Marek Ostoja – Ostaszewski to artysta niezwykły któremu przyglądam się od kilkunastu lat. Powiedział kiedyś tak: „…maluję wszystko zobaczone, moimi oczami, na słońcu – nie mylić widziane…” – Jeżeli wejść w pojemność estetyczną cechującą obrazy artysty, trzeba powiedzieć – iście tak jest! – Są to obrazy z Nirwany. Postarajmy się zatem przybliżyć wszystko to co niezwykłe, idące jakby jednym ciągiem cyklami, jako pewien etos, albo jako „słoneczny klerk”- jako semantyczny podmiot w tym oryginalnym tworzeniu. Artysta studiował w PWSSP we Wrocławiu, na wydziale Malarstwa sztalugowego, Grafiki i rzeźby, uzyskując Dyplom w 1974 roku także z grafiki artystycznej. Dziś po czterdziestu latach twórczości ma za sobą wiele wystaw artystycznych. Malarstwo to, jedyne i bardzo oryginalne, oparte jest na podwalinie wiedzy sensu – stricto filozoficznej oraz duchowej. Jego ezoteryczność i kolorystyka przybliża nas do wiedzy wielce tajemnej szerszej, do wtajemniczeń, które chcemy zawsze poznawać, a nawet uczestniczyć w nich. Dodajmy, że wszystko co tajemne zawsze przyciągało uwagę odbiorcy. Odbiorca, w którego intuicję artysta przecież nie wątpi, wyczuwa podświadomie, bodaj eterycznie, podmiot dominujący w danej sztuce.
Metafizyka tego malarstwa spoczywa u podstawy wiedzy mistycznej, a nawet poetyckiej. Sztuka malarstwa Marka Ostoja – Ostaszewskiego oparta jest także o wiedzę niektórych rytuałów sprzed kilku tysięcy lat, na pozostałość których natknął się on w okresie młodzieńczym, a później na początku swej drogi twórczej, jeszcze przed studiami na PWSSP. Od wczesnej młodości Marek gustował przede wszystkim w książkach oraz mitologicznych profitach, a także w dziełach starożytnych filozofów. Ukształtowało to jego zmysłowość niezbędną do uprawiania sztuki ambitnej. Zajął się więc na serio medytacją i Pismami , które ongiś w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych i później, (do tzw. „odwilży” politycznej), były tzw. „profitami”. A było to czasach bełkoczącego komunizmu. Mówi artysta; „… Było dosyć ważne, że moja młodość upływała w cieniu Sobotniej Góry, zwanej teraz Ślężą. Znajdują się tutaj święte czakry i ich wyrysy oraz miejsca ognisk sprzed tysięcy lat. To tutaj krzesano pierwszy ogień, składano ofiary… Środa Śląska, spędziłem młodość do matury, miałem z tym regionem doskonałą łączność wzrokową i kontakt z tą górą, co mnie zawsze bardzo interesowało” – Jak wiemy, około 1,5 tysiąca lat wstecz przed naszą erą, odbywały się tam solarne rytuały. Na pewno około 1000 r. p.n.e. Protosłowianie na szczycie Sobotniej Góry odprawiali kult swojego Boga Ognia i Miłości – Śwar-Oga, owego Swarożyca, który w Indiach nazywany jest Surya”. Trzeba nam tylko dopowiedzieć, że to miejsce urodzenia , artysta urodził się we Lwowie i czas nas tworzy, daje podjąć niezależny dialog, daje wiedzę w dalszym twórczym niezależnym procesie. Marek Ostoja – Ostaszewski wychowywał się przecież w ogromnej bibliotece domowo – rodzinnej. W wieku szesnastu lat, jak mówi, wstrząsnął nim „Faust” Goethego, a dalej słowa mistrza „Trwaj chwilo, chwilo jesteś piękna”, uczula nas twórców na odsłonę dalej mówiąc:„ więcej światła”… Ostaszewski „przekopał się”, jak mówi dalej i dosłownie np. w „rozmowie artystycznej” do mojej książki z literatury faktu, którą wydałem w formie „rozmów artystycznych” (w 2005 r. ze znanymi koryfeuszami sztuki i kultury polskiej pt. Między logos a mythos” ( 2005) przez dzieła Platona, a dodaje tak: „ znalazłem to, czego szukałem, w dialogach: „Fedon”, „Fajdros”, „Timajos” (helleńska księga Genesis), natomiast w dialogu „Kritias” ujrzałem pierwszy opis Atlantydy” . Proste zdanie Platona: „ Wszelka dusza jest nieśmiertelna” zadźwięczało jak wiadomość z dawno utraconej Ojczyzny…
– Otóż te inspiracje były pierwszymi fascynacjami późniejszego bardzo oryginalnego artysty malarza. Malarstwo Marka Ostoja – Ostaszewskiego jest głownie oparte na wiedzy, która została oswojona z własnym bardzo chłonnym wnętrzem i skrystalizowana. Trzeba było tylko później umiejętnie wydobyć to z metafizyki wewnętrznej na zewnątrz i powiedzieć własnym głosem w sztuce, np. o hierarchii bytów, o Ananke – czyli „wyższej koniczności”, której podlegają również bogowie, nader boskich koegzystencjach, czyli istnieniach, o ich pięknie, wyrazie, muzyce – a przede wszystkim o kolorach naznaczających mistycznie.
Nie przypadkiem artysta w rozmowie ( zamieszczonej w w/ w książce) cytuje zdanie Wasylija Kandinskiego z Jego wydanej rozprawy w 1911 roku pt. „O pierwiastku duchowym w sztuce” – Kandinski mówi tak: „Nasza dusza budzi się ponownie po długim okresie materializmu (…) Rolą artysty jest nawiązanie kontaktu z wyższym tchnieniem platońskiej duszy uniwersalnej, bez uwikłania się w pułapkę – ciężaru rzeczywistości zewnętrznej, (…). Piękno rodzi się z konieczności psychicznej. Kolor jest klawiaturą. Oko to młoteczek. Dusza to fortepian o wielu strunach. Artysta jest ręką, która sprawia, że dusza pulsuje”.
– Zatem świat artysty opiera się, od samego początku, o pewne przesłania duchowo – filozoficzne, jakby spadające z góry, ( Powiedział kiedyś znany mistyk i malarz oraz klasyk współczesny i mag Jerzy Nowosielski, także eseista – do mnie: „Ikona spada z nieba”) – zatem pozyskujemy obrazy z jakichś odkrytych intuicyjnie nadrealnych sfer… Rublow, klasyk ikonopisiec przywołał bardzo wiele takich obiektów. Z malarstwem Marka Ostoja – Ostaszewskiego chyba jest tak samo w naszej współczesności. On pokazuje nam dzieła nadzwyczajne, które „spadły z nieba”, namalowane bardzo transparentnie, sprawiające wpierw wrażenie, (mówiąc językiem oględnym), takich rozrzuconych puzli, jakby rozrzucone różańce – deszcz podniebny jako modlitwa, elementy które świecą i wzywają odbiorcę do poskładania ich na nowo w jedną bardzo ważną całość… Malowane systematycznie odbite, jakby na tłach własnej duszy – ludzkiej, czułej duszy. Kto wie czy ten świat, odgadniony już częściowo objawiony. Malarstwo to nie jest jakimś figuratywnym cyklem postaci, bo byłoby to nader powierzchowne i podstawowe. Patrząc na te obrazy czujemy pewnego rodzaju energię przyciągania do wewnątrz, zatem podchodzimy jakby do odchłani. I otóż stajemy za moment – sam na sam – ze swoją mateczną wyobraźnią i wiedzą duchową. Zadziwia intuicja artysty, który – powiem synonimem – wspomina „duszewnie”, jakby powiedzieć chciał za Platonem o krainach, w których był i wrócił, a na pewno z nich wyszedł jako dziecko, wyczesał się jak Jonasz z wieloryba na morskim brzegu, żeby coś ważnego nam uzmysłowić. I otóż z tych przestrzeni nieśmiertelnych, otoczonych pewnego rodzaju tajemnicą, wychodzi na światło człowiek z ładunkiem wewnętrznym, być może jako medium(?), Obrazy te jakby wydobyte cudem intuicji już żyją swoim życiem w przestrzeni naszej, wołają i mówią własnym językiem, patrząc w nie słyszymy także wyraźnie muzykę eteryczną, rodem jakby morskich głębin na innych falach głosy ssaków, wieloryba, czy delfina, słyszymy gdzieś za horyzontem muzykę z fletów joginów oraz pastuchów w boskich dolinach, jaką prezentuje współcześnie np. artysta malarz i plastyk performer Andrzej Dudek – Durer wrocławski twórca. Słyszymy muzykę eteryczną jaką prezentuje także Wangelis… Poruszamy się w tych sferach jakby w zwolnionym tempie, pozbawieni grawitacji, bez siły ciążenia fizycznego, pozbawieni lęku i statyczności… Bo w tych pracach nie ma cienia czasu, brak pory dnia, nie ma wibracji fizycznych, prawdopodobnie artysta dopowiada jak mag i mówi: „Poznaj samego siebie”, można tylko dodać – poznaj głębiej i idź dalej, kiedyś taki napis umieścili kapłani nad wejściem do świątyni doryckiej Apollona w Delfach. Wtedy poznawano siebie po przez słowo głoszone w miejscach wskazanych podświadomie, później skomasowane z gestem otworzyło bramę teatru – Dziś możemy iść dalej w świat duchowy po przez zmysły: smaku, zapachu, słuchu i wzroku kosmicznej Jedni, lub wstąpić w głębiny oceanu. Te wizje artysty są pewnego rodzaju propozycjami metamorficznymi, wywodzącymi się jedynie niezależnie od istoty wiedzy, to ona powoduje ten ruch…
Artysta studiował u prof. Alfonsa Mazurkiewicza w latach kiedy królował w sztuce i kulturze socrealizm, tym samym w odpowiedzi na cenzurę PRL-u budziła się Awangarda – Nowa fala, natomiast profesor preferował jednak tzw. „Program otwarty” na uczelni. (Tego wybitnego artystę i ja pamiętam). „Był człowiekiem wiary”, jak wspomina dalej Marek Ostoja – Ostaszewski, „ był to wielki człowiek, głęboki duchowo bardzo wrażliwy, erudyta. Pamiętam moje rozmowy z profesorem o poezji Reinera Marii Rilkego, o paradoksach einsteinowskiej czasoprzestrzeni, o Kwazarach (gasi super stellars), o systemie galaktocentrycznym, o fenomenologii, o Świętym Duchu, o Jezusie z Nazaretu, o poglądach P. Tekharda de Chardin którego dzieła: „Środowisko Boże”, „pisma Wybrane” i inne przestudiowałem wtedy jako odtrutkę na wykładany powszechnie Marxizm, w czasach zamordyzmu komunistycznego”.
– A więc, zdarzali się profesorowie na uczelniach wierni prawdzie, którzy w swej wiedzy i niezależności potrafili porwać swoich uczniów w bardzo ciekawe podróże… Były to lata siedemdziesiąte, powszechnie podawany chłam oraz nowomowa – bełkot w przemówieniach dostojników ówczesnej „Wadzy” do tzw. „ludzi pracy” – Powstał szerszy ruch Nowej Fali także w literaturze, między innymi po to żeby cenzorzy ustrojowi mieli kłopoty w odczytywaniu prawdy w zawartości powstających nowych dzieł. Taką żądzę wiedzy szerszej intelektualnej posiadł Marek Ostoja – Ostaszewski. Nie jest to sztuka i wiedza łatwa, jest to ogrom pracy poprzedzony wertowaniem w annałach wiedzy klasycznej. Dlatego poczynię tutaj małą dygresję, kiedyś mój profesor powiedział mi tak: „ … wiesz, tutaj w Szkole trzeba się uczyć – ucz się i zdobywaj wiedzę na różne sposoby, wykonuj co ci nakazują profesorowie, bądź czujny i pilny, ale jak już wyjdziesz z tych murów pamiętaj bądź sobą, bo tak rekrutują się dziś „znani” a później „wybitni” artyści. Szkoła to jedno, a Twoje patrzenie na świat oraz praca to drugie”. Inna bardziej frywolna dygresja tycząca się szczęścia artystycznego znanych klasyków współczesnych: pisze w „listach przyjacielskich” poeta klasyk współczesny Tadeusz Różewicz do klasyka współczesnego malarza i ikonopiścca i malarza Jerzego Nowosielskiego tak; „maluj Jerzy, i tylko maluj, bo w tym jest zbawienie…” – Widzimy tutaj wielki dystans do sztuki, ale wolność i swoboda. Malarstwo Marka Ostoja – Ostaszewskiego jest cyklem swobodnych wyznań niesamowitych wrażeń opartych także, jak myślę, o wnętrze, które przeobraziło się w czasie w fenomen. Dziś artysta ma w dorobku wiele prac, wydobytych w długich cykli, pokazanych na wystawach indywidualnych i autorskich.
Retrospektywna wystawa ( przygotowywana na wiosnę 2015 roku) prac tworzonych w okresie czterdziestu lat dotyka bardzo nas współbratynców, jeżeli wziąć pod uwagę fakt, że każdy artysta jest sumieniem pewnego elektoratu odbiorców, iście tak jest. To malarstwo jest wielkim podarunkiem duchowym dla tych, którzy chcą coś więcej widzieć o sobie. Ten ogrom znaków Nirwany malowanych misternie i z uporem wyobraźni jest niesłychaną kopalnią umysłu człowieka, pokazującą bardzo niezależne bogactwo estetyczno – duchowe istoty myślącej homo sapiens, wciąż przeobrażającej się tak jak podpowiada natura – wpierw rodzi się dobro, które góruje nad złem. To bardzo humanistyczne dzieło na niwie Polskiej Sztuki.
Zbigniew Ikona – Kresowaty