Kontemplacja przeznaczonego

o książce „Landrynkowy Areszt” Bożeny Budzińskiej

Oryginalna pomysłowość już dawno dała się poznać jako immanentna cecha twórczości literackiej Bożeny Budzińskiej. A przecież oryginalności zwykle oczekujemy od autora oddającego nam do rąk swoją kolejną książkę. Landrynkowy areszt to następna przygoda tej gdańskiej poetki i pisarki, prezentującej w tym tomiku pomysł, który zwraca czytelniczą uwagę w momencie, gdy dogasa nasz wiek, epoka niosąca ze sobą frustracje, rozterki, ślepe nadzieje i złe gusty, akceptowane często jako dobro. Wydaje się, że tym razem autorka wykorzystała coś w rodzaju „trzeciego zmysłu” jako sposób na przedstawienie tej nowej kondycji człowieka. Książka ta stanowi jedną z całego szeregu ostatnio wydanych tomików poezji, w których ich autorzy przede wszystkim zdają się ironicznie mówić „ciekawe czasy czekają poetów, skoro nimi wszyscy jesteśmy…” Ale omawiany tomik zwraca uwagę podsuniętym w nim pomysłem umożliwiającym przezwyciężenie takiego uczucia twórczej niemocy. Landrynkowy areszt to książka o sposobach medytacji i nawykach kontemplacji z udziałem własnych najskrytszych myśli. To poezja, która odzwierciedla zagubioną w sobie osobowość, przydając zarazem świeżego spojrzenia w zakamarki ludzkiej duszy, która jest rodzajem przestrzeni w nas samych. Wyjście z takiej „metafizyki wewnętrznej” i przejściej do „metafizyki zewnętrznej” staje się niejednokrotnie bardzo trudne. Dla człowieka kosmos jego wnętrza jest jeszcze ciągle zakratowany. Poetka podejmuje refleksję nad sztuką życia, która jest sztuką myślenia transformującego się w dające się przedstawić pojęcia. Są w tym tomiku odważne skojarzenia, które przekształcają się w stawiane sobie zadania w miejscu tylko dla siebie podporządkowanym, zaaresztowanym, i którego nie można porzucić, odejść. Poetka w swojej książce balansuje od nastroju aktywizującego pesymizmu aż po pasywną wiarę, aby zakreślić przed czytelnikiem granice w jakich mieszczą się jeszcze tzw. zdrowe zmysły. Wartościowanie zjawisk tego świata jest niewątpliwie podstawową potrzebą człowieka, czego nie należy mylić ani z cynizmem, ani z głupotą zdobywania rzeczy materialnych. Budzińska podjęła się w swoim tomiku próbę definicji ludzkiej otwartości, podatności na transformację, próbę odgadnięcia pochodzenia niespożytych sił ludzkiej intuicji. W obrębie takiego świata poetyckiego zawarte zostało szerokie spektrum pojęć przeistaczających się z niemal męskiej inicjatywy w kpinę z własnego kobiecego ciała. Jak gdyby ego poetki zapragnęło złożyć w swojej wyobrażni całkiem nowe pojęcia, odnaleźć nowe moce i skonfrontować je z ukrywaną, i nie ujawniającą się dotąd, stroną swojej osobowości. Taki proces przemiany płci, który pod płaszczem nocy funkcjonuje w tej książce (kolejne wiersze w tomiku tytułowane są słowem NOC z odpowiednią cyfrą rzymską) świadczy o uporczywie powtarzanej próbie zorientowania się w zakamarkach „drugiej własnej strony”. Próbie podejmowanej najczęściej pod wpływem marginalnych (ale realnych) sytuacji życiowych. Trzeba powiedzieć, że w taki sposób ujawniona poezja jest niezwykle bogata w nowe eschatologiczne wątki, zakleszczające obraz widzianego w tej poezji świata, który staje się w ten sposób „aresztem” nie do przebycia i nie do sforsowania. Równocześnie widać wyraźnie, że poetka niemal dekadencko delektuje się tym swoim Alcatraz otoczonym szeroką wodą kosmosu: a nuż uda się jakimś cudem, w jakiś specyficzny sposób, znaleźć klucz do otwarcia własnej celi, w której tkwi.
W trakcie lektury tej poezji powstają w wyobraźni czytelnika obrazy poprawnie i logicznie zbudowane, a nawet chłodno skalkulowane, które są zabarwione erotyką (to przecież motor życia) i napierają na siebie zmysłowo, a co w końcowym efekcie stwarza pewne kłopoty interpretacyjne. W wierszu Credissimo (str. 5) nakreślony został obraz naszych oczekiwań, gdy odbywamy podróże w niewiadome. Wiersz ten ilustruje pojmowanie poezji realizowane w omawianym tomiku:

Archibald kiedyś powróci
pokręci w zamku starym kluczem
aż ten w dłoniach
stopi się od żartu
wierzę
rozpozna fotele i skrzypiące deski
ręce zbroczone wiatrem
wytrze w firankę
a ja potrzymam miecz
wierzę
będę długo czyścić klingę
jak giermek niezguła
naostrzę ją o księżyc
zbroję dostrajając
do zmyślonych tonacji

potem świat da nam urlop
od purpurowych efektów
będziemy kaprysić abdykować
Autorka wierzy w powroty w czasie jako proces umożliwiający odkrywanie nowych tajemnic, ukazywanie ich w nowym świetle, oraz że będzie to nasz pozytywny „powrót w mądrość”. Przywoływanie duchów pamięci ma posłużyć do naprawy zużytego zamka spowszedniałych pojęć, które być może przekształcają się w coś tak niepojętego jak wieczność – ? W przytoczonym wierszu zawarte jest także pytanie – czy warto dokonywać takich powrotów – ? Natomiast w wierszu Noc VI (str.6) z cyklu Noc autorka stwierdza:

każdy z was mógł to odkryć
wystarczyło pięter wszechświata
żeby powiedzieć parę słów
żyjemy w jego przeźroczystym brzuchu
zaplątani w zakamarki jelit
zbyt mali żeby zakłocić
odwieczny porządek trwania
i tylko jedną mamy szansę

Noce poetki to cienie śmiertelności. Noce, podczas których wielość możliwych sposobów kontemplacji przytłacza umysł nie przystosowany do kontaktu z czymś absolutnym. Zatem poetka przeistacza się wtedy w inną, odmienną osobowość, kiedy to jej byt, zawieszony na przeźroczystej nici myśli, balansuje w niejednostajnym świetle pojawiającym się pod postacią dnia i nocy. Noc przeciwstawiona dniu, jak kobieta mężczyźnie, jest potrzebą i istotą życia. Człowiek nie odczuwa istnienia wiecznie zaszyfrowanego kosmosu jeśli dotyka go tylko gołym okiem. Ten kto włada światłem stwarzając w naszym umyśle bardziej lub mniej doskonałe obrazy jest sobie równocześnie Bogiem i panem. Uwięzienie człowieka w poczuciu niemocy, w kleszczach nieznanego i niewidzialnego Boga, jest jak uwięzienie we własnych myślach. Pokonywanie tej gęstej zasłony myśli przy zastosowaniu wyuczonych, codziennie powtarzanych stereotypów oznacza mentalną bierność. Człowiek zawsze spoglądał w niebo, w głębię kosmicznej duszy, chcąc zgodnie ze swą naturą stać się kimś innym, tworem, który pokona ograniczoność materii. To ona jest barierą dla pełnego rozwoju człowieka. Skierowanie się ku pojęciom religijnej wiary może stanowić wówczas jedyną możliwość uwolnienia się od tego przesłodzonego materią i zgnilizną etyczną świata. Autorka w wierszu Noc VII (str. 9) pisze:

nie opatrzyłem wam jeszcze ran
o tu i ówdzie złamany drucik
i nitka pęknięta broczy
dobrze że rdza nie wdała się
w mechanizm
w takim przypadku nikt nie uratuje

a deszcz lubi się powtarzać
chętnie zastąpi echo

Samym heroizmem nikt jeszcze nie opatrzył zła, a przyrody nikt nie odkupił nicością. Przyrody, która jest naturą świata i jego kosmosu, czasem zawierającego się w niewielkiej kropli… Nic nie dzieje się przypadkiem. Pęknięta w tobie żyłka doświadczy cię boleścią, która stworzy ci inny obraz świata. To, co jest zewnętrznie odczuwane przez skórę, ciało, to są powtórki, głośne lub cienkie echa, rozbijanie powietrza, wywołujące znajomy dźwięk.
Landrynkowy areszt to także tytuł wiersza na stronie 17 omawianego tomiku. Tutaj podmiot liryczny uzbrojony w przekorę staje do walki o uwolnienie się spod władzy dokuczliwych stereotypów i narzuconych archetypów. Intensywność tej walki łączy się z penetracją własnej niemocy podczas przyswajania sobie wszelkich przypadłości „szarego życia”. Myślę, że zawartość tego wiersza najpełniej charakteryzuje treść całej książki. Uwalnianie się od siebie może być kłopotliwe a nawet katastrofalne, co także uzmysławia sobie poetka. W wierszu Potępione bajki (str. 19) traktuje życie analitycznie. Złożoność działań życia jest wieloraka, to stanowi jego sens. Świat budowany w aktach wartościowania jest światem despotycznym, opartym na starych morałach, traktowanych indywidualnie. Najcenniejsze dla duszy rzeczy uzmysławiamy sobie poprzez przypominane bajki, czasem stawiając kabałę, gdzie wszystko się przewartościowuje wraz z poznawaniem świata na nowo:

potępionych bajek też trzeba
do tkania dywanu
schodzą się właśnie na wielookie czuwanie
niebezpieczna to impreza
oparte o płoty fabuły popijają noc
naprawdę
mogą nawet zaczepić czytelników

najchętniej dyskutują własną anatomię
rechocząc całym kapitałem
z szelestem kostiumów
i giną
za wiarę

na te potyczki armaty nieskuteczne

Nadawanie imion poszczególnym wartościom, „naiwne” ich odkrywanie, uparte brodzenie w gwiazdach w poszukiwaniu matematycznego sensu istnienia, jak i gdzie może ono trwać – oto zabawa naszego życia. Ale trzeba czasem sięgnąć i do myśli naiwnej, gdyż tam jest zawarte pierwsze światełko wartościowania. Poetka groteskowo wykpiwa wytarte frazy i frazesy, a czasem przytacza takie „naiwne” sformułowania, jako najmądrzejszy pogląd o nachalnie podsuwanych nam „nowych” wartościach. Pokazuje wtedy, że to co wczoraj było dobre i dziś może być coś warte, chociaż widzimy to w innym świetle. Zawsze będziemy nasłuchiwać głosu, który na wolności daje nam znaki, zachęcając nas do ucieczki, nawet przez zbrodnicze wody, odsuwając prostackie metody przynależne temu nowemu światu. W wierszu bez tytułu (str. 21) poetka mówi:

zawyrokował Piłat
wszystkim zgarbionym odjąć
trochę krzyża niech się uśmiechają
na koniec i ludzkości odchodząc
błogosławią
to doskonała recepta
trzeba tylko znać parę ukłonów

Według poetki wszelkie wartości tworzymy samodzielnie. I tak naprawdę jest. Czasami, aby je odzyskać potrzeba nam gry, bezceremonialności, chytrości ukrytej pod skórą. Poetka stwierdza jednocześnie, że utarte prawdy spisane w Biblii, powtórnie czytane, całym sobą, będą dla nas inne, chociaż ich podmiotowość postawiona w świetle otaczającego świata, jest niezmienna i wieczna. Poetka zastanawia się nad obietnicą zjednoczenia całego przyszłego świata wiedząc, że nie będzie nam dane w tym uczestniczyć. Wydaje się, że poetka w pewnej chwili rezygnuje z wiary w to, że jest jakieś życie po życiu – świat nie oznajmia tego wprost – a tajemnicę takiej wiary budować nam przyszło w osamotnieniu. Trzeba tylko wiary, aby uwierzyć, ale przede wszystkim w… siebie, co staje się coraz trudniejsze. W wierszu Krzyk (str. 23) stwierdza:

żadnej wiary nie trzeba
ani poetyki
żeby stanął krzyż
miłości ani uznania krytyków
narodzinom

Żadnej wiary nie trzeba, żeby wierzyć, tak można przetransponować myśl poetki. Wszystko zawiera się w sferze naszego wnętrza, tu jest wszystko i nic…. Wielowymiarowość symbolu krzyża, urodzonego na nowo, przewartościowuje nas samych, nasze wnętrze. I wydaje się, że tylko „to” może być siłą człowieka. Ego poetki wskazuje, że jest ono skazane na siebie. Każda dewastacja świętości, na przykład podczas wojny, zamyka możliwość kontynuacji zainicjowanego procesu wartościowania komplikującego się świata. Czyżby po to, aby otworzyć inne wartości – ? Pozostawienie w tym miejscu czytelnikowi możliwości samodzielnego odpowiadania na takie pytania jest świadectwem wiary w niego, w jego intuicję. Cykl kolejnych nocy przemierza przez książkę Budzińskiej, nocy, które nas przewartościują, przemienią…
Poetka wartościuje także swoje otoczenie, to co nabliższe, pisząc Wierszyk patriotyczny (str. 50) :

moja ojczyzna
słodka grafomania
ukrywa się w skrzynce na listy
cudownie pomnożone tomiki wrogów i przyjaciół
zmienia w pomarańcze
nie umie wróżyć z liter
a na koniec układa się
na kolorowej klawiaturze
do udawania bajek
jej głos nie milknie

Jakby „wojaczkowym” tonem traktuje nas poetka. Odczuwam w nim jakieś zagubienie na „dworcu życia”, zwątpienie w swój pociąg, nagłe spojrzenie pod nogi, oczekiwanie na cudowny przepis, aby wydać… nowy przepis. To całe pomnażanie uczucia patriotyzmu, to po prostu sterty obelg kierowanych do siebie. Przywołana obrazoburcza postawa ma wartość najwyższą. Czasami trzeba ulec destrukcji, przeżyć stan depresji, aby się odbić i pójść dalej. Ale to niebezpieczne zajęcie dla patrioty, to zapytywanie – gdzie jest mój prawdziwy świat – ? Świat, który być może został bezpowrotnie zamknięty w jakiejś nocy, nie do odzyskania, w puszce jak sardynka ziemia, w kosmosie obudowanym boskością, gdzie jedynie Pan Bóg ma ten zmyślny klucz do jego otwarcia. A już nie daj Panie Boże, aby otworzyć go jak puszkę Pandory….
Wiersz Noc XLI (str. 51) to zapis procesu nieskończonego błądzenia, naprowadzania na cel, który na domiar wszystkiego dodaje:

a kiedy dzwonią na spotkanie
wszystkich niedzielnych nocy
ludzie ją proszą na kawę
niech tylko wytrze twarz
z tajemnic i snów
a buty zostawi sobocie

Trwa przygotowanie do kolejnej fazy ziemskiego bytu, w której wszystko jest niby oczywiste, jasne. Ale nawias (nie do wiary), którym ja sam jestem, pozostaje otwarty i tylko noc go zamknie. W jednym z ostatnich wierszy bez tytułu (str.60) poetka mówi:

zostaliśmy oszukani
nie będzie żadnego odpoczynku
wieczność to tylko kurtyna
na nie załatwione sprawy
patrz ten i ów się wykpił
trącając nie swoje parawany
ale i nam coś się udało
ułożyliśmy doskonałą recepturę na rozstanie
przestać rozmawiać widywać się

Przywołuje poetka refleksję nad sensem sensu czegokolwiek. Nie przypuszczam bowiem, że jest to tylko wyraz jej chwilowego nastroju… Wiersz ten stanowi pytanie o kondycję otaczającego świata: czy w poszukiwaniu wartości sensu stricte pozytywnych nie zatraca się tego, co najcenniejsze – ? Przy przejściu w nowe tysiąclecie trzeba stawiać takie pytania. Jest w tych refleksjach poetki zawarta pewna prawda, o ile taka istnieje, że „odpoczynkiem” jest tylko to miejsce w nas samych zawarte, szerokie i ograniczone zarazem. Miejsce ciągle rozbijane o własne wewnętrzne przestrzenie, podlegające ciągłej erozji, podszyte erotyką i przekorą. Miejsce, gdzie trwa nieustanne dobijanie się do najwyższego światła przez kratownicę materii, ciągłe wyrywanie sobie kolejnych zmarszczek, które ogałaca nas z ciała. Zamknięci w takim „słodkim Alcatraz”, gdzie znajduje się mnóstwo rozmaitych technicznych zabawek, uprzyjemniających nam pobyt w tej celi z numerem, landrynkowo wypisanym. To być może jest najgorsze więzienie, z którego powrotu nie ma i nie będzie, chyba, że oszukamy własną jaźń. Książka Budzyńskiej to dobra lektura, mądrze prowadząca przez wysokie ogrody myśli, stawiająca pytania o sens życia w całkiem nowym świetle, po to aby przewartościować siebie. To rzecz wielkiej odwagi, a czasami honoru.

Zbigniew Kresowaty

BOŻENA BUDZIŃSKA, Landrynkowy areszt, Instytut Wydawniczy „Świadectwo”, ISBN-83-87531-91, Bydgoszcz 1999.