Recenzja do tomu poezji Marii Miłek
Do książki poetyckiej pt. „Maszt Odysa”, która nadeszła wczesną wiosną 2009 roku, autorstwa Marii Miłek, sięgam ponownie bardzo późną jesienią, właściwie po kilku miesiącach odłożenia jej, po przeczytaniu, na biurko. Odczytuję, jakby po danym dla mnie czasie, czytam te wiersze obecnie jakby w innej aurze ponownie – dlaczego? – Tłumaczę się nie bez kozery, gdyż wtedy uznałem od razu, że tomik ten wart jest więcej uwagi, a nawet szczególnego zastanowienia – Otóż jest już tak, że po zaznajomieniu się z interesującym dziełem sztuki: książką, obrazem, rzeźbą… za jakiś czas nieuchronnie powracamy, z takim swoistym niedosytem potrzeby – Bywa, że dzieje się tak po jakichś ciekawych i osobistych doświadczeniach: powroty z ciekawych podróży, z białych sal – inne wręcz bardzo osobiste wewnętrzne wędrówki, nie koniecznie po sferach sztuki, ale i tych super niezwykłych chwil, na które natknęliśmy się w międzyczasie. Ten tomik wierszy, zresztą bardzo pięknie wydany w wydawnictwie ORGANON z Zielonej Góry (twarda okładka, 120 stron, z kilkoma zakładkami – fotografiami i grafikami) jest obszernym zbiorem, a w zawartej treści – ciekawym wyborem wierszy Marii Miłek. Jest wręcz niekończącym się poematem. Dlatego proszę pozwolić mi jeszcze na kilka poetyckich dygresji, gdyż nasycony jeszcze teraz jestem metaforyką tych wierszy. A dzisiaj jest już późna jesień, pora pobudki poetyckiej: za oknem jeszcze wędrowanie aniołów i białych kruków… a tuż poza naszymi plecami ludzkimi…stąpa Tanatos ze zniczem, chociaż nie jesteśmy nigdy starymi, chociaż i ja, przyrzekam: jestem już Maurem…stoję przed swoim oknem – tudzież stąpa wzdłuż swej wieży strażniczej piękna druga Tanatos z kosą, jakby zeszła z obrazów Jacka Malczewskiego – zadłużyłem się w tych obrazach Malczewskich. Kocham, bo i kochałem te surrealistyczne zaśpiewy młodopolskie z mitykami, i jak patrzę więcej tutaj – szeleszczących myśli pod stopami Tobiasza z Aniołem… Dalej już tylko „piesek przydrożny”… podążamy, być może w stronę Hybnosa, zanim uśpi nam czas, i ujdzie białym rytmem metafor otwartymi po – wiekami w kolor niebieski…
– Zatem otwarcie powiem powtórnie: czynię te dygresje celowo, ponieważ w zbiorze poezji Marii Miłek pt. „Maszt Odysa” czai się rzecz mitów i nieco więcej dygresji stricte o sacrum – profanum…
– Użyłem na wstępie swoich dygresji, gdyż w książce tej pozostają do omówienia jeszcze inne filozoficzne konteksty. Interesuje także w tym wydaniu ciekawe zestawienie pewnych zapisów biblijnych oraz stawianie ich naprzeciw mitom, co czyni ów zbiór humanistyczną wędrówką ku obecnemu zbrukanemu światu i jego bardzo namacalnej i hałaśliwej zewnętrznie rzeczywistości. Ale tak to już jest, że owe prawidłowości zachodzą na siebie, a książki się czyta – odkłada i wszyscy to robimy. A później powraca się do ich irracjonalnych treści, żeby te wydania na swój sposób zaakceptować… Tak też uczyniła na pewno poetka, sięgając zapewne do swej wiedzy: klasyki starożytnej i biblijnej… Ale też jak domniemam nie zapomniała rzeczy z czasów studiów – także z klasyki współczesnej.
Adrem! – Przede mną tom wierszy poetki, która zaczyna swoją opowieść o potrzebie oczekiwania, powściągliwości słowa przemycanego przez myśl. Poetka i osoba stojąca gdzieś na nieznanym dalekim brzegu, zatoki nieznanego morza, spogląda jakby „świeżym okiem” z ręką przyłożoną do skroni, do czoła i patrzy w dal – przyszłość(?) płynie do mnie czy przeszłość? – zasłaniając gęste promienie słońca tą dłonią załóżmy, że jest wczesny wieczór… Poetka, jakby na nowo, tworzy swoją opowieść opartą o Iliadę(?) – tudzież stąpając niecierpliwie przechodzi w wersyfikację Starego Testamentu. Zatem zacznijmy od wiatyka wiersza pt. „Genesis” – traktującego o stwarzaniu…na temat wartości słowa, i jego pojemności sprawczej, powstało szereg prac naukowych, i niezbadane są głębiny i otchłań oraz mroki z jakiego pęknięcia się było wyłoniło SŁOWO…
– Odtwarzanie perspektywy światopoglądowej w teorii Słowa jest niewątpliwie potrzebne i musi być umiejętnie podejmowane, najlepiej w konkretnym miejscu dla czasu zastanego.
Natomiast podejmowanie dalszej glosy na temat SŁOWA, i jego rozedrgania celem obserwacji zachowań, to dość trudne zadanie. Jeżeli na temat Słowa powstaje zapytanie: „co było pierwsze?” – to powstaje multum określeń i prób wyjaśnienia jedynej tajemnicy o wartości, a należy wtedy rozumieć, że różne wypowiedzi nałożone na siebie, w tym te antropologiczne, dają nam najlepszą kapitalną jakość dla konstrukcji jednej myśli, ale i pozwala na stworzenia formuły najbardziej adekwatnej samej istoty tworzenia. Inaczej bywa jak tworzymy własną odrębną wypowiedź na temat Słowa, znajdującego się u nas na podorędziu. Oczywiście moglibyśmy tworzyć, mówić, wartościować… co tak naprawdę było pierwszym echem po wybuchu energii, która wyzwoliła się śląc mega-energię w nowe przestrzenie. Ale można też na równowagę wspomnieć o innej formule duchowej po czasie, oznajmiającej choćby w Pontyfikacie JP – II, po doświadczeniach w Teatrze Rapsodycznym Lolka Wojtyły, czyli o tym, że Słowo konkretnie istnieje w przestrzeni jako wartość, czyli odrębna siła twórczo – sprawcza… Natomiast samej tajemnicy tworzenia słowem antropologicznie, (czyli przez człowieka) było wcześniej także powiedziane, lecz długo nie zapisane, jak w ikonach dla ludzi, którzy nie znali języka – może tylko migowy(?) – a także później w Starym Testamencie zostało to wymownie zapisane „ręcznie”. A później już w samej konsekwencji zostało to przypieczętowane nowszym czasom, czyli „Nowemu Testamentowi”- trwanie pisania ikon trwało dalej dla tych co nie umieli czytać pisma Świętego. Dziś poeci na swój jedyny – artystyczny i niezbywalny sposób pragną, i usiłują, rozwiązać tajemnicę życia bardzo kruchym słowem. Otóż poetka, w tym tomiku, wprowadza własną filozofię, rozczytując podstawy istnienia oraz dalszego stanu homo – sapiens, także jaką przebył on drogę i co osiągnął po przez sprawczość samej treści Słowa.
Poetka w konsekwencji tworzy nowe, specyficzne, stany pojęciowe, dotyczące samej formy Słowa starając się przywrócić mu wartość sprawczą. Przyznać należy, że autorka bardzo ujmująco, i dobrze składniowo, pisze swoje poetyki, podejmując grę logosu stawiając pewne kwestie uniwersum życia – bytu pod ponowne katharsis. Czyni to za pomocą profanum. Zatem wczytując się w głąb metaforyki tego tomu poezji należy oczekiwać bardzo ciekawych odniesień i zestawień w kwestii odsłony słowa
– Otóż mówi poetka w trzeciej części wiersza Genesis ( str.5) tak:
(…)
A człowiek stał się
słowem
przez które
wszystko co złe
trwa
i mija co dobrym
być miało
Wpierw nastąpiło stworzenie: światłości, bo jest „dobrem” które odsłania – Tak! – jest to zapisane w II kor.4,6 w Pierwszej Księdze Mojżeszowej i brzmi tak: „… Oddzielił tedy Bóg światłość od ciemności”. – Natomiast w 6 wersie tej Pierwszej Księgi Mojżeszowej jest zapisane: „Potem rzekł Bóg: Niech powstanie sklepienie pośród wód i niech oddzieli wody od wód!”. Pierwszym Słowem, które otworzyło formułę światłości ku powstania Wielkiego uruchomienia energii, (która wydała głos – dźwięk) tzw. „zbiorowości”… było uwolnienie treści fizycznych: uwolniła się pramrówka pyłu z mroków – Dlatego do dziś powodowani jesteśmy do konieczności zadawania pytań ewolucyjnie. Konieczność powstaje wtedy gdy człowiek jest „zbiorowy ( mówi tak nawet Grotowski) i trzeba mu stawiać takie pytania by umiał odnaleźć przede wszystkim siebie samego, bo ważny jest przede wszystkim człowiek. To on wiedzie dzieło „twórstwa” ( jakby powiedziała Marianna Bocian) dlatego trwa wartość nadrealna zakodowana w człowieku. Dlatego człowiek naa jej podstawie tworzy…Tomik Marii Miłek jest kolejną odyseją(?), gdzie możemy irracjonalnie przeżyć i pójść na całość a nawet na coś więcej, a jeżeli kolejne wspomnienie – Możemy pójść we wspomnienie z przyszłości – bo wiele się zdarzy jeszcze w takiej przestrzeni. Spróbujmy zatem wstąpić głębiej w metaforykę tych wierszy. Oznajmia nam poetka, w filozoficzny sposób, o micie uniwersum mitów, o kabałach, które po micie pozostają otwarte – mówi wprost co potrafi przetrwać, w słowie pozostawionym w pamięci dla istoty samego człowieka… Przytoczmy pierwszy człon wiersza (str.15)
pt. „Kubek Fidiasza”:
Jak cud stworzenia zadziwiał świat
i oślepł blaskiem
ledwie go mieściła olimpijska świątynia
z tronu powstawszy sklepienie by uniósł
grzmiała posadzka chybotały kolumny
gdy śmiechem gromkim przepędzał cezara
zuchwalca co mienił się bogom być równy
i jak zdobyczą chciał nim zawładnąć
I trwał
znieruchomiały
zaklęty przez człowieka w kamień
milczący zimnym złotem
(…)
Wiemy dobrze, i jest pewnym, że nie zachowała się np. żadna rzeźba Fidiasza, chyba tylko Partenon z połową filarów, co zresztą wykonali jego uczniowie, ani nawet jedna inna rzeźba jego nie – ale ocalał drobiazg – jego kubek, a na nim NAPIS ( kto wie czy Herbert także nie użył tej myśli o kubku, jako o nagrobku?) uczyniony jego ręką: Feidio emi – (należę do Fidiasza) – Przypomina nam i oznajmia poetka bardzo znamienną rzecz, że pozostaną po nas tylko maleńkie ślady a złożą się one na pewno na wiedzę ogromną, tym bardziej, bo okupione są ślady homo – sapiens okrucieństwem i przelewaniem krwi zz naczynia do naczynia… i dalej. Ale nawet krew znika, ale wygrawerowany czyn na ciągu naszego istnienia pozostanie w słowie – Otóż życie – nasz byt, jest tylko przypadkiem – dopowie to inny poeta, a przypadek idący w czasie odpowiedniego czynu – nie ginie. Poetka opisując czyn Fidiasza: wielki posąg, który był wykonał cezarowi, mówi – przytacza z mitu: – władca mienił się Bogiem, mówi poetka jakby na równowagę tego kruchego kubka, że posagu ogromnego w chwale wzniesionego już nie i nie może być – ale kubek starożytny podpisany ręką ludzką jest.
Posąg przetopiono, a ogrom rzeźby i moc jej upada dalej, i nie ma już posagu despotyzmu! – SA tylko poszczególni jeszcze słaniający się w dymie despoci: spłonęło złoto w odchani ognia – już nie ma złota – jest prosty napis – podpis wypalony w tyglu czasu – wykonawcy zdarzeń. I jakby narrator widowiska, w drugiej części tego wiersza (str. 15), poetka kontynuuje swój poemat:
(…)
Słoneczny posąg boga
wielkość człowieka głosił
zwycięstwo chwili ponad czasu siłę
chwilę zwycięstwa i wolność
jakby istotą życia były
i trwać mogły
Zbyt wielki by przetrwał choćby wiek
siły natury i chciwość kupców
powalony
wyrwany z korzeni kamienia
jak kłoda leżał
czekając na ociosanie z blasku
pocięty sprzedany
ten co w niebo sięgał
myślą artysty płomienną
(…)
– Poetka chce przytoczyć także czyny despotyczne: Neronów, Kaligulów, władców burzycieli porządku świata, do współczesności – ich czyn jest zawsze okupiony krwią: hitlerków już nie ma – stalinów , a – Saddamów powieszono, Karadićów trzyma się w odosobnieniu, swąd po nich, i widma wyją w sercach, kiedy z kwadratowej głowy ti-vi, straszą innymi… Czy historia się powtarza? – nie! . Historia to biblioteka czasu, w której tylko słowo zmienia człowieka… spisuje, a ten zmienia czas. Poemat „Kubek Fidiasza” jest wspomnienie przyszłości. A takich wierszy jest kilka w tym tomiku. Czy podskórnie wiersze te mają symptomy poezji zaangażowanej(?) – być może tak, być może nie! – Ale proszę wybaczyć ( pani Mario ), że słyszę tutaj także słowa działające na intuicje człowieka, słyszę Herberta…raczej chodzi tu o rytm z Herberta – rytm wierszy i semantykę, która daje powody… Może przytoczę w to miejsce wiersz o nieskończoności – a to ból głowy każde twórcy i twórcy innych maści. Poetka dedykuje ten wiersz Milanowi Kunderze ( str.21) pt. „Apeiron”:
(…)
nie to przeraża co tracisz
lecz co zyskujesz w zamian
bolesne poznanie poraża
Teraz widzisz wyraźnie
oaza – światłem pragnienia jedynie
tylko pustynia nie jest mirażem
i nie ma pustki aż po kres nie ma
w miejsce po
wdziera się inna pełnia
(…)
płyniesz i na chwilę zapominasz
że nic cięższego
od pustki właśnie
– A więc, czas – czy pojemność przestrzeni? – należałoby pytać, czujemy tu jedno i drugie. Apeiro(s) – z greckiego bezgraniczny…(Anaksymandra z Miletu – bezgraniczna, otwarta kobieta) – Kobieta? – jak nie zgojona rana: jakby nienasycona i nieskończona bo przyzwalająca – regularnie krwawiąca przestrzeń, innym razem niespełniona, krążąca, jak pramateria świata, będąca ruchem świata podstawowym tworzywem zataczającego różne koła, w/g której funkcjonuje wszechświat „wszystkich innych spraw”. Natomiast o samym posiadaniu a jednocześnie utracie można mnożyć funkcje, lecz poetka daje nam jasność najpełniejszą i pewną: o takim przerażeniu, wielkości pożądania i straty lub zysku, i poznawaniu istoty materii, która porusza się lub rośnie zawsze względnie – Trzeba powiedzieć, że ciemność przeraża, ale kto wie czy utrata ciemności nie przerażałaby bardziej, gdyż nie oświetlałoby nas jaśniej samo światło(?).
– Nie bez kozery świadczy tez mitologia, że to właśnie w mrokach czeka na nas ciągle czyn i spełnienie i niewiadoma: zjawa – głowa Meduzy, a też nie każdy może sobie z tą ciemnością poradzić, nie każdy może ściąć jej głowę temu potworowi jak Perseusz. Pustki nie ma, i nie może być – z głowy Meduzy rodzi się Pegaz – biel, biegnąca brzegiem pełni morza…jak piana. Mówi poetka wprost, ze przerażać może dziś brak cnoty, i jej obrońców oraz twórców. – może i o tym poetka mówi: poznanie każde woła i jest swego rodzaju bólem, większym – mniejszym…lub bardzo irracjonalnym, po przez którą stykamy się dla istoty fizyczności(?), która jakby podskórnie żyje, i być może wiersz „Epiktetom” jest przedłużeniem tej filozofii? – pisze autorka (str.25) tak:
Zbyt wiele lat
by nie stać obróconym w przeszłość
zbyt mało przecież
aby nie drętwieć patrząc przed siebie
przecież już
przecież jeszcze
wszystko na nic
rady stoików i mnichów mądrość
spokojna radość
to wszystko nic
choć takie prawdziwe
(…)
– Przywołuje autorka Epikteta filozofa z Herapolis, który uczył prohairezy , czyli odróżniania człowieka od zwierząt. Dziś mądrzejsi jesteśmy, choćby o wiedzę, że mamy ich za swoich krewnych, i dlatego nie należy ich zabijać, a nawet poniżać.. „Zbyt wiele lat by nie stać obróconym w przeszłość, zbyt mało przecież aby nie drętwieć patrząc przed siebie” – Jeżeli tutaj mowa o ewolucji fizycznej, to świat zwierząt nadal rządzi się innym czasem. Lecz jakby nie może trwać bez nas, choćby dlatego, że wymierające gatunki humanum – docta naprawiamy…Zatem trwamy w przestrzeni, która ściera się na naszej przestrzeni jak rzeka – dryfujemy w zbiorowości.
W wierszu „Ananke” (str. 26) poetka przytacza symbole konieczności, czyli pewnego uporu i konsekwencji(?). Konieczność pycha nas do przodu, daje pragnienie i satysfakcję oraz nadaje rytm naszej obecności w drodze. Ananke odgrywała ważna rolę w teologicznych rozważaniach orfików. Poetka wybiera za wzór: Syzyfa, Odysa, Ariadnę, i Safonę, która stanęła na skale Leukadyjskiej . Ananke, będąc matką Mojr , ale też czynną kochanką Zeusa, wiedziała co to jest miłość przeznaczona. Myślę dlatego poetka przytacza także Safonę, mówi jak Ananke ( str. 26) tak:
Doprawdy – dziwię się Syzyfowi
nie wiem
upór to czy złudzenie
przecież
żadna wina tak wielka
by karą być miała wieczna nadzieja
żadem głaz tak kamienny
by nie skruszył wiary
– Czyni autorka zbyt śmiałą ironię tego zasadniczego mitu do losu i przyczyny życia, które tutaj na ziemi jest pracą i nadzieją powiązaną najbardziej z wiarą – Przecież wiara i nadzieja to dwie bliźniacze kłócące się non – stop siostry! – Stawia nas poetka pod murem, żebyśmy wybrali. Dalej, w tym samym wierszu, (str.26) kontynuuje:
Nie rozumiem Odysa
zbyt daleko odpłynął
jego kraina już nie taka
utkanego czasu
nie można wypruć z krosien losu
ani zwinąć w kłębek
Na cóż Ariadnie nić
Nie ma tak długiej
by wyprowadziła z labiryntu
rzeczywistości
(…)
Żadna skała tak wysoka
by nie widzieć
odpływającego okrętu
(…)
Tylko ta jedna
Leukadyjska
na której stanęła nieszczęsna Safona
jakby zbrodnią była miłość
milczał obok wyniosły Apollo
(…)
„Wiem moje ręce nie dotkną nieba”
Teraz już cisza…
(…)
– Otóż, znamiennym tutaj jest, że poetka swój tomik zaczęła od Biblijnego Genesis wprowadzając nas w zaułek naszych szarych komórek stwarzania zbiorowego. Wszystko zaczęło się od SŁOWA… Życie umieranie, określony byt – Tanatos, Hybnos – otwarte oczy dla wieczności, zataczając jakby matematycznie rajskie koło. Poczyniła poetka pewnego rodzaju krzywą, dokonując wielu porównań sacrum – profanum, podnosząc wątki istoty natury na wyższą jakość. Pewnie czyni takie zestawienia, żeby uświadomić czytelnikowi zwłaszcza inteligentnemu wiele rzeczy, o których zapomnieliśmy – a najbardziej o logice tworzenia. Ta wędrówka z LOGOSEM daje nam także do myślenia: o kardynalnej istocie rachunku prawdopodobieństwa – i jakby przeprowadza nas przez zestaw liczb i cyfr, gdzie tylko raz wpisujemy się własnym czynem w sens życia – Wiersze w pierwszym rozdziale, które jak się wydaje najbardziej przypadają mnie do gustu, są jak domniemam, filozoficzną rozprawą z Biblią a jednocześnie Mitologią. Zarówno Jedno jak i Drugie bywa okrutne oraz opiera się o siebie
– Natomiast mimo wielu wynalazków, w tym w sferze duchowej, bierzemy coraz większy ciężar na siebie – Klęska i zwycięstwo to domena Pisma Świętego i Mitologii. Natomiast Miłek dostarcza nam w takim zestawieniu pewnego kłopotu myśliwego… Mówi o rzeczach kardynalnych – a jednocześnie wyłuskuje rzeczy, które nieuchronnie dziś uchodzą – zostają po drodze… Daje nam do rąk narzędzie logiki jako motykę, do upraw podstawy bytu cnót i przywrócenia natury odpowiedzialności.
– Daje poetka ponownie upust cnoty intymności, zestawiając Miłość i Nadzieję sobie…
A widzimy to w wierszu dedykowanemu ojcu, kiedy to Jego Tanatos opuszcza znicz ku dołowi gasząc płomień. Później poetka, na udeptanej ścieżce nadziei, w swoim własnym ogrodzie, odnajduje piękne odnogi i zaprasza, do wstąpienia, celem towarzyszenia dalszym cnotom – ma odwagę mówić szerzej o ich pięknie…
– Tutaj może to być cykl wierszy szpitalnych, spisanych z autopsji… W takiej mistyce miłości – pojawia się zaborcza śmierć. Później już tylko transcendencja: myśl – uczucie, siła – prawda, iksjonowe koło błędów – labirynty… Zaprasza autorka nas na te ścieżki, żebyśmy na nowo, nie śpiesząc się, odpytali siebie na nowo(?) w każdej bocznej ścieżynie co do wartości tego konkretnego słowa. Zatem tomik ten jest określoną Studnią Pamięci, do której można zajrzeć, w przeciwieństwie do studni Pamięci z Przyszłości, do której nie każdy ma odwagę zajrzeć. Wiersze te to piękny i odważny dialog z zapisem historii człowieczeństwa i sobą osobiście… Tego typu poetyka, z zadaniem na uniwersum i filozofią logosu, musi prowadzić do dyskusji – i prowadzi. Autorka i narratorka zapytuje, zwłaszcza w tej wstępnej części, co było pierwsze siebie samej dając test na wiarę… Biblia – Mitologia(?).
– Szukam w tym zbiorze wiersza tytułowego i nie znajduję. Ale znajduję jakby bliźniaczy w metaforyce Odysei wiersz pt. „Jeszcze jakieś jutro” (str.76), poetka mówi tak:
Kiedy życiu zabraknie życia
czas liczy się najtrudniej
od świtu do zmierzchu
boli najdłużej od zmroku do świtu
(…)
I kiedy mosty zwodzą
bo nie ma innego brzegu
a drogi wcale nie wracają
skąd wyszły
i próżne czekanie-
(…)
byle tylko
nie pochylić się
nad zatrutą studnią
pamięci
– Samotność, niepewna czasu, jest na pewno bardzo dramatyczną odyseją. Jest to odyseja czekania a nie poszukiwania – tym bardziej okrutna, gdyż poetka ma świadomość okrucieństwa i potęgi mitu, ma też odwagę przywoływać antropologicznie, czyli uczłowieczając pojęcie nadzieji, która zawsze może być orężem, ale daje znać, że bardziej w Piśmie Świętym – często także w Mitologii, która była pierwsza. Prawdy mitologiczne, zdaje się zauważyć, były pierwsze(?) – Dopiero później pojawiło się uniwersum zapisów biblijnych. Nadzieja, czyli tutaj wiara, wydać się może jutro oazą, albo jakaś powrotną chwilą z jabłkiem w ręku – A jednak to logos ( logika) i upór naprowadził Odysa na ślad do siebie, czyli do Itaki, gdzie czekała go arcynagroda. Wypatrywanie szczytów, masztów, które stoją po obu stronach naszego wędrowania jak przeznaczenie… tutaj w tomiku nie jest wymieniana Penelopa, ale Safona, na wysokiej skale Leukadyjskiej(?) – to ma swoiste znaczenie dla wartości wspomnianych wcześniej.
– Otóż dłużej wolnymi żyć nie mogą ci, którzy mają największą, czyli bezgraniczną wolność. Odchodzą spełnieni jakby w jeszcze większą wolność z wiedzą dostatecznej nadziei od zatrutej studni. Za naszych katastroficznych czasów odeszli poeci: Stachura, Gielo, Milczewski, Ratoń, Babiński, inni „robiący” w słowie… Ale wracając, (również na str.75) przytoczyć chcę wiersz, poświęcony ojcu, w który, jakby wchodzi, lub nakłada się wiersz z innej strony i wypełnia ostatnim ziarnkiem światłość. Poetka dopowie tak:
(…)
Zegar kroplówki
odmierza powoli zdławione sekundy
motyl oddechu igłą przyszpilony do snu
żłobionego bolesną bruzdą
(…)
dziś nie mogę utrzymać nawet powietrza
drżącymi palcami
rozgarniają płótno czasu
na ostatnich metrach
najciężej z dróg
umilkły już stopy strudzone
zamarzło światło na twarzy
zdmuchnięte ostatnim westchnieniem
oczom –
już tylko światłość
( 8 listopada 1993 – 1 wrzesień 1994)
– Myślę tyle ile czasu przeznacza się czasu nadziei ( żałoby) na katharsis dla miłości.
Reasumując: wiersze Marii Miłek to pokaz wiedzy i umiejętności oraz wiadomości z filozofii. To jakby test filozoficzny o rozwiązywaniu tajemnicy i fenomenu życia za pomocą nagiego Logosu. Poetka nie bez kozery zaczęła swoją książkę od Genesis, bo stwarzanie to umieranie dla każdej chwili, która pozostaje w jakiejś treści całkowitej(?). To taki systematyczny rozbiór a jednocześnie pytanie na uniwersum oraz lustro irracjonalności, które posiada tylko człowiek. Zatem niech przytoczę, już na zakończenie, początek wiersza (str.74)
pt. „Próg”;
Jednak wciąż czekasz
na ciszę pierwszego śniegu
przejrzystą biel myśli
złożonych w kołysce pamięci
kołysanych skrzydłami anioła
czekasz jak na błękit snu
uśpionego płatkami pocałunku
(…)
Zbigniew Kresowaty
Maria Miłek – Maszt Odysa, Wydawnictwo ORGANON – Zielona Góra, ISBN 978 – 83 – 87294 – 51 – 9 , s. 120, twarda okładka, 2008 r.