O książce S. Pastuszewskiego pt .”PROBOSZCZ”
Jakże w dzisiejszych czasach pisarz, poeta, artysta musi być niepokorny dociekliwy i obecny tam wszędzie, gdzie by go nie chcieli . Tworzymy w wielkim niepokoju w wolności, która nie zawsze ukazuje swoje racjonalne oblicze odpowiedzialności: Dziennikarze hulajgębują, napuszczają na siebie polityków, często stający w tzw. niezależności, ale jednak… Powstaje w takim tle wiele książek jak zwierciadła po zwierciadłach ,a ci niepokorni pisarze jakby wędkarze zarzucają podbieraki na rzeczywistość, która sama płynie ,żeby złapać rybkę i z radością ją cmokają ,żeby z powrotem już inną wrzucić do wody …Piszą z autopsji z intuicji ze zmysłu siódmego , sami jakby gdzieś na kresach i jakby poza obrębem tych centrowych kalkulacji .Takim pisarzem „w potrzebie chwili „i umiejącym „nie wiedzieć kiedy i gdzie” wystawić swój peryskop dociekliwości jest niewątpliwie Stefan Pastuszewski. Mam w rękach książkę pt. „PROBOSZCZ” wydaną w Bydgoszczy z końcem minionego roku. Staje się w niej pisarz narratorem ,żyjącym wśród ludzi i przytacza nam historię Proboszcza parafii, który jak wielu innych posiada swoje problemy w środowiskach nie tylko wiejskich . Słowo PROBOSZCZ działa dziś magicznie –Jest hasłem , bo przecież przypomnijmy sobie ile to relacji ,nie tylko w mediach , nadziało się we wspólnotach parafialnych i jakich to rzeczy często wyolbrzymianych dowiadywaliśmy się zadziwiając się nimi : Co! – On! – ale to przecież ksiądz!, etc… Cóż ,trzeba powiedzieć to kolejny raz ,że skoro kler wchodzi bardziej ekspansywnie w życie swoich wiernych, na pewno musi się spotykać z większą lustracją siebie ,nawet wtedy gdy powstaje: zażyłość, zaufanie ,otwarcie serc… Opisuje autor historie księdza borykającego się nie tylko z otaczającym go środowiskiem ale przede wszystkim z sobą samym jako mężczyzną z krwi i kości. Proboszcz to magiczne słowo lecz stojące pond i ponad a ponad Sołtysem –na pewno!- To u niego rozstrzygają się: sprawy ,sprawki ,to tutaj przychodzą: nieświadomi donosiciele ,grzeszne baby i młode panny… To na plebanię przychodzą po poradę: zawiedzeni ,często biedni ludzie… Ale Proboszcz to KTOŚ świadom miejsca ,roli i pulsu odosobnienia ,uwikłany nie tylko w błotnisty krajobraz -w jego maszkalarskość ,jak i osoba „wyrocznia”- racjonalnie myśląca względem własnego sacrum, ma swoje życie , które nie toczy się w oderwaniu od rzeczywistości dotykalnej okiem .Tu mamy do czynienia z osobowością energiczną , jednocześnie miękką współczującą i kochającą nie tylko swoich braci i siostry ,ale i niewierne kobiety, które mają swój zapach ,świergot i obyczajność, zwaną uosobieniem diabła… Dlatego jest to książka o człowieku rozdartym pomiędzy sacrum a profanum . Gdyż ów, żywy jak krew człowiek , często staje w roli łącznika tego co zewnętrzne a abstrakcyjne, zachowujący przytomność i sentencjonalność…Jest to ,jak się dowiadujemy ,opis bardzo ciekawy zresztą etosu księdza pozornie podobnego wszystkim ,lecz tutaj odkrytego na wskroś odsłoniętego, co dostarcza mu nie lada kłopotów ,ale i doznań radości zwykłego inteligentnego człowieka. Nie wiem czy można nazwać narratora ,który w nim samym przecież siedzi taki Aniołem Stróżem ,czy Jego drugim Ego (?) Bo przecież staje On non-stop pod wyborem ,a jednocześnie pod lupą Boga! Proboszcz czasem kontempluje a nawet często ponownie zagląda do swej niszy-duszy jakby chcąc zweryfikować to co widzi ten Big Brother (?) Proboszcz kontempluje- ale i pije piwo schłodzone ,czasem białe wino… Ale też ma takie przyjaźnie z grzesznikami a szczególnie z takim , któremu znudziło się życie za oceanem i przyjechał do wsi ,stając się nieoczekiwanie przyjacielem Proboszcza ,odwiedzającym go często ze swoimi opowieściami Kassanowy… Doświadczonego kobieciarza kombinatora ,często bluźniącego… Ale to za te właśnie rzeczy kochającego Boga. Piotr ważący 120 kilo- żywa góra mięsa -czuje się tutaj w swoim środowisku jak ryba w przerębli tym bardziej ,że pozyskuje dobrego wiernego słuchacza w osobie księdza całego duszpasterstwa… Okazuje się ,że te „wieczorne rozmowy” mają wymiar dość intelektualny i wartościowy dogmatujący nad wartością samego SŁOWA, które przecież ma wartość początku i siłę…Rozmowy owe toczą się jakby w zapisach biblijnych ale i o stawianych kwestiach testamentu Nowego ,gdyż Stary mało kto dziś zna! Czasem nie tylko te rozmowy są takim niezamierzonym katharsis, ale rozbudzają emocje. Piotr nabiera wręcz takiej śmiałości ,i ze szczegółami opowiada swoje świństewka oraz przybliża erotyczne przebyte na sobie sposobności księdzu ,domyślając się jego cnotliwości ,jakby oczekiwał konsternacji lub rumieńców na gładkiej twarzy księdza ,jednocześnie czerpie z tego własną satysfakcję. Piotr jest swego rodzaju lusterkiem dla księdza bezpardonowo ukazującym się świadkiem chwili .Swego czasu nawet przyniósł karteczkę dla księdza (cyt .ze str.10) od „grafomanki”, która przede wszystkim z niechęci poszła na niedzielną mszę , i opisała swój stosunek co wygłoszonego „kazania” proboszcza. Cyt .”-Zobacz ,jak ta kurewka Emilia Kiwanciw (mówi Piotr do Proboszcza) zrecenzowała twoje ostatnie kazanie, bo z nudów w tę niedzielę wybrała się do kościoła, kiedy ja po wszystkim, bo jej sobota już nie wystarczy, wyczerpany, w końcu to już nie ten wiek jak mówisz, zasnąłem…” Taka bezpośredniość do osoby duchownej udziela się Proboszczowi jako szczerość prostacka grubasa , co często zapisuje „ku pamięci „,ale jednocześnie daje księdzu ogromy do myślenia… Proboszcz ów doznaje „życia na gorąco”…Okazuje się ,że ta maszkalarska społeczność ,której bohaterem jest Piotr oczekuje bardziej elokwentnego języka !-Piotr paradoksalnie, można tu dodać, jest takim apostołem nawet tym „pierwszym” u boku swego Guru .Nie bez kozery pisarz nadał takie imię, jako pierwszej osobie u boku księdza -To dygresja do biblijności (?) A widzi tu ,wydaje się, pisarz jak poeta Różewicz w osobie żebraka śpiącego na ławce w Parku Szczytnickim we Wrocławiu, Świętego Piotra , bardzo doświadczonego wędrowaniem ,w obdartym ubraniu w żółtym dużym berecie , niczym aureola…Człowiek z innej rzeczywistości przybliżający się do życia otoczenia coraz bardziej!- i jako świadek kondycji społeczeństwa- Ale to tylko moja dygresja, po przez którą chcę sugerować ,że Stefan Pastuszewski patrzy na świat jako poeta ,a u poety życie współczesne zawsze będzie przykładane do spraw testamentalno – antropologicznych jako reflektor. Być może Emilia to jeszcze nie nawrócona kobieta , która jako inna zajmie miejsce przy Chrystusie-Kto wie! Być może tak jest ,że narrator przytacza tutaj potrzebę dyskusji i sugeruje więcej refleksji wokół siebie i racjonalności w postępowaniu stron .Bo spójrzmy jak kontynuuje (…) Patrząc globalnie , jako Słowo Boże, na co skądinąd bezzasadnie powołują się księża, prezentując wiernym swoje wypociny (według mnie tylko sam Bóg może głosić Słowo Boże), było mało potrzebne .Chyba ,że jako rodzaj autoterapii dla niespełnionych księżyków , no i ten darmowy usypiacz dla zmęczonych życiem ludzi”. –Są to zapisane słowa ,znajomej Piotrowi, „grafomanki” jak ją nazwał –PO przeczytaniu ich Proboszcz znów pisał „ku pamięci” : „To tylko Satyr i prowokator”… odganiał takie myśli od siebie . Autor sugeruje, żeby podjąć inne postawy i zacząć dobry dialog ,wpierw z sobą a później z otoczeniem .Ale przede wszystkim jest to proza zwyczajowa bardzo kolorystycznie pisana czystym językiem, prawie dziennikarskim… Być może jest to dialog z sobą samym o słabościach człowieka czasu (?) który sobie „notuje (ku pamięci” A ksiądz wszystko notuje „ku pamięci” pisze taki swój codziennik, do którego zawsze można wrócić .
Książka „Proboszcz” wydaje się być taką lekturą lektury do odrobienia na przyszłość ,gdyż sugeruje śmiałe dialogi i monologi z sobą, i poza sobą, przywołując nasze stany świadomości. Z drugiej zaś strony na pewno dość sensownie dotyka pisarz sprawy posłannictwa i wiary w siłę tego posłania oraz szukaniu godności pośród różnych postaw ludzi. Jeżeli mowa tu o posłannictwie śmiało możemy rolę proboszcza sprowadzić do roli poety lub osoby twórczej…Pokazuje autor zmagania z abstrakcją i tłem surowym, aczkolwiek barwnym .I być może stawia swoją osobę w miejscu owego proboszcza(?),spisując jak on a nawet podobnie wartościując cel naszych słabości, które przeważnie są „piękne” czasem są używkami, lub truciznami …Kto wie ?-Być może siłą tej książki jest też ciekawość i napięcie…Proboszcz , którego podglądają jego własne słabości w osobie narratora poszukuje wektora najracjonalniejszego balansując chwilami w kontakcie z diabłem zależnie od chwili i dyspozycji psychicznej .Pytanie o grzech jest tutaj ukryte i samo się notuje „ku pamięci” (str.17) cyt .”każdy z nas ma swoją mroczną i jasna stronę ,ale za żadne skarby nie możemy dopuścić do zwycięstwa tej pierwszej .Potrzeba kochania i bycia kochanym leży u postaw człowieczeństwa ,lecz można ją wysublimować w życie mistyczne”, kto wie czy nie sama namiętnością ?- Piotr , który już opowiedział wszystko księdzu, jak na spowiedzi, któregoś dnia nie przychodzi, nie odwiedza księdza- a jak się okazuje obwiesza się. A był przecież swego rodzaju „adwokatem diabła” nie pytał ,ale odpowiadał pytaniami , które gotowały się we krwi księdza .Okazało się ,ze ta ogromna postać brzuchata ,tak doświadczona nie wytrzymuje własnej pustki w wadzeniu się z duchem własnym mimowolnie odchodzi… Proboszcz pochował Piotra ,ale też wie ,że pochował swoją część duszy, która będzie boleć nad taką przyjaźnią i będzie się ocierać o trudne myśli. Autor właśnie w takiej chwili ukazuje jeszcze jedną słabość -Jest to stan zakochania się Proboszcza w „kruczoczarnej” kobiecie, chociaż mocuje się z wartością tego słowa „kobieta” i kontempluje to słowo- jego diabelską wartość…Notuje on „ku pamięci”- „kobieta jest chodzącym grzechem- mówią starsi, cokolwiek zgorzkniali księża, a ci mniej zgorzkniali łagodzą :- A przynajmniej słabością – Kobiety zamulają Kościół „. To sumienie Proboszcza pisze na grzechu, z którym trzeba się prędzej czy później dotkliwie zmierzyć –Tyle ,że jest inaczej…W tych ciężkich chwilach wyznaje ksiądz potrzebny jest i jemu taki Piotr-spowiednik jego milczenia (str.50)-„A spotkanie z Piotrem? Jakie to było spotkanie Boże? Wciąż myślę o tym człowieku, wciąż zastanawiam się , na ile winienem jestem jego śmierci…”- Reasumując, nie będę do końca tworzył dygresji i oznajmiał finału pisania „ku pamięci”, gdyż książka musi pozostać do końca ciekawa !.Nie trzeba też omawiać do końca Ego Proboszcza , gdyż ten zdążył jak Wielki Brat zobaczyć wszystko, przez wzierne oko duszy, żeby nie było mu obce TO „COŚ” jeszcze co nie jest bez potrzeby dla posłannictwa jakiegokolwiek przyprawą do spraw ludzkich … Na pewno jest to książka o wielkiej i nie banalnej roli : posłannictwo , humanizm , który często na cienkiej linii losu waży się jak garnek na piecu.
Zbigniew Kresowaty
PROBOSZCZ, Stefan Pastuszewski ,Instytut Wydawniczy „ŚWIADECTWO”, Bydgoszcz 2005, ISBN : 83-7456-021-5, ss130.