Z CZASU NATURY, JEDNA – wspomnienie o Mariannie Bocian – poetce

Znałem ją wystarczająco długo, bo od roku 1980, kiedy to spotykaliśmy się jako środowisko literacko – artystyczne dość często we wrocławskiej Kawiarni Literackiej Kalambur przy Teatrze OTO KALAMBUR, który jeszcze w tych latach funkcjonował. A dziś pozostało wspomnienie o tej najpiękniejszej kawiarence Literatów w Europie jak mawiał Bogdan Litwiniec , ówczesny dyrektor Teatru włączający się w wszelkie działania literacko- artystyczne „kalambur”- To tutaj poznaliśmy się z Marianną Bocian poetką. Trwał właśnie „stan wojenny „i był środek zimy …Niejednokrotnie spotkania , które organizowała ongiś Halina Litwiniec (aktorka) np. pt. „Gość z Polski” odbywały się nielegalnie i przedłużały się do północy… Wielokrotnie upominała nas Halina , żebyśmy zachowywali się ciszej , gdyż zawsze , zwłaszcza po 22.oo może tu wejść ZOMO lub jakowyś „ludki” z podniesionym kołnierzami, jacyś stupajkowie i nas wylegitymować i spałować solidnie. Zapraszani tu byli między innymi tacy poeci z „Pokolenia , które wstąpiło” ale i tych „niepokornych” czy opozycyjnych jak : Antoni Pawlak , Kasia Suchcicka, Robert Gawłowski, Piotr Cielesz, Ewa Filipczuk, i inni dobrze zapowiadający się młodzi pisarze .Ale gromadzili się też tutaj na wspólnych spotkaniach poeci tzw. „Nowej Fali” czy choćby formacji „Hybryd”. Były też inne wieczory burzliwe rozmowy z wątkiem opozycyjnym w tle jak np. spotkanie z Olkiem Rozenfeldem , który stanął na stole w środku kawiarni deklamując czasem krzycząc Achmatową czy Cwietajewą wiersze przetłumaczone przez siebie na Polski .Ale co trzeba wiedzieć, nie było tutaj żadnej dyskusji bez udziału Marianny Bocian , Marka Garbali czy Roberta Gawłowskiego lub Janka Stolarczyka -dyrektora Wyd. Dolnośląskiego .Nawet pomiędzy sobą się konstruktywnie spierali, czasem nawet kłócili czy wręcz obrażali. Kiedyś publicznie na takim spotkaniu powiedziała Marianna; „Nie myślcie sobie!, nie byłabym Marianną Bocian, gdybym tu głosu nie zabrała”. A zabierała głos w sprawie kardynalnej : fałszywych kreacji, w sprawie jakichś marnych samookreśleń w ówczesnej poezji . Marianna była bezkompromisowa i ganiła wszelki fałsz w Sztuce każdej ,głównie w poezji, jeżeli ta dana sztuka występowała przeciw naturze i przeciw Duchowi Świętemu …Nie szła nigdy na tani populizm, na dewiacje w poezji a wszelkim tu politycznym gierkom ucierała nosa. Przy każdej innej ,(nawet tej czy innej prywatnej )rozmowie o literaturze stawiała na uczciwość i wiedzę o podmiocie .Sama także zaliczała się do poetów opozycyjnych zaczynając w latach sześćdziesiątych w AGORZE uniwersyteckiej we Wrocławiu ,i kiedy to zaczął się ten „zamordyzm” gomułkowski i ruch socrealistyczny PRL-u w sztuce oponowała…Wzywano ją często do przybytków ówczesnego prawa za a za „niewyparzony język” do aparatczyków , konfidentów i ku Milicji karano na przesłuchaniach , wcześniej oferując jakieś profity… Ale ona nie poddawała się nigdy i odsyłała ich „do diabła” w precz!- Zwierzaliśmy się sobie niejednokrotnie .”Nigdy nic nie przyjęłam od łapsów i stupajek , którzy za mną łazili sprawdzali dowód , etc, etc…” – mówiła z pasją…Często mawiała , jeżeli chodzi o poezje, że” każde działanie nasze , jako istot myślących , powinno i musi być oparte na racjonalności rozumu , musi być humanistyczne – a nie tego wyćwiczone inteligentnie…” Dużo studiowała Norwida i innych z poezji klasyki ,uważając to za podstawę warsztatu pisarstwa , jego podejścia patriotyczno- literackiego ,były inne cenne jej wzory promieniujące na owe nasze czasy „solidarnościowe” .Poetka wydała ponad 17 tomów wierszy, dużą ilość esejów o „Niespotwarzaniu twórczym…” używając tzw. słów synonimów np.: spotwarzanie, twórstwo, Jednia, samoistość , samotnienie, orgiastyczne mordy (chodzi o mordowanie),jestestwo… Jej debiut przypada na lata studiów na Uniwersytecie Wrocławskim na wydziale filologi oraz później nauk filozoficznych od lat 1962.A pierwszy tomik poezji wydała w 1966 roku pod pseudonimem Jan Bełczeński, (od nazwy swojej rodzinnej wsi Bełcząc w woj. lubelskim.) Pochodziła z rodziny ziemiańskiej., którą prześladowano w przeszłości za związki z partyzantką i za „kułactwo” z okresu stalinowskiego. Była też Marianna pomysłodawcą kilku wystaw „poezji konkretnej” jaką wówczas współtworzył jej przyjaciel wybitny grafik artysta Stanisław Dróżdż z Wrocławia. Jak pamiętam jakże trudno było wówczas stać się choć trochę przyjacielem Marianny Bocian, lub chociaż outsaiderem! – Jednakże udało mi się bez jakichś specjalnych podchodów znaleźć wspólny język…Byłem wówczas świeżo upieczonym artystą plastykiem i piszącym poezję. Marianna lubiła plastyków, na pewno miała z nimi swoje kontakty -być może dlatego(?)i ja załapałem się na jej przyjaźń…Wiedziałem ,że należy być przede wszystkim szczerym i słownym oraz prezentować własny pogląd w sprawie każdej sztuki i ,że należy się szanować. Marianna wyczuwała każdą amatorszczyznę i bylejakość przechodzącą podświadomie w powierzchowność. Wyczuwała wszelkie niesubordynacje literackie i braki w wiedzy. Wielokrotnie odwiedzałem w późniejszym okresie Mariannę w jej domu na ul. Ścinawskiej 12 w jej małym mieszkanku , gdzie odbywało się Jej „twórstwo”- Nie wiem jak to się wszystko u niej stawało , pisała słuchając głośno Radio, ale wiem też (jak mi oświadczyła później),że to dawało Jej ogromnego przysłowiowego kopa i tak zwaną samo-korektę przez ćwiczenia podzielności uwagi . Nie szczędziliśmy sobie szczerych słów dlatego i zaczęła bywać u mnie w domu, zapraszana przez moją Grażkę na rozmowy w kuchni .Zawsze przychodziła na łazanki, pierogi , zawsze z czymś ze słoiczkiem grzybków, z polnymi kwiatkami zerwanymi na pobliskim klombie lub z butelką czerwonego wina ,przesiadywała w kuchni, a rzeczy te czy inne przywoziła z Bełcząca od brata ,któremu bardzo pomagała na gospodarstwie rolnym. Bywałem też w Jej rodzinnym domu tam na Kresach pod Lublinem w Bełczącu stoi dom pod lasem… Zajeżdżaliśmy wprost do niej, kiedyśmy się włóczyli po Polsce po ścianie polsko –wschodniej .Wówczas brat jej częstował winem swej roboty i boczkiem wędzonym. Siadywaliśmy na progu domu a w oborze kwiczały wieprze , rżały konie, gdakały kurki, a sad uginał się pod sobą od antonówek ogród pachniał kapustą…Kiedyś jadąc na święto Spotkań Poetyckich do Białegostoku do Miejskiej Biblioteki Publicznej zabraliśmy się razem, ale wpierw trzeba było przez trzy dni zbierać i kopcować ziemniaki. Buszowało się po sadzie i ogrodzie przydomowym. Dziś wydaje mi się, że właściwie powinienem napisać bardziej o Jej twórczości i jej podmiotowości jednak nie da się tylko tak. Marianna kursowała pomiędzy Wrocławiem a Bełczącem do rodzinnego domu . Jej ręce spracowane od roli umiały wszystko oporządzić , latały jak aligatory -a trzeba było wcześnie rano wstać o 3.000 koniom siana dać ,stanąć u parnika, świniom naważyć… Teraz przy tej całej aktywności jej życia, ta wiadomość nagła wszystkich zaskoczyła a mnie ogromnie: była sobota 5 kwietnia (2003) wieczorem zadzwonił Tadek Sławecki jej kuzyn daleki ,dziś Poseł na Sejm i były wiceminister Oświaty w Rządzie Buzka.: Zbigniew?- Tak! usiądź sobie spocznij sobie! –co się stało pytam – „Marianna nie żyje, zmarła rano w Radzyniu Podlaskim „-To Ty pisałeś jej „słowo wstępne” do ksiązki „Przebudzeni do życia”?- tak!- Zaniemówiłem ,gdyż dwa dni wstecz rozmawiałem z nią osobiście i serdecznie przez telefon w Bełczącu ,chcąc uzyskać zgodę o podanie jej książki na Konkurs ciekawych wydawnictw wydana w ATUCIE wrocławskim…Marianna Bocian jako poetka miała swoje wady i stany jak każdy dobry twórca , stad nawet tytuł ksiązki przełomowej w jej życiu pt. : „Stany Bliskie i Konieczne „.Każda książka Marianny Bocian jest ważna i znacząca a nader wszystko kontrowersyjność tej postaciowości w każdej z nich wyeksponowana.. Jak już coś robiła ,tworzyła , to nie było zmiłuj się ,włączała w to cały swój zasób wiedzy , której miała pod dostatkiem. Jeszcze zupełnie nie tak dawno bo z początkiem roku 2003 wydała w Wydawnictwie ATUT książkę bardzo kontrowersyjną „O ukrytych nurtach w polskiej literaturze” pt. „Ostatnia rozmowa z Joanną Salamon” gdzie obie dokonały rozbioru cząsteczkowego „Traktatu teologicznego” Cz. Miłosza. (To w sprawie tej właśnie ksiązki dzwoniłem na kilka dni przed jej odejściem do domu rodzinnego gdzie pojechała na wiosenne porządki i prace w polu …)Obie poetki przyjaźniły się długo i żadna tajemnicą nie jest ,ze nie pozostawiono tutaj żadnej suchej nitki na Nobliście. Marianna Bocian była często poróżniona w różnych środowiskach artystycznych, jej cięty język głosił nie tylko poezję ale obalał herezje artystyczno-literackie w postmoderniźmie i wprost w konceptualiźmie …Miała swój stosunek do poetów BRULIONU i tzw. „barbarzyńców „jak mówiła namnożyło się różnej maści nowych pseudo-poetów a z tym bełkotu i grafomanii… Nie znosiła nigdy tzw. „towarzystw wzajemnej adoracji” ,nie uznawała układzików itp, rzeczy. Jeżeli ktoś nie umiał uzasadnić swoich twórczych mocy ganiła go; „przestań bracie pierdaczyć”…Marianna nie zwracała żadnej uwagi na estetykę ubioru. Chodziła sztubacko ubrana , ciągle z lufką w spalonych ustach nasączona zapachem nikotyny… Odkrywamy dziś jednak w Mariannie jakby dwa oblicza jej heroizmowi i pracowitości literatura i ziemia , poezja i rola ,ale nader wszystko uczciwa była w tym jej EGO praca. To ,że często jeździła do brata w lubelskie pomagać (gdyż on stary kawaler samotnik) stwarzało w niej takie napięcie ale i wieklką radość. Nikt w tamtych stronach tak na prawdę nie znał jej jako poetki, pisarki, twórcy…Za życia nie rozumiana a przez krytykę nie klasyfikowana Poetka dziś śmiało zajęła miejsce w gronie w koronie poetów tzw. „Nowej Fali” ukształtowanej, jak wspomniałem w sprzeciwie ku „zamodryzmowi” władzy lat sześćdziesiątych w naszym PeeReLu. Są to m. innymi : Kornhauser, Krynicki, Lipska, Barańczak , i kilku innych…Była także taka jakaś rozdarta i zatroskana o losy świata i własnej rodziny… Marianna często jechała w rodzinne strony pracować ,żeby wracać i we Wrocławiu wszystko spisać po przez metafizyczne doznania …Marianna lubiła ludzi, chodziła do nich i miała przyjaźnie ,nie tylko wśród artystów, ale wśród zwykłych ludzi a także pośród :lekarzy, profesorów…Wolna i dopełniona odeszła nagle w wieku 61 lat. Spoczywa w Czemiernikach (miasteczko rodzinne k/ Bełczaca) Świeć Panie nad jej poetycka duszą …Niech stąpa po wiecznych wrzosowiskach śpiewając „kiedy ranne wstają zorze…” – Cześć Jej talentowi i Jej Pamięci….

Zbigniew Kresowaty