów poety. jeżeli chodzi o Unię polsko-litewską. Unię zawierali władcy, a podlega ona ocenie wykrystalizowanych narodów Polski i Litwy w XX w., które mają swoje zaszłości, dotkliwą niewolę i nowożytną świadomość narodową, w obliczu której trudno mówić o restytuowaniu czegoś co w średniowieczu tworzyło podwaliny feudalnej państwowości. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę Czesław Miłosz, próbując jedynie, jak się można łatwo domyślić, uściślić terminy: Wielkie Księstwo Litewskie, „ Litwa gniazdowa”, racjonalizując tutaj stosunki „etniczności” wobec granic państwowych, które nie zawsze pokrywały się w naszej części Europy. Nie zapominajmy, że Czesław Miłosz przez większość swego życia był wykładowcą na uniwersytecie. Jego książki, zwłaszcza eseistyczne, mają charakter wykładu, stąd są one cennym materiałem dydaktycznym. Dodam, że z moich rozmów z ukraińskim poetą na emigracji Bohdanem Bojczukiem , który mieszka w Nowym Jorku, wiem, że Czesław Miłosz był popularnym poetą w Ameryce. Wszystkie uszczypliwości wobec noblisty jakie nagromadziły się w Polsce ,w świetle tamtych osiągnięć, są małostkowe i świadczą raczej o ludzkiej próżności.

Z . K . Również w zupełności się zgadzam z takim postawieniem sprawy. Ale jeszcze Cię troszkę sprowokuję i zapytam ,czy mógłbyś się ustosunkować do trochę innej kwestii , o czym zresztą jest mowa w książce pt. „O tożsamości polskiej” (Wydawnictwo Literackie 1988 ) – Jest to książka dość pojemna i kontrowersyjna momentami ,Janusza Tazbira i (trochę) Adama Piskora ,gdzie Adam Piskor snuje takie oto dygresje od pogaństwa po konfesje , mniej więcej mówi tak: pogaństwo to między innymi składanie czci bożkom, drzewom ,w których widzi się bóstwa spoza światów ( co jest oczywiste!), a dziś można powiedzieć, czyli jest pozaklinana siła w symbolach co wiąże się wprost z przypisywaniem niektórym rzeczom mocy magicznej. Przytaczam to nie bez kozery, gdyż dalej ten sam autor mówi, że : „w prawosławiu jest też coś bardzo podobnego (sic!) Jest, bowiem bardzo piękna liturgia i również bardzo wielkie przywiązanie do symboli…” – To, co mówi autor znajdziemy w w/w książce w rozpoczynającym się rozdziale pt. „Skąd przychodzimy”. Można tutaj także sparafrazować, za co ja z góry przepraszam – tym nie mniej przytaczam autora, gdyż być może on o czyś zapomniał (?), być może o tym ,że z natury prawieku wszyscy przyszliśmy z pogaństwa ,ale rzecz jasna z chwilą stania się homo – sapiens ,co pokazało się przynajmniej 5 tysięcy lat przed nasza erą a w „Starym Testamencie” przeszło do „Nowego Testamentu” z Chrystusem, stawaliśmy się w ostatecznym rozrachunku humanistami ,szukającymi konkretnego ale jednego Boga i mocy Jego chociażby w drugim człowieku. Dlatego antropologicznie człowiek stawał się h o m o s a p i e n s od chwili pojawiania się wyobraźni i już szukał wpierw wokół siebie a później na niebie… Jest jasne, że chciał jakoś czcić życie i swą obecność… Pragnę paradoksalnie postawić tu kwestię, że antropologicznie nie chodzi tutaj tylko o tworzenie się tożsamość jakiejś jednej w swoim rodzaju, bo to zbadane jest i zapisane, ale idzie o budzenie się innych wspólnot, grup i społeczności, które do dziś zamieszkują na wielu innych pograniczach, a które chociażby jak nasze słowiańskie pogranicze razem szły zawsze do Boga i nie musiały zgadzać się konfesyjnie tak do końca ze swoimi pierwszymi imaginacjami, a to jest już w obu „testamentach” a po przez takie
czy inne nawarstwienia i sposoby w potrzebie bytu zmieniały retoryki co kreacji w jednym sacrum. Zatem kontynuując dodam -wiemy, że prawosławie wschodu pochodzi z Bizancjum, czyli Grecji(?)Bałkanów… Ale jak to się stało naprawdę, że chrześcijanie już ok. X wieku wyraźnie już podzielili swoje konfesje. Czy dlatego, żeby było tylko inaczej, czy jest coś ważniejszego, o czym powinniśmy wiedzieć? Chociażby od św. Cyryla i Metodego…

T . K . Wydaje mi się , że nie należy dokonywać zbyt uproszczonych rozważań na temat wpływów geopolitycznych na świadomość. Również mylne mogą być opinie o istnieniu w chrześcijaństwie jakiś reliktów pogańskich, a zwłaszcza w areale cerkiewno – słowiańskim, który jakby był mniej podatny na chrystianizację i starał się zatrzymać stare obrzędy kultowe, wyznając jednocześnie chrześcijaństwo. Religia nazwijmy ją „przedchrześcijańska” u Polan miała zapewne jakieś cechy politeistyczne, ale wiemy o nich niewiele, natomiast to, co przetrwało w etnokulturze nie musi być pochodzenia rodzimego, a może okazać się formą nabytą w trakcie rozwoju narodu na przestrzeni dziejów. Duchowość prawosławna wywodząca swoje korzenie teologiczne z Bizancjum i kultury grecko – helleńskiej, ściśle opiera się na Biblii i wspólnej tożsamości kościoła wczesnych wieków chrześcijaństwa do jego rozłamu w 1054 roku. Jest tak, że te naturalne sploty duchowości prawosławnej tkwią przez Bizancjum w wykładni o chrystianizacji Słowian w ich rodzinnym języku. Stąd język starocerkiewny został wprowadzony w Bułgarii, a następnie nad Dnieprem w 988 roku, dał impuls ku rozwojowi tej rodzinnej kultury takiej jak księgi liturgiczne, latopisy, modlitwy, pieśni religijne… Pogranicze etniczno –ukraińskie było terenem, gdzie zetknęło się zachodnie i wschodnie chrześcijaństwo ze sobą, a św. Cyryl i Metody odegrali tu bardzo ważna rolę… Wiemy o tym, że na styku kultur i kościołów mimo odmienności, dochodziło do ciągłego i nieprzerywalnego dialogu, czego przykładem może być Unia brzeska w 1596 roku. Starano się zachować tolerancję i umiar, chociaż pojawiło się wobec naszego pogranicza pojęcie Polski jako przedmurza chrześcijaństwa, a przecież „za murem” rozciągało się dalej chrześcijaństwo, bardziej pojemne, bo przecież prawosławne, Rosja czy Ukraina to są wielkie organizmy etniczne. Chcę zwrócić uwagę na fakt kształtowania się tożsamości duchowej Rusi a następnie Ukrainy poprzez klasztory. W Grecji to były całe zespoły klasztorne Świętej Góry Athos, na ziemiach ukraińskich są to zgromadzenia mnisze zwane ławrami. Słynna Ławra Kijowsko- Peczerska w Kijowie czy Ławra w Poczajowie na Wołyniu, stały się kolebką i ostoją myśli teologicznej wschodniej i wpłynęły na świadomość religijną Ukraińców. A jakie miejsce w tym teologicznym tyglu zajmowało pogaństwo? – trudno doprawdy jednoznacznie powiedzieć, a gdybyśmy patrzyli z tego właśnie punktu widzenia – to „Pieśń świętojańska o Sobótce” Jana Kochanowskiego jest chyba fikcją literacką poety z wieloma elementami pogańskimi. Tak samo obrzęd „Dziadów „Adama Mickiewicza, jest bardziej dziełem kuźni romantycznej niż przywołaniem reliktu przedchrześcijańskiego pogranicza.
Z . K . Może teraz wróćmy do Twojej twórczości? – Twoja poezja, jest dziś bardzo cenna z wielu powodów. Pisana jest z autopsji i z takiego punktu niezależnego patrzenia dalej choćby i na te sprawy, o których tutaj w postaci wykładu powiedziałeś, także o samym Czesławie Miłoszu. Co tak naprawdę dziś jest ważne dla Ciebie, jeżeli idzie o własną twórczość? – Na pewno to, że mieszkasz tutaj, jest to ok/ 70 km od Lublina, jesteś zasymilowany z tym regionem. Mówię o niej „dumną”, bo działo się tutaj na pograniczu wschodnim i wyżej aż po Litwę, bardzo wiele. A więc, Twoja świadomość w tym i ta naukowa, jakby bada wciąż kwestie i inne zależności kulturowe. To tutaj było tak, że zakwitał często „mord na mordzie” jak pisze wybitna poetka pochodząca z Bełcząca k/ Czemiernik Marianna Bocian. Ale też nastąpił czas krzepnięcia i powstały nowe konfesje, i nastał czas tęsknoty po tym radosnym bólu. Mówię tak, żeby poprosić Cię o dalsze inne tak ciekawe wypowiedzi tyle, że bardziej już na swoim organizmie, bo i stosunkowo mało się pisało o tym, a i objaśniało komukolwiek, kto chciał o tym wiedzieć. Teraz nastał chyba dobry i najlepszy czas, gdy kultury pogranicza łączą ręce i siły… Natomiast wracając do Twej poezji do jej semantyki i innych działań twórczych już wiemy, że z racji pochodzenia swego, które jest też i moim pochodzeniem tworzysz w niebywałej harmonii z duchem tej ziemi i to jest bardzo pożyteczne z zachowaniem tego na przyszłe pokolenie. Osobowość Twoja, na pewno jest dobrze umieszczona w korzeniach tej krainy. Ale ja chciałbym pokusić się o pytanie, a mianowicie, co z ekspansją Europy – ona już wraca i wnet tu będzie, ale na powrót już inna. Czy są jakieś zagrożenia dla etniczności z tego tytułu?

T. K . Moja twórczość zawiera się w zbiorach wierszy , tłumaczeniach oraz krytyce literackiej. Dużą część mojej publicystyki zawierają stronice gazety „Nasze Słowo”, której byłem wiernym pracownikiem na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.Wracam do tego z sentymentem bo gdyby zebrać te publikacje w jedną całość, byłaby to zadziwiająca kraina aktywności autorskiej i redaktorskiej, oczywiście to jest takie powiedzenie metaforyczne…Moje Podlasie, gdzie mieszkam, bliskie jest też gniazdowisku poetki Marianny Bocian, którą za życia znałem, o której tu wspomniałeś jako jej wieloletni przyjaciel. Niedalekie, bo w Radzyniu Podlaskim, jest siedlisko artysty malarza Marka Leszczyńskiego, który użyczył mi swoich obrazów do okładek moich książek, o którym i ty znając jego malarstwo pisałeś. Zerwanie z Warszawą i z redakcją „Naszego Słowa” nastąpiło w 1988 r., kiedy postanowiłem swoje twórcze życie przenieść na stałe do Holi. Profesor Michał Łesiów tworząc na UMCS w 1993 roku Zakład Filologii Ukraińskiej zaproponował mi zajęcia z wiedzy o kulturze Ukrainy, a następnie życzliwie przyjął mnie na etat asystenta, a po obronie pracy doktorskiej na stanowisko adiunkta. Ta konkretna propozycja profesora spotkała się z moimi głębokimi przemyśleniami na temat , czy poprzez pracę na uczelni nie zostanie odebrane mi źródło poezji – rządzące się przecież poczuciem szeroko rozumianej wolności, a w moim indywidualnym przypadku ulubioną samotnością i bezsennymi nocami .Ta obawa trochę sprawdziła się, bo tomiki: „Dwa listy do nocy” z 1999 roku i „Długą rozłąką” z 2005, dzieli sześć lat przerwy, gdy między tomikami z lat dziewięćdziesiątych są najmniej przerwy trzyletnie. Mieszkając w Holi i w Lublinie na tej, jak nazywasz,”dumnej ziemi” zastanawiałem się nad kondycją pisarza spoza środowiska twórczego. Co prawda należę do Związku Literatów Polskich Oddz. w Lublinie, jednakże moja twórczość powstająca w języku ukraińskim jest jakby nieczytelna i myślę , że mój udział we wspólnocie literackiej regionu jest raczej marginalny.
A nawet wydaje mi się, że niewiele o mojej twórczości wie czytelnik na Ukrainie (?) -Pocieszam się, więc myślą, że tworzę dla kilku wiosek pod Włodawą ( uśmiecha się). Stan ten chciałbym zachować, bo oddaje on w pełni substancję mojej mniejszości narodowej ukraińskiej na Podlasiu i Chełmszczyźnie, która mieszkała tutaj od zawsze, a wytwarzając własny ryt językowo – religijny i kulturowy przyczyniała się do rozwoju i rozkwitu ducha tej ziemi. Nie czuje się osamotniony w swej podlaskiej „pustelni”, przywołując często geografię literatury ukraińskiej, gdzie na jej obrzeżach mieszkają różni poeci, piszący w języku ukraińskim w otoczeniu innego języka.

Z . K . Może w kontynuacji Twoich działań i inspiracji z racji zainteresowań humanistycznych powiesz coś o sacrum w sztuce Waszej z żoną działalności społecznej, o opiece nad stworzonym przez Was skansenem i holeńską piękną XVII wieczną cerkwią. Jesteś znawcą sztuki, ikon, masz kontakty z malarzami i rzeźbiarzami i twórcami w regionie…Pozwól, że przytoczę na to zagadnienie sekwencje o pięknie z wiersza Czesława Miłosza bowiem jest jakimś takim naszym ulubionym autorytetem w tej rozmowie.
(…) piękno jest silne
(…) Niezbyt się szerzy i spopiela obszary bytu
Strojąc się w barwy i kształty, które udają istnienie.
I nikt by go nie rozpoznał, gdyby nie jego brzydota.
(…)

T. K. Wielki poeta Czesław Miłosz był tutaj już przywoływany, ale skoro pojawia się znowu, z racji Twojego piętrowego i trudnego dla odpowiedzi pytania, pozwól na tę kwestię jeszcze jedno moje przemyślenie. W tłumaczonej przez Czesława Miłosza „Apokalipsie” z 1998 roku są wstrząsające ilustracje Jana Lebensteina tworzone w latach 1983-1985. Obraz „Apokalipsy” przedstawiony przez tego plastyka w kontekście tłumaczeń noblisty ma znamiona świadomości metahistorycznej. Sztukę cerkiewną na ziemiach ukraińskich postrzegam jako dziedzictwo duchowe o nieprzemijającej wartości, również w kontekście metahistorii. Surowe, w stylu ukraińskie ikony powstałe na styku chrześcijańskiego wschodu i zachodu, w XVII- XVIII wieku nie można oddzielić od metahistorii. Ich twórcy parabolicznie posiadali natchnienie podobne do tego, które otrzymał Jan Lebenstein ilustrując przekład „Apokalipsy” Czesława Miłosza. Sztuka sakralna w przepięknej cerkwi holeńskiej, a także w innych miejscach na Podlasiu, takich jak: prawosławny klasztor pod wezwaniem Świętego Onufrego w Jabłecznej, czy stara cerkiew w Hannie z galerią uduchowionego malarstwa a zwłaszcza z polichromiami malowanymi na płótnie i klejonymi na drewnianych ścianach to przykłady bogactwa duchowego ziemi łączącej w sobie różne cechy formalne. Kilka ikon, które dane mi było widzieć w zbiorach prywatnych na Podlasiu ukazują klucz do pełniejszego zrozumienia tego, co działo się tutaj w sztuce sakralnej przez wiek XVII i XVIII. Tutaj na Podlasiu podkreślał to być może wolniej płynący czas, niespieszność życia ludzkiego rozsianego po leśnych stronach i duchowość, która tutaj trwała jak siedem złotych świeczników gorejących światłem, z obrazów Jana Lebensteina. Tym tropem idąc można podążać jeszcze głębiej szukając szerszego natchnienia. I to jest to piękno, o którym mówi Czesław Miłosz, które przytoczyłeś słowami jego wiersza ,szeroko pojęte i cenne nie tylko dla samego sacrum.

Z. K . Pozwolisz ,że oddalimy się trochę od centrum sacrum i jakby na oddech dopowiedz o umocowaniu sztuki nie tylko tej ukraińskiej w stosunku do swych rodzinnych koniugacji. Wiadomo, że Twój brat Tomasz Karabowicz maluje, jest już znanym artystą malarzem. Ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie. Tomasz miał wiele wystaw indywidualnych i zbiorowych, cennych i ważnych w kraju i poza granicami Polski, na stałe zamieszkuje na Podlasiu i tworzy jednocześnie w warszawskim środowisku. Te umocowania senso -stricte, jak wiem, humanistyczne w Waszej rodzinie są jakby poszerzone ku tradycji dla przyszłych potomków rodu. Dodam, że według mnie te twórcze zainteresowania artystyczne mimo wszystko uzupełniają się jakby nie mówić w treściach i podmiotach tworzenia, chociaż działacie osobno, daje to także do rozumienia, że talenty są rozdawane w rodzinie, która również ma tradycje w sobie zakodowane nie tylko genetycznie, ale i kulturowe. Może powiedz trochę o Tomaszu i jego podmiotach twórczych zanim przejdziemy do dalszych kwestii?

T . K . Mój brat Tomasz istotnie jest wziętym malarzem a jego sztuka poprzez portrety i martwe natury jest wyrazista i ceniona w środowisku artystycznym. Posiada on dar przedstawiania duszy człowieka, lub samego przedmiotu. Tomasz przeciwstawia się komercjalizacji sztuki, malując swoje obrazy długo i z ogromnym zaangażowaniem. Protestuje przeciwko centralizacji sztuki zaszywając się na całe miesiące w pracowni na wsi lub w Warszawie, i wówczas ma czas na malarstwo, tworząc obrazy o dużych formatach, np. cykle martwych natur o zaskakująco szlachetnym świetle i kolorystyce z przewagą surowej bieli lub sieny palonej. Kilka wystaw ujawniło autonomię jego sztuki, a porównywałbym ją z ambiwalencją do odczuć romantycznych wobec niezmiennych głębi kosmosu. Natomiast jego autoportrety przybliżają się do ideału renesansowej pełni „człowieka kosmicznego”, gdzie witalizm człowieka wpisany jest w ruchome koło męczarni ziemskich. Wydaje się, że chodzi tutaj o sam akt twórczy, z którego pulsuje patos olśnienia. Jest to na wskroś poetyckie działanie, trzeba tylko temu się przyjrzeć i uruchomić wyobraźnię… Metafizyczne pejzaże, które namalował Tomasz przypominają od złudzenia naturę, a uderzające jest tu podobieństwo z żywym krajobrazem, który mnie zatrważa, bo chce się wejść w te obrazy i tam pobyć, pochodzić, pomilczeć, pozostając integralnym składnikiem duchowym natury, także tej twórczej. Prawzór,o który pytasz, ma rozległą symbolikę w piękności ziemi i całej nieskończoności człowieczej, w mistycyzmie życia, jest to krok do sceny biblijnej o stworzeniu raju, Adama i Ewy.

Z. K . Proszę wróćmy zatem do Twojej poezji i pójdźmy jeszcze dalej bo w kwestię tłumaczeń ,które tak samo jak malarstwo są naszą duszą i zwierciadłem logo wypowiadanym trochę inaczej ,być może bardziej konkretnemu miejscu i samego odbiorcy. No i są inną podmiotowością, tej czy innej przynależnej jakby innemu statusowi społecznemu, duszy, której skrzydło, właśnie to drugie, także trzymasz. W książce Wiry Wowk przez Ciebie wydanej są tłumaczone z języka ukraińskiego jej wiersze na język polski, są tam kwestie, co do samotności w poetyckich odniesieniach metaforycznych. Przypomnę,że poetka ta tłumaczyła na swój ojczysty język wielu poetów świata, a między innymi wiersze: Pabla Nerudy, Frederica Garcii Lorci, Rabindanatha Tagore, Stefana George’a i wielu innych znanych. Jest tam takie oto motto do tego tomu:
„Tragedia dla poety: wypisane pióro,
Skończył się papier. I atrament wysechł.
Nie jest ważne, że w Aleksandrii
Spalono jakąś bibliotekę
– To cytat o rozpaczy, rozpacz się zaczyna tam, gdzie pojawia się poezja. Jak cytat ten z tomiku poezji pt.” Miłosne listy księżnej Weroniki”(1967) możesz odczytać? – Ty jako poeta tej ziemi odnieść się do jego treści, jako tłumacz poeta wchodziłeś w metafizykę treści, jako osoba bytująca w takim podobnym odosobnieniu, może w tym cytacie odczytujesz jakieś dygresje do siebie, czy jest to coś podobnie tematycznie, co do Twej sylwetki? – Dlaczego właśnie ta, a nie inna, autorka była tłumaczona przez Ciebie?- Co znalazłeś w jej dramacie bliskiego?

T. K . Wira Wowk –to ukraińska poetka emigracyjna urodzona w 1926 roku i żyjąca w kilku kulturach: ukraińskiej, polskiej przed 1939 rokiem, niemieckiej w czasie wojny, portugalskiej w Brazylii po 1945 roku. Jest tłumaczką z języka portugalskiego, niemieckiego i hiszpańskiego. Wykładała ona literaturoznawstwo porównawcze i język niemiecki na Katolickim Uniwersytecie Świętej Urszuli i Federalnym Uniwersytecie w Rio de Janeiro w Brazylii. Tłumaczyłem jej wiersze na język polski i tutaj wydałem w 2003 roku tomik pt. „Miłosne listy księżnej Weroniki”, a w 2005 roku moja studentka napisała o tej poetce pracę magisterską. Zadziwiające jest iście tragiczne pojmowanie kultury przez Wirę Wowk w obliczu zagłady jakby niesionej przez pustkę i próżność człowieka. Jest tu analogia do tego co stało się z Biblioteką Aleksandryjską .Ale jest w tym wierszu także taki optymizm, gdyż bohater liryczny wiersza nie zważa na zagładę Aleksandrii, a jako stróż współczesnych mu czasów, żyje własną tragedią wypisanego pióra i brakiem papieru.

Z. K . To coś jak z Ciebie ,dlatego jakby bratnio zająłeś się tymi poezjami i tłumaczeniami? Pozwól, może na chwilkę jeszcze wejdźmy do Twej poetyki, bo to będzie się wiązało z kolejnymi pytaniami, bo i też przytoczymy w dalszej części rozmowy Twój wiersz. Ale powiem, bo znam Twoją poezję, że czuje się tu taką modlitwę „samotności” i dumę z tej samotności, a jednocześnie pokorę, bo wiersze Twoje są też spowiedzią do świata, który otacza, ale i w jakiś sposób zagraża jego części? – Jest Twoja poezja (przynajmniej na użytek tej pojemnej rozmowy), taką szeroko pojmowaną świadomością i obawą, że wnet to wszystko może zatracić się, lub spłonąć jak Aleksandria. Że ta bezkresna tutaj cisza, jako pojemne paliwo, zostanie wessana i wydalona jako spaliny takim tłumikiem, nie wiedzieć, kiedy?- Uważam osobiście, że jest w Twej poezji ta mądrość pojmowania, choć nie widzę tutaj też cienia rozpaczy- nie! – Jest ta poezja wartownią na straży duchowości zawieszonej nad siedliskiem twórstwa kresowego i tych innych działań jakie podejmujesz wraz z Aliną. Czy zechcesz może odnieść się do tych moich dygresji o rozumieniu Twojej twórczości? Ale
wpierw zacytuję fragment wiersza z Twojego tomu poezji , który jest taką deklaracją „Już dzień się nachylił do czterech krańców świata” (str. 147)

w mojej poezji gnieździły się wygasłe krzyże
obnażone
i milczące

długo niecałowane

w ich osamotnionych pniach
mieszkały dzięcioły

w ich ramionach wspomnienie
jak krew zastygło

– Wydaje mi się ,że jest tutaj jakaś podskórna zgoda na stan dramatu przemijania czasu, jest dotyk rzeczy osobistego miejsca – Proszę może więcej powiesz sobie i nam w kwestii tej , jak ją nazywam, radosnej tęsknoty…

T . K . Myślę ,że jednak trudno jest odnosić się do kwestii związanych z własną drogą twórczą, a zwłaszcza w kontekście słów tego jedynego tekstu tutaj przytoczonego i trochę zawiłego, który „spadł ” na mnie z jakiegoś tajemniczego natchnienia, i nie bardzo wierzę ,że to ja go napisałem, raczej użyłbym stwierdzenia, że ten wiersz napisał się sam. Jest kilka takich moich utworów, których współautorem jest ktoś jeszcze. Wygasłe krzyże w mojej poezji są symbolem przeszłości, do której często wracam, bo ona parabolicznie łączy mnie z przodkami, pejzażem dzieciństwa i progiem rodzinnego domu. Stwarzając w Holi swój dom starałem się przenieść jak na Arkę Noego w czasie potopu, coś charakterystycznego z mojej osobowości dziedziczonej od przodków. Przeszłość jako kategoria czasu istnieje w przestrzeni historycznej i kształtuje świadomość narodów. – Gdyby nie takie symbole, jak choćby kozaczczyzna, nie wiemy jak wyglądałaby nowożytna państwowość i tożsamość ukraińska. Stąd tak ważną rolę odegrał romantyzm w literaturze ukraińskiej i wielkie utwory Tarasa Szewczenki odwołujące się do przeszłości.

Z . K . No i wrócę jeszcze raz do tego co Teresa Zaniewska powiedziała, ze jest trochę mitu starożytnego w Twoich poezjach. Nieustanny upływ czasu przybliża jednak do tej szerokiej rzeki czasu, gdzie na brzegach wyprane białe koszule, panny biegające boso szczebioczące jak ptaki, ziemia jak ciepłe posłanie i zboża miodne wokół krzyży…Takie uniwersum pamięci z „drzewiej” nie jako reprodukcja, ale zatrzymanie na chwilę…Jednocześnie na dnie tej szerokiej rzeki Heraklita, którą trudno przepłynąć leży gdzieś klucz do drogi powrotnej, żeby otworzyć nim dom i próg przestąpić boso. Uważam, że poezja Twoja jest sumieniem Twej dumy i radości bliskiej szczęściu i czekania na nie zapomnienie się w nim, a może jakieś z tego powodu twórcze rozterki?

T. K . Te zaśpiewy, o których mówisz są miejscem zapamiętanym metafizycznie. W mojej poezji prowadzą ku mistycznym toponimom. Istnieje podobieństwo obrazu rzeki Heraklita, z Bugiem, jego połyskujące wody skrywają przepastne zakola i czasem ciemne wiry. Ale bohater liryczny moich wierszy ma swoje konkretne miejsce – są to strony rodzinne, bliżej jest to ziemia mojego dzieciństwa Chełmszczyzna, przez którą płynie rzeka czasu i do niej jest kierowana niejedna strofa, westchnienie malownicze czy poetyckie zamyślenie. Symboliczna rzeka Heraklita ,o której wspomina profesor Teresa Zaniewska, ukonkretnia rzekę przemijania lecz nie wyznacza istoty mojej poezji. Mam świadomość dawno skrystalizowanej ojczyzny duchowej. Jest to jakby zadośćuczynienie za to, ze urodziłem się i wychowałem w ścisłym kontakcie z metafizyczną przestrzenia świata.

Z. K . Na zakończenie spotkania pozwól, że postawię pytanie podsumowujące – A mianowicie : Co musi wiedzieć poeta żyjący w określonym miejscu ,w takich nowych szybkich społecznych przemianach? – Jak przedsiębrać dystans do całego otoczenia, i żeby z drugiej strony nie popaść w zbytni sentymentalizm. Odpowiem trochę za Ciebie – na pewno jest to odpowiedzialność ściśle indywidualna, ale i na pewno wezwanie. Zatem co dalej?

T . K . Najlepiej, żeby poeta nic nie wiedział o świecie mając świadomość swoich korzeni kulturowych. Celowo tak mówię, odczuwając dystans do rodzinnej rzeczywistości. To też powiedziane jest w zaśpiewie mojej rodzinnej ziemi. Ale tak naprawdę trzeba mieć dystans determinacyjny, który odbywa się na płaszczyźnie duszy, to tutaj trwa walka dwu światów, bo przecież mimo zdobyczy cywilizacyjnych człowiek ciągle pozostaje osobą samotną i raczej u mnie wynika ze świadomego wyboru życiowej drogi. Moja poezja czynnie mówi o sposobie bycia, ona płynie obrazami z serca przez rzekę Heraklita tyle, że moja woda w tych meandrujących brzegach płynie trochę wolniej.

Z, K . Najserdeczniej Ci dziękuję ,gdyż był to równie cenny wykład na pograniczu ale jakby omówiony na Uniwersytecie.

– z Tadeuszem Karabowiczem w Holi
rozmawiał Zbigniew Kresowaty